Opowieść o Sinéad O’Connor, Korze i Marii Peszek
Jeśli jesteś osobą ortodoksyjnie religijną, czytasz na własną odpowiedzialność.
To nie są buntowniczki z wyboru, to są buntowniczki, którym świat nie pozostawił wyboru.
Trzy ikoniczne indywidualistki, bezkompromisowe w wypowiadaniu własnej prawdy, gotowe przeciwstawiać się goliatom w imię własnych wewnętrznych wartości i przekonań. Piekielnie piękne i nieziemsko utalentowane. Boginie, które mogły na własnych olimpach: pachnąc odcinać kupony, ale zeszły z nieba dla nas ku pociesze, a dla swego własnego dobrostanu wrażliwości…niestety, i postanowiły walczyć z zastanym, przyciasnym gorsetem niereformowalności, z kolebkami konformizmu, zaduchem ciasnomyślicielstwa, ksenofobią i całą tą zatęchłą piwnicą stereotypów. Pragnęły oddać głos skrzywdzonym, a bezgłośnym, tym, którzy nie zawsze (a właściwie prawie nigdy) nie potrafili wyzwolić w sobie siły i oręża do tak nierównej walki.
Żadna z nich nie miała wpisanej w DNA uległości i niesmacznie mylonej ze skromnością pokory. Każda o splocie twardości żelaznego ducha z delikatnością nocnego motyla. Charyzmatyczne, podziwiane, pożądane; ale też tłamszone, polewane sosem hejtu i nienawiści, poszukiwaczki sensów pozapryncypialnych, prawdy, obrończynie ideałów, wartości, a nawet zwykłej ludzkiej przyzwoitości, która stawała się na ich i naszych oczach towarem deficytowym.
Maria Peszek napisała nawet piosenkę o tej zaciekłości i nienawiści, jaką sączy się i ulewa internetowy ściek:
List, list, list w białej kopercie
Ktoś, ktoś grozi mi śmiercią
Śmierdzisz lesbą ty lewackie ścierwo
Głupia suko, żydowska kurewno…[1]
Kora, Sinéad i Maria wyprzedzają swoje czasy, są profetyczne, mistyczne, gorące, nie przystają do naszego łez padołu, do naszego religijnego piekiełka, grajdołu. Ale na szczęście pojawiły się, by oświetlać mroczne drogi. Twórczość każdej z tych niezwykłych Artystek oczyszcza nas ze skorupy naleciałości, omszenia, przyzwyczajeń, poddawania się cudzym oczekiwaniom i osądom, czołobitności, uwalniając nas od wszelkich zapędów (przy)musu.
Dzieci- ofiary żyją ze wstydem, upokorzeniem i poczuciem winy. Jest im trudno odnieść się do traumatycznych wydarzeń, więc niosą to w sobie niekiedy przez wiele lat. Stąd taka potrzeba, by ktoś inny: może odważniejszy i z zewnątrz, ktoś o dużej empatii, wykrzyczał ich ból.
Wyruszmy w podróż do wyspy Trzech Syren: Sinéad O’Connor, Kory i Marii Peszek.
Irlandia lat 80-tych i 90-tych XX w. oraz początku w. XXI, jaką znała i w jakiej najpierw na stałe, a potem okresowo mieszkała Sinéad O’Connor, to kraj wspominany przez nią jako ten, w którym dużo się piło, paliło (nie tylko tytoniu), gdzie podstawowy system opieki zdrowotnej leżał i kwiczał, a Kościół ingerował, czyli mówiąc kolokwialnie mieszał się do polityki i niemal wszystkich sfer ludzkiego życia, silnie na nie oddziałując. Czy to nam, aby czegoś nie przypomina?!
Sinéad stawała zawsze po stronnie słabszych, wykluczonych, będących mniejszością, pokrzywdzonych, lecz choć zwykle obrywało jej się rykoszetem i płaciła za to wysoką cenę, nigdy się przy tym nie wahała, nie kalkulowała, była bezkompromisowym, spontanicznym wolnym duchem, którego nikt nie zdołał ujarzmić, zamknąć w klatce i ugładzić. Bez względu na to, czy chodziło o jej kontrowersyjny wizerunek, poglądy, zdarzenia, czy teksty które śpiewała.
Mimo że nie ceniła wysoko raperów, a na MC Hammera była po prostu wściekła po tym, jak (jej zdaniem) dla własnej promocji podarował jej bilet do ojczyzny z zachętą, by do niej wróciła, gdy uznała coś za niesprawiedliwe, walczyła i solidaryzowała się, nie patrząc na tego rodzaju małostkowe animozje. I tak ,,w 1991 roku, choć wręczono nagrodę Grammy w kategorii rap, nie pokazano tego w telewizji. Społeczność raperów przeprowadziła więc bojkot. ,,A ja [pisała w swej autobiografii przyp. red.] nosiłam z boku głowy wygolone i zafarbowane logo Public Enemy, żeby można je było zobaczyć w telewizorach na całym świecie”[2].
Sinéad miała niebywałe poczucie humoru i wielokrotnie podkreślała, że uwielbia się zaśmiewać do łez. Było ono również bardzo naturalne, a nawet naturalistyczne. Potrafiła ją rozbawić umieszczona w autokarze (którym wraz z całą ekipą jeździła w trasy koncertowe) tabliczka z napisem: ,, tylko płyny”, który ni mniej nie więcej znaczył tyle, że w autokarowej toalecie można było zrobić tylko siusiu.
Sinéad kochała dzieci, sama miała ich czworo, i kiedy widziała, że prawa dziecka są łamane, zawsze stawała w ich obronie. Szczególnie dużo zaangażowania i zaciekłości wykazywała w walce z pedofilią, zwłaszcza w Kościele katolickim, ale nie tylko tam, również np. w show- biznesie. Zapewne niebagatelny wpływ na taką postawę miało jej tragiczne dzieciństwo.
Kiedyś Sinéad powiedziała:,, Kiedy żyje się z diabłem, odnajduje się Boga”[3]. Czy miała na myśli swoją matkę i życie z nią pod jednym dachem (z przerwami) do 18 roku życia?
W 1975 roku, gdy Sinéad miała zaledwie 9 lat, jej rodzice się rozwiedli, a opiekę nad czworgiem dzieci (Joe, Sinéad, Eimear i Johmem) otrzymał tata i jego druga żona Viola, jednak po pół roku dzieci tęskniąc za matką, postanowiły do niej wrócić. Sinéad w domu matki, który okazał się niewypowiedzianie przemocowy, przebywała początkowo do 13 roku życia.
Marie O’Connor zginęła w wypadku samochodowym w 1985 roku, co córka skwitowała w programie telewizyjnym, odpowiadając na pytanie za co kochała matkę, słowami;,, za to, że umarła”.
A jako, że Sinéad była pełna sprzeczności, a stosunki z rodzicami (szczególnie z matką) były naprawdę skomplikowane, w autobiografii napisała:,, Wiedzcie, proszę, że jestem pełna głębokiej i nieskończonej miłości do obydwojga moich rodziców, którzy robili wszystko najlepiej, jak mogli w bardzo ciężkich czasach dla Irlandii i Irlandczyków”[4].
