fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Zagrywka w rozgrywce

Był raz pewien On. On był dumnym stróżem prawa, które naginał  tylko wtedy,  gdy w jego  rozumku gruntowało się przekonanie o zachodzącej ku temu konieczności, wraz ze współistniejąco rosnącym pragnieniem podporządkowania  sobie litery prawa, zwanego przez niego  dumnie wyższą koniecznością. Nie wiedzieć czemu ożenił się On z dużo starszą od siebie Oną, która ku uciesze gawiedzi była kobietą używając eufemizmu mało atrakcyjną, używając dosłowności zaniedbaną intelektualnie i zapuszczoną fizycznie…a może to było na odwrót? Pudelkowa hałastra zalana falą nierzetelnych informacji, dziś już tego nie pamięta. Podobno przypominała mu koleżankę matki, w której rzekomo podkochiwał się jako młode pacholę. Wybór ten, choć wzbudzający zakulisowe ploteczki i odium zgorszenia pomieszanego z ożywieniem i kontrowersją, dla zgrai obserwatorów stanowił tak zwaną  pożywkę dla mas… pardon… dla nas. Ożenek ten w jego naturalnym środowisku nie spowodował lawiny spodziewanych zmian. Nadal przedkładał estetykę nad przyzwoitość i etykę, że o zalążkach wyrugowanej moralności nie warto wspominać, zatem narybek młodych stażystek, praktykantek i wolontariuszek niczym barwny korowód  prężnie wdzięczył się na szarych korytarzach kancelarii, nie pozostawiając wszakże Onego w odium niewzruszenia,  bezczynności i nieodwzajemnienia. Jako zamożny esteta czerpał z życia garściami barwy niczym jesień soki z liści.

Ona bezradnie przymykała na to oko, próbując ratować resztki ulatującej wraz z reputacją godności, szeptem usprawiedliwienia upodlając się i pogrążając coraz mocniej w otchłani własnej niemocy.

Zrezygnowała  z kobiecej solidarności, podpisując akt kapitulacji, jak rzuconą od niechcenia intercyzę. Do ostatniego tchnienia wyrzucając pogardliwe: To one, to one, to one, to ich, to przez nie. Słowo powtarzane, staje się ciałem.

Ciał pięknych młodych prawniczek prężyło się w kancelarii bez liku. Aż pewnego dnia pojawiła się Ona numer dwa, która prócz powalającej urody obdarzona została obficie nie tylko biustem, ale też przebiegłością,  sprytem i zmysłem starannej, skrupulatnej obserwacji połączonej cienką niteczką z nurtem krwiobiegu zimnej kalkulacji. Umiała nie tylko ściągać majtki, ale i wyciągać wnioski. Do rozmysłu i manipulacji też trzeba mieć predyspozycje… I Ona numer dwa je miała…do tego stopnia, że zdołała zbliżyć się nie tyko do Onego, ale też do Onej żony, która dała sobie wmówić, że młoda, ambitna prawniczka kipiąca seksapilem, to ich polisa na później, pomoc przysposobiona…ona…ona…ona… córeczka….uwrażliwiona.

Zadbała, a jakże, głównie o własny wizerunek i byt. Poczyniła czystki w konkurencji, że aż pogwizdywały braki kadrowe. Przejęła kancelarię.

Zrezygnowała  z kobiecej solidarności, niczym rozgorączkowany autograf dla fana podpisując akt własności.

Ona druga. Do ostatniego tchnienia wyrzucając pogardliwe: To one, to one, to one, to ich, to przez nie. Słowo powtarzane, staje się ciałem.

On miał jeszcze nieślubną córkę, której prócz nazwiska to i owo jednak zapisał. U niej też zjawiały się prócz smutnych bezpańskich kotów, zapłakane stażystki.

 Zrezygnowała  z kobiecej solidarności, podpisując akt kapitulacji, jak z uśmiechem przyjęty opasły testament.

I ona też. Do ostatniego tchnienia wyrzucając pogardliwe: To one, to one, to one, to ich, to przez nie. Słowo powtarzane, staje się ciałem.

 

Skip to content