To wiatr kłamie i lawiruje między nagimi drzewami. Osamotnione, bezbronne drżą. To nie ich wina, że ludzie są źli.
A on- wiatr wschodni, niczym rózga smaga po policzkach i dłoniach, bez pardonu zadając ból. Bez sumienia i bez racji. Ma boleć dla potomnych. Schowany głęboko w czeluściach bycia, dojrzewa z siłą czarnej Afryki…
Twoje serce dobre, za dobre – ranione wiatrem wiele razy, krwawi zabliźnionymi ranami. Boli łzami opuchniętych oczu. Smutny widok, smutna rzeczywistość i wysokie, czarne, dymiące kominy. Taka smutna prawda – oby wysoko do nieba iść, a tam poklask i sława. Spójrz w lustro, kogo widzisz, czy potrafisz spojrzeć sobie w oczy? Czy te oczy nie kłamią? Ja wiem, że prawdy nie mówią…
Dzień płacze deszczem, dzisiaj bolesnym i rozżalonym. To epitafium na twoją obolałą duszę.
Musisz wiedzieć, że ludzie nie mają sumień, że wielu z nich, to szare ptaki bez oczu, marne istoty, karykatury istnień…
Nie smuć się, żyj sobą, bo Ty jesteś kimś. Kimś, kto może nosić głowę wysoko, może patrzeć w chmury i niebo, może szukać kwiatów i gwiazd. Może pić czystą wodę ze źródła i cieszyć się wolnością. Twoja dusza zaśpiewa znowu, bo Ty jesteś wybaczeniem…
Nagrobne sentencje koją serca, czy można utulić ból, gdy rany są świeże? Czy można? Chciałabym, żeby wiatr rozgonił wszystkie suche liście, i wzniósł je w przestworza. Suche liście poduszeczką dla złoczyńców. Suche liście dla zabawy. Suche liście za pokuszenie. To nie jest łatwe….
Nagrobne sentencje miłością usłane, zdobią pomniki…kochajmy tu i teraz, potem będzie za późno… Nie wystarczy czasu, mamy mało czasu…ucieka czas!
To wiatr kłamie, że jesteś dobry. Gładzi Cię po włosach, a Ty mu wierzysz. Spójrz w lustro, czy możesz na siebie patrzeć? Drży Ci rzęsa i mruga powieka. Usta przekrzywione nieprawdą. Czy możesz spojrzeć sobie w twarz?
Posyłam Ci wietrzne epitafium, bo w życiu nic nie ginie…