Psychologowie zgodnie twierdzą, że dzieci doświadczające przemocy ze strony rodzica, nie przestają go kochać, one przestają kochać siebie.
Matka Sinéad była niesłychanie okrutna i w okrucieństwie swym wyrafinowana, czerpiąca przyjemność z torturowania własnych dzieci, ale oddajmy głos córce:,, Jestem zazdrosna, kiedy patrzę, jak matki obejmują inne dziewczyny ze szkoły […] i tak się z nimi przechadzają. To dlatego, że jestem dzieckiem, które płacze ze strachu w ostatnim dniu lekcji, przed letnimi wakacjami. Muszę udawać, że zgubiłam swój kij do hokeja na trawie, bo wiem, że matka będzie mnie nim tłukła przez całe lato, jeśli go wezmę do domu. Ale ona zamiast niego bierze kij od szczotki. Każe mi rozebrać się do naga, położyć na podłodze, rozłożyć nogi i ręce, a wtedy okłada mnie miotłą po miejscach intymnych. Każe mi raz po raz powtarzać: <<jestem niczym>>, bo w przeciwnym razie nie przestanie mnie tłuc. Mówi, że chce roztrzaskać mi łono. Każe mi siebie błagać o <<zmiłowanie>>”[5].
Bicie to nie wszystko, matka znajduje inne opresyjne metody znęcania się i upokarzania, kary są niezwykle surowe i nieadekwatne do przewinień, za brak guzika przy sukience ,,znów pobiła mnie gołą, a potem zabrała mi żarówkę z pokoju i zamknęła mnie w nim i pojechała z całą resztą [do koleżanki przyp. red]. […] Nie jadłam przez cały weekend i sikałam na podłogę. Kiedy matka wróciła, wściekła się i stłukła mnie za to. Musiałam […] pojechać do szpitala, bo koszmarnie bolał mnie brzuch. Miły młody lekarz powiedział: <<Dziecko nie jadło>>. Matka odrzekła, że jadłam gulasz, ale tak wcale nie było”[6].
,,…robiłyśmy [z siostrą przyp. red] wszystko, żeby uniknąć bycia w domu.[…] Robiłyśmy wszystko, żeby nie wracać, bo w domu czekało na nas tylko lanie. W niektóre wieczory jeździłyśmy po prostu autobusem od jednego końca linii do drugiego z nadzieją, że matka będzie już spała, kiedy wrócimy do domu. Stanowiłyśmy dziwny widok: żebrzące dzieci z klasy średniej w brudnych, od lat niepranych ubraniach. Nieźle nam szło to żebranie- musiało, bo inaczej byśmy głodowały. Latem, kiedy wszystkie dzieci cieszyły się na czas spędzony w domu, my ukrywałyśmy nasze kije do hokeja […] i płakałyśmy. Wiedziałyśmy, że czekają nas tygodnie przemocy. Inne dzieci oczekiwały tygodni radości, ich matki się uśmiechały. Nasza toczyła pianę z ust”[7].
Pewnego dnia matka chciała zemścić się na synu za jego ucieczkę z domu, więc wsadziła Sinéad do samochodu i zaczęła jechać pod prąd. Przemoc dotykała zresztą nie tylko Sinéad, ale całe jej rodzeństwo. ,,Mój braciszek John jest ode mnie dwa lata młodszy. Miał bardzo ciężko z moją matką. Noce, w które słyszałam, jak krzyczy błagając o litość (na jej rozkaz) i nie mogłam go uratować, miały ogromny wpływ na mój aktywizm i problemy z radzeniem sobie z agresją. Nie mogłam go uratować. Nie mogłam go uchronić. […] Przez całe życie jestem wściekła na moją matkę. Ale przeniosłam to uczucie gdzie indziej. Nie byłam w stanie przyznać, że jestem wściekła właśnie na nią, więc wyładowywałam się na świecie. […] Gdybym mogła się cofnąć w czasie i uderzyć moją matkę albo doprowadzić do jej aresztowania, zrobiłabym to”[8].
Marie niszczyła swoje dzieci na wiele sposobów. Uczyła jej kraść, ponieważ sama w ten sposób zarabiała na życie. Prawdopodobnie miała problemy psychiczne i zdarzało jej się też czasowo przebywać na oddziałach psychiatrycznych.
Macochę Violę Sinéad uwielbiała: ,,Pragnęłabym z całego serca, żeby to ona była moją matką. Czasem się na nią wściekam, że nią nie jest”[9].
Sinéad trafiła wreszcie do szkoły prowadzonej przez zakonnice, ale nie wspominała jej źle, być może piekło jakie przeszła w domu, zmieniało percepcję, a sama izolacja od matki wydawała się zbawienna. Siostra zakonna o imieniu Margaret była miła i wspierająca, kupiła Sinéad gitarę i wybrane przez podopieczną śpiewniki (wcale nie z muzyką sakralna, lecz np. z utworami i chwytami gitarowymi Boba Dylana), co wydaje się dość liberalne. Karą za przewinienia młodych uczennic były ciche dni lub spanie na materacu. Nic nie wspomina o karach cielesnych czy nadużyciach.
O panującej w szkole katolickiej atmosferze luzu świadczy choćby ten fragment jej wspomnień: ,,stara, pulchna zakonnica wparowała pewnego popołudnia do naszej klasy. Nie widziałyśmy jej nigdy wcześniej i nie miałyśmy zielonego pojęcia, po co przyszła. Sięgnęła po kredę, nie wypowiedziawszy ani słowa, i jednym ruchem narysowała wielkiego penisa w erekcji, wycelowanego w sufit. Miał chyba z trzydzieści centymetrów i wielką parę jaj pod spodem. Nim skończyła rysunek, turlałyśmy się ze śmiechu po podłodze. […] W końcu wybiegła z klasy. I tyle było z edukacji seksualnej”[10].
Czy, aby ta Irlandia nie jest bliżej Polski niż nam się wydaje: ,,a ty się temu nie dziwisz, wiesz dobrze, co byłoby dalej…
…wciąż kocham Cię jak Irlandię’’[11].
Zgoła inaczej wspominała swój pobyt u sióstr prezentek Kora Jackowska vel Sipowicz, która trafiła do domu dziecka w Jordanowie przy Rynku pod numerem 45, mając zaledwie 4 lata i spędzając tam kolejnych 5.
Obie wokalistki walczyły z nawracającą depresją i miały próby samobójcze, na co kluczowy wpływ miało trudne, straumatyzowane dzieciństwo każdej z nich.
Kora trafiła do zakonnic po tym, jak jej matka zachorowała na gruźlicę i długo leczyła się w sanatorium poza Krakowem, natomiast ojciec nie potrafił sam zajmować się piątką dzieci. Potem Kora trafiała jeszcze do różnych osób z dalszej rodziny: do wujostwa w Jabłonowie Pomorskim, gdzie ciotka traktowała Korę, jak detektywa mającego powinność szpiegowania jej męża, o którego była chorobliwie zazdrosna, później zaś do ciotki w Przyłęku, która zdaniem Kory ,,była wariatką”. Nikt nie sprawował nad tą małą wrażliwą dziewczynką właściwej opieki i nie dawał jej poczucia bezpieczeństwa. Brała więc świat we własne ręce, bo życie ją do tego niewątpliwie bezceremonialnie zmusiło, los ją na to skazał. Co sama często podkreślała, żyła w ciągłej opresji, naturalną koleją rzeczy zaczęła się wiec przeciw temu buntować. Mówiła czasem, że bywa agresywna, bo spowodowało to ciągłe życie w opresji.
Za swoją misję uważała pomoc: ,,chcę uwolnić Polaków od strachu”- mówiła w wywiadzie dla Olgi Tokarczuk, tym samym, w którym wywróżyła rozmówczyni Nobla.
Tak to się dziwnie splotło, że Sinéad choć została w pewien sposób ochroniona przez szkołę katolicką, zmieniła nastawienie do katolicyzmu, dając temu wyraz poprzez zmianę wyznania, a Kora, która wiele wycierpiała w katolickim sierocińcu, do końca życia kochała madonny i malowała ich gipsowe figurki, co być może było wieczną i nieutuloną tęsknotą za matką, której miała w życiu za mało, i być może nie miało charakteru stricte sakralnego.
W sierocińcu prowadzonym przez zakonnice, Kora nie była już Oleńką ani Ciucią (jak pieszczotliwie zwracała się do niej mama), lecz numerem siedem (niektóre źródła podają też numer osiem). Kora w swej autobiografii pisała:,, ,,Zakonnice stwarzały ciągle atmosferę jakiegoś zaciemniania, żeby to dziecko, broń Boże, nie było za wesołe, za radosne i zbyt beztroskie. Miało pozostawać permanentnie zalęknione”[12].
,,Wszystko było w klasztorze naprężone, żadnej radości czy śmiechu. One naprężone w tych kornetach, my naprężone, omotane tą religią, tym strachem, tym grzechem, tym kościołem…Za dużo egzekwowano od dziecka i dziecko robiło wiele rzeczy mechanicznie. Ja nie mogłam dociec, dlaczego tyle się od nas wymaga. Działałam przez to, jak mechanizm, jak automat”[13]– wspominała po latach Kora.
,,Stosunek zakonnic do dzieci był straszny. Kary cielesne za moczenie nocne! Moja nerwica objawiała się między innymi tym, że sikałam, przez co byłam upokarzana, musiałam trzymać [przez] kilka godzin rozpostarte mokre prześcieradła. Dzieci były bite różańcami, bardzo silnie ciągnięte za uszy. Ja miałam zupełnie naderwane. Zakonnice biły swoimi różańcami zrobionymi ze specjalnie poskręcanych grubych białych sznurów, którymi się opasywały.[…] Tak nas karano, aby zmniejszyć poczucie własnej wartości. Ustawicznie nas upokarzano, a kary cielesne były potworne, na przykład: mazanie dziecka kałem za to, że zrobiło w majtki […], zakonnica […] nacierała tą kupą za pomocą ryżowej szczotki do szorowania podłóg. Stało to maleńkie dziecko całkowicie wystraszone, a ona tą kupą je od stóp do głów smarowała. Albo jedno dziecko musiało bić drugie: jedna dziewczynka biła drugą linijką. Dręczyły psychicznie.[…] Nocami czytałam przy świetle księżyca. Gdy się zorientowały, że czytam w nocy, to mnie za to biły, zabierały mi książkę.Za karę przestałam być członkiem biblioteki; była to najgorsza kara, jaka mogła mnie spotkać. Książki były jedną z tych rzeczy, które mnie jakoś odrywały od tego wszystkiego.[…] ,,Wszystko wydawało mi się wielką tajemnicą i ciągłym zastraszaniem. Mam wrażenie, że cały czas byłam w kościele, albo na lekcji religii. Zdarzało się, że chodziłyśmy do kościoła po pięć razy dziennie, na przykład w czasie świąt majowych. Wszystko to było jednak bardzo mechaniczne, zero wiary. Zakonnice ciągle pytały nas, małe dziewczynki: kim zostaniesz? No to broń Boże nie można było odpowiedzieć inaczej, jak: zakonnicą. Często nas też pytano, czy miałyśmy już objawienie. Też trzeba było odpowiadać, że miałyśmy. Dziecko staje się w pewnym momencie sprytne, wie, czego się od niego oczekuje. Gdy zakonnica pyta ciebie, czy miałaś objawienie, to oczywiście mówisz, że tak. Bóg zatem objawiał nam się bez przerwy”[14].
W sierocińcu panowała permanentna inwigilacja, o żadnej intymności nie mogło być w takim miejscu mowy: ,,Siostry były szczególnie czujne, jeśli chodziło o sprawy seksu: kontrolowały, czy dziewczynki się nie onanizują. Gdy się leżało, trzeba było mieć ręce skrzyżowane jak do modlitwy. Zakonnice w nocy sprawdzały, co dziewczynki robią: gwałtowne zrzucanie kołdry, latarka w oczy. I to wszystko dzieciom, które już przecież były bardzo znerwicowane […]”[15].
,,Pod koniec tygodnia gromadziły nas wszystkie i było publiczne pokazywanie rajstop. Miały być białe, ale przecież po tygodniu używania nie mogły być białe”[16].
,,Jak patrzę na to z dzisiejszej perspektywy, to wydaje mi się, że one same musiały być potwornie nieszczęśliwe i to swoje nieszczęście przelewały na dzieci, dlatego były takie okrutne. Przy okazji należy zaznaczyć, że były to kobiety o różnym stopniu rozwoju intelektualnego. Większość z nich to dziewczyny, które szły do zakonu, bo taki był wtedy zwyczaj, szczególnie na wsi. Część z własnego wyboru. Istniał jednak zwyczaj, zarówno na wsi, jak i w mieście, w domach inteligenckich, że jedna z córek szła do klasztoru, a jeden z synów <<na księdza>>”[17]. Czy Kora próbowała w ten sposób jakoś zrozumieć i zracjonalizować sobie poczynania zakonnic?! Być może; ale z całą pewnością nie usprawiedliwić…bo tego nie da się usprawiedliwić ani wybaczyć, czemu zresztą dała wyraz w dalszej części autobiografii: ,,Po latach jedna z zakonnic próbowała skontaktować się ze mną. To była <<mateczka>>. Zadzwoniła do mojego sąsiada w Krakowie i chciała się ze mną spotkać. Nie miałam na to ochoty.[…] Być może nawet powinnam do niej pójść. Jednak chyba nie sposób nie obwiniać jej o to, co się działo, ponieważ musiała wiedzieć, że dzieci cierpią. Od niej przecież zależało, jaki był stosunek zakonnic do nas i czego się od nas wymagało. To, że się teraz do mnie zgłasza, bo wie, kim jestem, nie stanowi powodu bym miała jej wybaczyć, przecież była dorosłym człowiekiem. Nie wiedziała, że to jest złe? Nie wiedziała, że dzieci się źle czują? Nie umiała wniknąć w psychikę dziecka, nie umiała okiełznać tego, co działo się między zakonnicami. Nie była zatem dobrą <<mateczką>>”[18].
,,Bardzo wcześnie odkryłam, że za religią, za pięknymi słowami, za wiarą, za poświęceniem, objawieniem, kryje się fałsz. Przynajmniej w tym wydaniu, które ja widziałam od dziecka. Moje złe przygody z księżmi; widziałam seksualne dewiacje, zakłamanie tych, którzy się modlą, a jednocześnie dręczą dzieci, tak jak nas dręczono”[19]– pisała.
Czy w tej czystości i bezgrzeszności, którą zakonnice tak surowo egzekwowały od dzieci, sobie pobłażały?!
,,… Zakonnice onanizują się, uprawiają seks, księża tak samo. Przecież to powszechnie wiadome, tylko skrywane. Albo robią to sami ze sobą, albo między sobą, w obrębie tej samej płci. W klasztorze, gdzie się <<wychowałam>>, jedna z zakonnic, przełożona siostra Weronika, okazała się lesbijką i w związku z tym moja siostra [Hanna Kubczak wtedy Ostrowska przyp. red] (była cudownie rozwiniętą, młodą dziewczyną z pięknymi piersiami) była przez nią napastowana seksualnie”[20]– pisała Kora.
,,Ksiądz, który moim zdaniem, jest urzędnikiem, dlaczego nie ma mieć żony i dzieci? Nie wiadomo dlaczego człowiek może się obżerać, tyć, tak jak to robią księża, a nie może się kochać. Obżarstwo i pycha to są dopiero grzechy. Moim zdaniem to absurd, totalny brak logiki”[21]– rozważała dalej Artystka.
,,Ogromna potrzeba czułości zostaje potem na całe życie. Człowiek do końca życia czuje się rozbity.[…] Trudno się potem odnaleźć. To silne skrzywienie”[22]– podsumowywała Kora.
W Krakowie w domu przy kościele św. Szczepana mieszkał stary ksiądz, który często zaczepiał małe dziewczynki ze swojej parafii, okazując im uwagę i pozorną troskę, pytał o sprawy szkolne i domowe. Rodzina Kory była bardzo biedna, a pomoc ubogim wpisywała się w działalność Kościoła, dlatego Kora często odwiedzała to miejsce. W przykościelnym domu oplecionym winoroślą również bywała, i właśnie podczas jednej z takich wizyt, jak opisywała: ,,ksiądz w pewnym momencie nachylił się nade mną, przekrzywił mi głowę i wsadził mi cały swój jęzor do buzi całując mnie. Miałam dziesięć lat”[23]. W innym wywiadzie udzielonym TVN Style, Kora mówiła, że miała wtedy jakieś 7- 8 lat i było to quasi molestowanie, ale pierwsza data wydaje się bardziej prawdopodobna, gdyż zdarzenie to miało miejsce już po powrocie z Jordanowa, a wróciła do Krakowa mając lat 9. To wypaliło swoiste piętno na całym jej dalszym życiu. Pisała:,, pochodziłam z bardzo biednego domu, wiadomo było, że wróciłam z sierocińca, półsierota, ojciec już nie żył, matka borykała się z piątką dzieci. Mieszkaliśmy w piwnicy. To charakterystyczne w zwierzeniach ofiar księży pedofilów, że zwykle są to dzieci właśnie z takich domów. Wielodzietnych, zaniedbanych. Oni dobrze wiedzą, kogo wybrać. Taką ofiarę łatwo wypatrzyć”[24]…i upolować.
To nie był jedyny raz, gdy Kora spotkała się z molestowaniem. Jeszcze w Jordanowie ,,gdy proboszcz wreszcie skończył śniadanie, rozpoczynało się spotkanie z dziećmi. Pod sutanną miał spodnie, a w tych spodniach cukierki w głębokich kieszeniach. Nie dawał nam ich sam. Dziewczynki musiały podchodzić po kolei i grzebać w tych kieszeniach, by znaleźć cukierka. A przy okazji grzebały wiadomo gdzie. Jak sobie przypominam te niedzielne poranki, to krew mnie zalewa. Zakonnice o wszystkim wiedziały, wszystko działo się na ich oczach. Były strażniczkami tego cichego szaleństwa, tej sparaliżowanej zgrozy”[25].
Przez lata Kora nikomu o tym nie powiedziała, nie poskarżyła się, wręcz czuła się winna grzechu, i tkwiło to w niej przez cały ten czas jak zadra. Aż do roku 1992 kiedy za namową Kamila Sipowicza zdecydowała się wydać autobiografię, a następnie do roku 2010, kiedy już z całą mocą wyśpiewała swój protest song ,,Zabawa w chowanego”, przeciw pedofilii w Kościele. Radia nie chciały tego utworu grać, bojąc się narazić Kościołowi, i wspierającej go prawicowej polityce państwa, o co Kora miała do nich żal do końca. Było jej przykro, że wolne media okazały się w pewien sposób jednak zniewolone.
Mechanizmy obronne budują się w człowieku stopniowo i długofalowo, to się buduje z różnych składowych: z ogromnej wewnętrznej siły, motywacji, determinacji, a z czasem samoświadomości i samoakceptacji. To proces, który trwa latami. Mimo buntu i nieposkromionej wojowniczej natury, Kora długo przepracowywały traumy, w końcu była tylko człowiekiem, niezwykłym, nieprzeciętnym, nadzwyczajnym, ale jednak człowiekiem. To zjawisko bardzo dobrze obrazuje proces tworzenia piosenki ,,Zabawa w chowanego”. Zanim powstała ostateczna jej wersja, która brzmi:
Można milczeć długo można długo
Na dno pamięci upychać obrazy
Zastanawiać kto był temu winny
I pytać ojcze po trzykroć przedziwny
Muszę się cofnąć wehikułem czasu
Do cichych uliczek pachnących bzami
Cudownych ogrodów i zamożnych domów
Oplecionych winem i winogronami
Muszę się cofnąć do obrazu Pana
Starego miłego od Świętego Jana
Perypatetykę z duszą co waży 3 gramy
Szczęść Boże mówił i wszystkim się kłaniał
Bywało że nas wołał gestem albo słowem
Wybrał jedną jak owcę ze stada
Gdzie byłeś Ty który wszystko widzisz
I który patrzysz patrzysz na nas z dala
Szliśmy powoli do domu cudnego
By jeść winogrona w sposób arcyśmiały
Z majteczek z ust do ust i ust
Z rąk dziecinnych takich małych (takich małych)
To nowy rodzaj jest zabawy
W sekrety ciuciubabkę i piekło i niebo głuchy telefon
I ulubionej zabawy w chowanego
To nowy rodzaj jest zabawy
W sekrety ciuciubabkę i piekło i niebo głuchy telefon
I ulubionej zabawy w chowanego [26]
…powstały jeszcze dwie inne:
ADMASS/
Potem do środka dziewczynki
nie a chłopcy mogą iść do domu
Potem do środka do domu cudnego
Po wielokroć dla nas domu przedziwnego
gdzie jedliśmy winogrona
w sposób arcyśmiały
z majteczek, z ust do ust
i z dziecinnych rączek małych
to taki nowy rodzaj zabawy.
Zabawy w piekło- niebo
i naszej najulubieńszej
Zabawy w chowanego
I szliśmy do domu do domu cudnego
Jedliśmy winogrona w sposób arcyśmiały
Z majteczek, z ust-do ust i ust
i rąk dziecięcych rączek rączek małych
to tylko taki nowy jest rodzaj jest zabawy
Zabawy w ciuciubabkę i piekło niebo
w głuchy telefon I najulubieńszej
Zabawy w chowanego
PAN OD ŚW. SZCZEPANA
Można długo milczeć można długo
Na dno pamięci upychać obrazy
Zastanawiać, kto był temu winny
I pytać, ojcze po trzykroć przedziwny
Muszę się cofnąć wehikułem czasu
Do cichych uliczek pachnących bzami
Kuszących ogrodów i zamożnych domów
Oplecionych winem i winogronami
Do zabaw ulicznych w wojnę
Skakankę piekło-niebo
hula-hoop i ulubionej zabawy
Zabawy w chowanego
Muszę się cofnąć do obrazu pana
Starego miłego od św. Szczepana
Perypatetyk z duszą co waży 3 gramy
Szczęść Boże mówił i wszystkim się kłaniał
Bywało że nas wołał gestem nigdy
Słowem wybierał jedną owieczkę ze stada
Gdzie byłeś ty który wszystko widzisz
Ty który patrzysz, patrzysz na nas z nieba
I szliśmy powoli do domu do domu cudnego
By jeść winogrona w sposób arcyśmiały
Z majteczek z ust do ust i ust
Z rączek dziecinnych takich małych
to nowy rodzaj jest zabawy
w sekrety, ciuciubabkę i piekło i niebo
Głuchy telefon i naszej ulubionej
Najlepszej zabawy w chowanego” [27]
…które pokazują, jak w Korze to narastało, dojrzewało, pęczniało i gniotło przez lata jak połknięta pestka, z której wyrasta wyimaginowane drzewo. Tyle, że jej pestka nie była wymyślona.
Powróćmy jeszcze do Sinéad, która często bojkotowała nagrody, nie odbierając ich i nie pojawiając się na galach ich wręczania, za co jak sama przyznaje, cała branża muzyczna była na nią wściekła i obrażona. Czasem kierowały nią nie tylko powody okołomuzyczne. Tłumaczyła, że odrzucając nagrody, chce zwrócić uwagę opinii publicznej i mediów na problem przemocy wobec dzieci.
Tak jedno z podobnych wydarzeń wspominała sama wokalistka: ,, W Anglii wręczenie Brit Awards prowadził Jonathan King, niesamowicie popularny didżej. Z jakiegoś powodu poświęcił całe dziesięć minut na to, by jadowicie mnie atakować za moją postawę. To dość zaskakujące. Oczy wychodzą mu z orbit i toczy pianę z ust, taki jest wkurzony. Jak ta mała irlandzka karierowiczka może łączyć muzykę z przemocą wobec dzieci? (Nie minęło wiele lat, kiedy skazano go na karę więzienia za liczne akty pedofili, jego wściekłość była zatem uzasadniona)”[28].
Mimo że Sinéad była [wówczas] osobą głęboko wierzącą, to niezbyt pozytywnie oceniała moralne postawy i wybory księży, zwłaszcza biskupów. Gdy zamieszkała w wielokulturowym i wieloreligijnym tyglu, jakim były Stany Zjednoczone, nabrała większego jeszcze dystansu i krytycyzmu wobec ojczyzny i jej polityczno- religijnych uwikłań.
Ten krótki fragment chyba najlepiej oddaje nieco przewrotny charakter jej przemyśleń i zdystansowania:,, Moją sypialnię kazałam pomalować na purpurowo. Pomyślałam sobie, w Ameryce można mieć purpurową sypialnię […]. W Irlandii nie wolno, o ile się nie jest dziwką, bo nie miałoby się żadnych klientów. Więc nikt nigdy nie miał purpurowej sypialni, poza arcybiskupem Johnem Charlesem McQuaidem”[29]. Kim był ów arcybiskup?! Jednym z najbardziej wpływowych ludzi Kościoła w Irlandii, nieustannie mającym wpływ na politykę państwa, był współtwórcą konstytucji, w której rzecz jasna optował (w każdym jej miejscu) za nierozerwalnym związkiem państwa i religii, był przeciwnikiem wprowadzenia planu opieki prenatalnej nad kobietami w ciąży i noworodkami (mimo że była wtedy duża umieralność wśród nowonarodzonych dzieci), był antysemitą, czemu dawał upust podczas kazań, publicznie wygłaszał swoje radykalne w tej materii poglądy, był również przeciwnikiem studiowania kobiet, a także, do czego nawiązuje Sinéad, był jednym z trzech zwierzchników Kościoła diecezji dublińskiej (dwaj pozostali to: abp Dermot Ryan oraz abp Kevin McNamara), którzy w latach: 1975-2004 (a więc przez blisko 30lat!) tuszowali i nie przekazywali policji żadnych doniesień ani raportów o molestowaniu i gwałceniu dzieci, mimo iż taką wiedzą dysponowali. Jedyne działania, jakie zostały wówczas przez nich podjęte, to ciche i skuteczne tuszowanie skandali, poprzez przesuwanie księży z jednej parafii do innej. Czy to nie brzmi znów jakoś znajomo?!
Przypomnijmy kolejny protest song, tym razem Marii Peszek ,,Barbarka”. Wprawdzie autorka deklaruje, że nie ma w tym jej osobistych doświadczeń, ale jest pełna sprzeciwu wobec takich praktyk Kościoła:
On kiedyś stanął nad brzegiem, szukał ludzi… [30]
ten pan kiedyś stanął nad brzegiem
łowił dzieci gotowe pójść z nim
ten pan ten pan w czarnej sukience
ma opłatki w kieszeniach i mokre ma ręce
temu panu kiedyś stanął nad brzegiem
temu panu w czarnej sukience
miał opłatki w kieszeniach i mokre miał ręce
ten pan ten pan w czarnej sukience
Karol wiedział, nie powiedział, a to było tak:
na imię mam Barbarka
moim skarbem są ręce
gotowe do pracy z tobą
moim skarbem jest czyste serce
na imię mam Barbarka
moim skarbem jest czyste serce
gotowe do pracy z tobą
moim skarbem są zwinne ręce
Karol wiedział, nie powiedział, a to było tak:
amen amen do góry sukienka
słowo stawało się ciałem
amen amen przed tobą klękam
gdy mi je w usta wkładałeś
czarna sukienka przed tobą klękam
czarna sukienka amen
słowo stawało się ciałem
gdy mi je w usta wkładałeś
Palce, język, pośladki
Wargi, usta, pachwiny
Skóra, ślina, ślina,
Amen. Odpuść nam nasze winy!
Z nieba leciały opłatki
Pan Jezus już się zbliżał
Krwawiliśmy oboje
Ja z pomiędzy ud, on z krzyża
na imię mam Barbarka
moim skarbem są ręce
gotowe do pracy z tobą
moim skarbem jest czyste serce
na imię mam Barbarka
moim skarbem jest czyste serce
gotowe do pracy z tobą
moim skarbem są zwinne ręce
amen amen do góry sukienka
słowo stawało się ciałem
amen amen przed tobą klękam
gdy mi je w usta wkładałeś
czarna sukienka przed tobą klękam
czarna sukienka amen
słowo stawało się ciałem
gdy mi je w usta wkładałeś
Palce, język, pośladki
Wargi, usta, pachwiny
Skóra, ślina, ślina,
Amen. Odpuść nam nasze winy! [31]
Historie ofiar pedofilów, w tym chyba szczególnie pani Barbary, poruszyły Marię Peszek, która pod jej wpływem napisała utwór ,,Barbarka”. I mimo że Peszek nie należy do osób lękliwych (zła się nie ulęknie), to z zamiarem napisania takiej piosenki i zmierzenia się z tym niełatwym przecież tematem, nosiła się 3 lata.
Przypomnę, jaki był imperatyw tej piosenki, bo może nie każdy śledził historię Barbary Borowieckiej. Otóż jest to ofiara seksualnych nadużyć księdza prałata Henryka Jankowskiego, z czasów, kiedy ona była dzieckiem, a on wikarym gdańskiej parafii pw. Świętej Barbary przy ul. Długie Ogrody 19. Do molestowania i wykorzystywania dzieci miało dochodzić na terenie parafii oraz jej okolic. Borowiecka opowiada, że Jankowski już goniąc dzieci, onanizował się, cieszyła go ta perwersyjna pogoń, ta ciuciubabka z dziećmi chowającymi się w zakamarkach ciemnej piwnicy domu przy ul. Łąkowej 67a, w którym mieszkała wtedy m.in. pani Barbara z rodzicami i młodszym bratem. Ksiądz gonił zarówno dziewczynki jak i chłopców, co poza Panią Borowiecką potwierdzają także inne ofiary Jankowskiego, które po latach również zdecydowały się mówić, a nawet złożyć zeznania.
Ale wróćmy do niej samej, bowiem jej historia jest dość niezwykła. Gdy pani Basia wyjechała do Australii, była już zawodową anglistką, ale zdecydowała się prowadzić tam niewielką kawiarnię. W tym samym mieście mieszkał z żoną biznesmen Marek Kuligowski, który był osobą bardzo religijną, a po śmierci ukochanej żony, nie potrafił się odnaleźć. Napisał wówczas list do księdza Jana Kaczkowskiego z prośbą, by ten przyjechał do Melbourne, wesprzeć go duchowo i odprawić mszę w tamtejszej kaplicy. Kiedy ksiądz zdecydował się na ową podróż do Australii, Kuligowski poprosił Barbarę, by zechciała zorganizować na czas pobytu księdza catering, a przy oficjalnych spotkaniach w większym gronie, zostać również tłumaczką. Barbara przystała na obie te propozycję, a ksiądz Kaczkowski wciąż przenikliwie patrzył w jej smutne oczy, aż wreszcie poprosił o chwilę rozmowy na osobności. To jemu pierwszemu Barbara zwierzyła się ze swojej traumy z dzieciństwa. I oboje płakali podczas tego wyznania. A czymś chyba najbardziej zaskakującym w tej całej historii, jest fakt, że po 50 latach Barbara Borowiecka wróciła do Kościoła, przyjęła przeprosiny i sakramenty z rąk ks. Kaczkowskiego. Nieustannie też podkreśla, iż jest daleka od uogólniania, że każdy ksiądz to pedofil, bowiem jeden ją skrzywdził, ale drugi uskrzydlił, więc historia zatoczyła swe przedziwne i dość nieoczekiwane koło.
Ale wróćmy znów do Sinéad. Jej trudne dzieciństwo odcisnęło, choć nie wiem, czy nie adekwatniejszym określeniem byłoby wypaliło (niczym gorące żelazo) na jej życiu stygmat, piętno i ciążyło już zawsze jak kamień u szyi, choć jej samej zdarzało się temu zaprzeczać. Nawet kiedy była już dorosła, pojawiały się sytuacje, które ją paraliżowały, jak ta, gdy została uwięziona w domu Princa’a. Opisywała ją tak: ,,Jestem posłuszna. Nie muszę chyba mówić, że to wszystko jest mi aż nadto znajome, to posłuszeństwo bez słowa sprzeciwu. Chcę uciec, lecz coś mi na to nie pozwala”[32]. Kiedy niby to dla żartu zaproponował walkę na poduszki, zgodziła się, jednak już po chwili poczuła, że w poduszkę, którą oberwała, włożony był jakiś ciężki przedmiot. Prince, który podarował jej swoją piosenkę, nie spodziewał się chyba, że stanie się ona największym przebojem i otworzy Sinéad nie tylko drzwi, ale wręcz wrota do kariery. Mowa oczywiście o piosence ,,Compares 2 U Nothing”. Prince, który początkowo gratulował sukcesu młodej początkującej wokalistce, wkrótce najwyraźniej poczuł ukłucie zazdrości.
Ale bywały sytuacje, w których była nad wyraz bezczelnie odważna i przebojowa, dla wielu obrazoburcza. Jak choćby wtedy, gdy w październiku 1992 roku w programie ,,Saturday Night Live” na oczach świata podarła zdjęcie ówczesnego papieża Jana Pawła II.
Sama wspomina to tak: ,,Ze ściany jej [swojej matki Marie O’Connor przyp. red.] sypialni wzięłam jedyne zdjęcie, które tam kiedykolwiek wisiało, to jest portret Jana Pawła II. Fotografię wykonano podczas wizyty papieża w Irlandii w 1979 roku. <<Młodzi Irlandii – powiedział po swojej popisowej scenie z całowaniem ziemi na dublińskim lotnisku, jak gdyby jego lot był tak przerażający – kocham Was >>.Co za dyrdymały. Nikt nas nie kocha. Nawet Bóg. To pewne, nawet nasze matki i ojcowie nie byli w stanie nas znieść”[33].
Nie poprzestała na zdjęciu. ,,Take Off Shoes należy do piosenek, z których jestem najbardziej dumna. Opowiada o Duchu Świętym, który przemawia do papieża i Watykanu w okresie, gdy pojawiają się doniesienia o skandalach w Kościele. Jest z założenia bluźniercza. Uwielbiam ten pomysł, że wcielam się w rolę śpiewającego Ducha Świętego”[34]– pisała.
Wyprzedzała swoje czasy, nie wierzono jej; stała się wiarygodna dopiero, gdy skandale seksualne w Kościele ujrzały światło dzienne (te które ujrzały), ale nastąpiło to przecież dużo później.
O’Connor była absolutnie prawdziwa i nigdy nie próbowała z tej autentyczności i wierności sobie, zrezygnować. ,,Jako artystka mam przede wszystkim nadzieję, że kogoś zainspiruję do bycia naprawdę sobą […] Nie jest lekko być autentycznym [….] Na scenie zawsze mogę być prawdziwa. Poza sceną- nie za bardzo. Nikt mnie nigdy nie rozumiał, nawet ja sama, o ile nie śpiewałam”[35]. Podkreślała, jak bardzo w muzyce potrafi być prawdziwa…być może aż do zatracenia.
Kazik Staszewski nagrał kiedyś kawałek ,,Wszyscy artyści to prostytutki”[36], z czym polemizuje Sinéad (choć zdaje się mało prawdopodobne, by znała ten utwór), ,,Potrzebuję tylko opłacać co roku swoje stałe koszty, wyrzucać co mi leży na sercu, i nie iść na kompromis lub nie prostytuować się duchowo”[37].
Sinéad twierdzi, że nie była nigdy uzależniona od alkoholu, który jej organizm źle znosił, natomiast: ,,…co innego zioło, w tej kwestii nie byłam trzeźwa. Zawsze pracowałam pod jego wpływem. I uwielbiałam to. Bo mogłam przebywać w swoim własnym świecie, kiedy ten na zewnątrz zupełnie nie miał sensu. Większość muzyków kocha zioło, bo podkręca głośność wewnętrznej muzyki i pomaga radzić sobie z ciągłym bezczynnym czekaniem, sprawiając, że staje się interesująco. […] Tak, zioło lubiłam nawet za bardzo”[38].
Wyznaje, że paliła zioło od czasu ukazania się pierwszej, debiutanckiej płyty „The Lion and the Cobra” w 1987 roku aż do 2020 roku, czyli ponad trzydzieści lat.
Również nasze rodzime gwiazdy, takie jak Kora właśnie, optowały za ponowną legalizacją tzw. miękkich narkotyków, bo przypomnę do końca lat 90-tych XX w. były one w Polsce legalne (penalizacja narkotyków nastąpiła w 1997 r.) sama również od nich nie stroniła, czego nigdy nie ukrywała: ani przed rodziną, ani przed fanami. Jej syn Mateusz tak to wspomina: ,,…w Krakowie prawie wszyscy palili trawę albo haszysz, przynajmniej ludzie z grona, w którym się obracałem. To było normalne. Mama też paliła. I mi nie zabraniała. Chciała jednak, żebym wiedział, co to jest jakość. Kiedy widziała, że z czymś eksperymentuję, dawała spróbować najlepsze. Czyli jak zacząłem palić trawę, dała mi najlepszą. Podobnie było z haszyszem, grzybami czy LSD”[39].
Do Sinéad bardziej niż anarchistka pasuje chyba określenie aktywistka. ,,… Piosenka Gotta Serve Somebody [Boba Dylana] jest dla mnie drogowskazem, w którym kierunku pragnę iść jako artystka- chcę nie tylko służyć rozrywce, lecz także być aktywistką”[40]– mówiła.
Każdy artysta ma jakiś swój specyficzny warsztat pracy obrastający w przyzwyczajenia i nawyki, a jak tworzyła Sinéad?!
,,Proces pisania utworów odbywa się w moim wnętrzu. Nigdy nie jest tak, że siadam z gitarą i próbuję coś stworzyć. Piosenki same się do mnie śpiewają, kawałek po kawałku, kiedy wykonuję nudne prace domowe albo spaceruję ulicami. Nagle pojawia się jakiś urywek. Następny w kolejnym tygodniu. A kolejny jeszcze później. Więc nigdy nie zdarzyło mi się usiąść i tak po prostu spróbować napisać piosenkę. Zwyczajnie pozwalam im narastać w swoim wnętrzu, niczym konstrukcjom architektonicznym i siadam z gitarą dopiero wtedy, kiedy utwór jest już we mnie zakończony”[41].
Sinéad ceniła wolność ponad wszystko, nawet wolność w kwestiach religijnych dogmatów i obwarowań. Kiedy przeszła na islam, pozostawiała sobie furtkę swobód i wyborów: ,,Nie sądzę, że powinno się kogokolwiek zmuszać do noszenia hidżabu. Ale też nikt nie powinien mieć zakazu noszenia hidżabu. To powinna być kwestia wyboru”[42]– pointuje Sinéad.
Kiedy była bardzo młodą dziewczyną, właściwie dziewczynką, zakochała się w J. ,,Spodziewałam się, że nie znajdę w sobie odwagi, aby się odezwać, więc wyciągnęłam deklarację swoich uczuć -na piśmie. Czytał ją z niegasnącym uśmiechem […] Kiedy skończył lekturę ostrożnie złożył mój list i zapytał, czy może go zachować. Powiedział, że to była najsłodsza rzecz, jaką w życiu przeczytał, ale jest o wiele za stary, żeby się ze mną ożenić, a nawet być moim chłopakiem, bo ma trzydzieści lat. […] Dodał też, że należy do mężczyzn, którzy kochają innych mężczyzn. Nigdy nie słyszałam o czymś takim, więc musiał mi trochę powyjaśniać. Wytłumaczył mi, że czasem Bóg stwarza mężczyzn, którzy zakochują się w mężczyznach, i kobiety, które zakochują się w kobietach. Poprosił, żebym zachowała to, co powiedział, dla siebie, bo ludzie niespecjalnie się zgadzają na istnienie mężczyzn kochających mężczyzn. I że często nie uznają tego, co Bóg kocha, i czasami nie kochają tego, co kocha Bóg. J powiedział mi, żebym nigdy nie wierzyła, że jakakolwiek miłość jest zła, jeśli tylko jest prawdziwą miłością” […] to, że wyznałam mu miłość, było aktem odwagi, który go bardzo uszczęśliwił. Powiedział też, że jeśli się zdarza, że dorosły zachowuje się wobec dziecka jak jego chłopak, to jest to coś złego, więc od dziś mam już więcej nie wyznawać dorosłym mężczyznom miłości, bo nie wszyscy dorośli mężczyźni są równie godni zaufania co on”[43].
Z podobnego zauroczenia Marysi Peszek aktorem Jackiem Poniedziałkiem oraz z sympatii do innych homoseksualnych przyjaciół (,,Tak. To byli często najbliżsi przyjaciele domu. Od zawsze. Marek Barbasiewicz ze swoim wieloletnim partnerem Włodkiem, Igor Przygrodzki, Erwin Nowiaszek,[…] Znajdowali u nas schronienie i akceptację, a my wspaniałych, lojalnych znajomych…”)[44], którzy bywali w krakowskim domu Peszków, z czego zrodził się szacunek i poparcie dla całego środowiska LGBT, a następnie piosenka ,,Virunga”, której fragment przypominam:
Zostało nas kilka tysięcy
Górskich goryli we mgle
Pocięli nam twarze spalili nam serca
Lgbt, lgbt
Zostało nas kilka tysięcy
Górskich goryli we mgle
Zabrali nam wszystko chcą jeszcze więcej
Lgbt, lgbt
Jestem różowym trójkątem
Kocham się po kryjomu
Na wybieg wychodzę tylko nocą
Chowam się w lesie z betonu
Obywatele do domów
Obywatele do domów
Obywatele do domów
Obywatele do domów
Las zamknięty do odwołania
Zabrania się marzyć i nie ma kochania
Zabrania się tańczyć i śmiać
Zabrania się marzyć i nie ma kochania
Wolno się bać
Wolno się bać
Wolno się bać
Wolno się bać
Nieludzie wyjeżdżają
Nieludzie uciekają
Zostaną tylko ślady łap
Terrain ahead pull up… [45]
13.01.2020 r. Irlandia Północna uznała i zalegalizowała małżeństwa jednopłciowe. Od tego czasu pary homoseksualne mogą tam zawierać związki małżeńskie.
I tu po raz pierwszy nie nasuwa się już pytanie: czy to nam aby czegoś nie przypomina…
Maria Peszek, choć wychowana w ciepłym, wspierającym domu, z kochającymi rodzicami, również cierpiała na załamanie nerwowe, czemu dała wyraz w piosence ,,Nie ogarniam”:
Taka jestem dziś zmęczona
Tak mi dzisiaj bardzo źle
Proszę weź mnie do doktora
Proszę weź, uratuj mnie
Taka jestem dziś zmęczona
Tak mi dzisiaj bardzo źle
Już nie mogę, ja umieram
Już nie mogę nie
Nie ogarniam
jezus maria
Nie ogarniam
nie…
Załamanie nerwowe, dzwoń po pogotowie
Załamanie nerwowe, po pogotowie dzwoń…[46]
Może taki jest po prostu los wrażliwców…
Wróćmy jednak ponownie do Sinéad, która oprócz muzyki, kochała też balet: ,,chcę być baletnicą. Tak strasznie kocham balet. Nie robię niczego innego tylko rysuję stopy w różowych lub czerwonych pointach. […] Kiedy słyszę muzykę baletową, cały świat kręci się wokół mnie jak krąg derwiszów”[47].
Nie została jednak baletnicą, ponieważ wstydziła się tańczyć publicznie, robiła to wyłącznie w samotności, gdy nikt na nią nie patrzył. Miała też zbyt delikatne stopy.
Balet kocha również Marysia Peszek, ale jako hedonistka, przedłożyła nadeń jedzenie, na czym balet ucierpiał, a my słuchacze zyskaliśmy.
Maria Peszek … – jej drugie imię to ,,przydatność społeczna” (zamiennik dobra narodowego, którym nie lubi być określana. W każdym wywiadzie (jeśli już zdecyduje się go udzielić) podkreśla, że tak rozumie i tak definiuje artystę.
,,Ja nie dobro narodowe,
ja pod skórą drzazga,
samo mięso duszy,
ja porno, ja miazga
ja czarny kot,
ja wściekły pies,
ja chwast i ja blizna,
i ja niechcianych słów
jedyna ojczyzna”[48]
Maria twierdzi, że wojna nie może unieważnić sztuki i że ta jest potrzebna teraz (od czasu wybuchu wojny rosyjsko- ukraińskiej) może nawet bardziej niż kiedykolwiek, i jest to bardzo bliski mi pogląd.
Peszek jest głosem naszego pokolenia (pisząc naszego mam na myśli osoby urodzone w latach 70-tych i 80-tych XX w.) głosem ofiar, mniejszości i wykluczonych.
Debiutancka płyta ,,Maria Awaria” to pierwsza w naszym kraju płyta, na której tak śmiało i otwarcie kobieta mówi/ śpiewa o seksie. Opowiada wyzwalająco i bez wstydliwej pruderii.
Kora opierała swój światopogląd na antyklerykalizmie, Maria opiera go na ateizmie, a Sinéad na religii (początkowo chrześcijańskiej, następnie na islamie). Ale jak pisała Kora:
być niewierzącym nie znaczy
bezbożnym”[49]
,,Każda religia ma monopol
na prawdę objawioną, zamiast
łączyć dzielą [50]
oraz ,,Nawet jeżeli mówię rzeczy niepopularne, to tylko dlatego, że ta prawda, która we mnie jest i niezgoda na pewnego rodzaju niesprawiedliwość, jest silniejsza niż lęk”[51].
Wszystkie trzy artystki: niezależne, awangardowe, niekoniunkturalne, dla mnie niezwykłe, jakby utkane z talentu i mgły. Każda z nich odblokowuje swym głosem i mądrym testem najgłębiej skrywane tajemnice i porusza najczulsze struny emocjonalnych zakamarków, o których istnienie nawet nie mogliśmy siebie podejrzewać. Każda z nich jest zjawiskiem. Każda daje świadectwo swoim czasom, a mimo to teksty przez nie napisane są absolutnie ponadczasowe. Dwie z nich to boginie, które jak wiadomo nigdy nie umierają, a Maria wciąż w rozkwicie swego genialnego talentu, także, wiem to już dziś…pozostanie nieśmiertelna.
[1] M. Peszek, Modern Holocaust [w]Karabin, 2016
[2] Sinéad O’Connor, Wspomnienia, Warszawa 2021, s.190
[3] Tamże, s. 369
[4] Tamże, s.13
[5] Tamże, s.46
[6] Tamże, s.48
[7] Tamże, s.108
[8] Tamże, s.111
[9] Tamże, s.74
[10] Tamże, s.61
[11] Kobranocka, Irlandia[w]Kwiaty na żywopłocie,1990
[12] K. Jackowska, Podwójna linia życia, Warszawa 1992, s.23
[13] Tamże, s.24
[14] Tamże, s.22
[15] Tamże, s.22
[16] B. Biały, Słońca bez końca, Poznań 2023, s.24
[17] Tamże, s.25
[18] Tamże, s.25
[19] Tamże, s.87
[20] Tamże, s.61
[21] Tamże, s.6o
[22] Tamże, s.23
[23] K. Jackowska, Podwójna linia życia, Warszawa 1992, s.61
[24] B. Biały, Słońca bez końca, Poznań 2023 s.28
[25] Tamże, s.29
[26] Kora Jackowska, Zabawa w chowanego [w]Zabawa w chowanego, 2010
[27] O. Sipowicz, Miłość zaczyna się od miłości, Warszawa 2019, s.45-47
[28] Sinéad O’Connor, Wspomnienia, Warszawa 2021, s.200
[29] Tamże, s.205
[30] W piosence został zacytowany fragmenty pieśni ,,Barka”, do której polski tekst napisał: ks. Stanisław Szmidt, natomiast muzykę i tekst oryginału [„ Pescador de hombres ”] stworzył ks. Cesáreo Gabaráin. Ten drugi również został oskarżony o pedofilię w Kościele.
[31] M. Peszek, Barbarka [w] Ave Maria 2021
[32] Sinéad O’Connor, Wspomnienia, Warszawa 2021, s.212
[33] Tamże, s. 231
[34] Tamże, s. 304
[35] Tamże, S.14
[36] Kazik, Wszyscy artyści to prostytutki”[w] album Ostatni koncert w mieście, 2016.
[37] Sinéad O’Connor, Wspomnienia, Warszawa 2021, s.238
[38]Tamże, s.243
[39] B. Biały, Słońca bez końca. Biografia Kory, Poznań 2023, s.81
[40] Sinéad O’Connor, Wspomnienia, Warszawa 2021 s. 249
[41] Tamże, s. 305
[42] Tamże, s.362
[43] Tamże, s.39-40
[44] M. Peszek, Naku wiam Zen, Warszawa 2022,s.128.Cytowane słowa pochodzą z wypowiedzi Jana Peszka.
[45] M. Peszek, Virunga[w]Ave Maria, 2021
[46] M.Peszek, Nie ogarniam [w] Jezus Maria Peszek,2012
[47]Sinéad O’Connor, Wspomnienia, Warszawa 2021 s.52-53
[48] M. Peszek, Ludzie psy [w] Jezus Maria Peszek, 2012
[49] O. K. Sipowicz, Miłość zaczyna się od miłości, Warszawa 2019, s.19
[50] Tamże, s. 20
[51] https://www.youtube.com/watch?v=-2E_yzXRruc