Dorotce
Byłaś zawsze delikatna, subtelna, bardzo spokojna, prostolinijna, powściągliwa, religijna, niezwykle podobna do swojej mamy, i taka dzielna. Nosiłaś sukienki, krótkie włosy i dostojne wyważenie.
Kiedy byłaś jeszcze dzieckiem, śmierć rozpostarła po raz pierwszy skrzydła przelatując nad waszym domem. Odeszła wtedy twoja mała, niespełna trzyletnia siostrzyczka, a Ty siedziałaś w oknie i wołałaś ją po imieniu, podczas gdy wszyscy wokół zastanawiali się, czy widzisz więcej niż inni, czy to zaledwie ułuda?
Kiedy wyszłaś za mąż i urodziłaś Milenkę, nie dane Ci było się nią długo cieszyć. Miała zaledwie dwa latka, gdy dała o sobie znać ta sama choroba, która blisko ćwierć wieku wcześniej odebrała Ci siostrę. Znów czarny anioł zawirował nad twoim domem i porwał najmłodszą latorośl.
Pamiętam, jak mówiłaś mi, że po śmierci dziecka mimo wielokrotnych prób, nie mogłaś nałożyć jej bucika i tak dobrodusznie prosiłaś wtedy:,,Milenko zegnij nóżkę, pozwól mamie założyć bucik”, i wtedy stało się coś niezwykłego, niewytłumaczalnego, pozazmysłowego. Tym razem bucik udało się nałożyć bez problemu.
Czternaście lat później złożono Cię obok córeńki. Ten sam czarny ptak upolował Ciebie.
Miałaś zaledwie czterdzieści jeden lat i tylko jeden miesiąc na pożegnanie.
Teraz słychać echo niosące mantrę z pytaniem: dlaczego?
Pamięci Jerzego…naszego Jurka
Wycieraczka
Wkoło szalała burza. Kiedy jechali na pogrzeb, nagle urwała się, czy raczej ułamała wycieraczka w samochodzie. Zatrzymali się więc, by ją wymienić. Wtedy kilometr dalej, przy tej samej drodze, piorun uderzył w drzewo.
Czy to zmarły niedawno tata uchronił jadącą córkę i zięcia? Zatrzymał ich po drodze, by nic im się nie stało?
Sen
Tuż po śmierci taty miała sen, w którym prosił ją, by na siebie uważała. Chwilę później dowiedziała się, że jest w ciąży. Po dziesięciu latach starania, nagle przyszło w pokoleniowej wymianie życie za życie.
Urodziny
W urodziny mamy tata przyszedł z zaświatów. W garażu nie było przeciągów, nie hulał po nim wiatr, a wszystko trzymał w ryzach porządek półek. Tego wrześniowego dnia z toreb i pudeł, w których były poskładane jego rzeczy, wysypały się ubrania. Przyszedł, pamiętał, dał nam znak.
Serce matki
Jurku, Jurku powiedz, czy Ci tam dobrze, czy Cię tam nic nie boli? Czy ojcowskie ramię otuliło Cię swą opieką ? Jakże Ci tam?
Po ostatnim pytaniu zniknął w sennej mgle.
Jurkowa
Wybranka serca naszego Jurka pracuje w cukierkowej fabryce, którą ku jej zdumieniu ja ośmielam się nazywać rajem na ziemi. Trudno bowiem o słodszą pracę.
Ale Ona wie, że rajem jest kochająca rodzina i dobry mąż, który cichutko, niepostrzeżenie i jak przez całe życie- pośpiesznie…wyszedł.
Geny
Patrząc na Jurka, każdy z rodzinnej starszyzny zgodnie przyznawał, że to kopia dziadka. Nie tylko twarz i sylwetka upodabniały wnuka do seniora rodu, ale też prędkość i sposób poruszania, a także bardzo szybka wymowa. Babcia zwykła mawiać: ,,Jurek to czysty Stasiek”. Łączyła ich też zawodowa profesja, choć obarczona znakiem i realiami czasów, w których żyli. Stasiek był woźnicą, powoził końmi, a Jurek zawodowym kierowcą, kochającym autobusy.
Połączyła ich też skłonność to pewnej złowrogo i szybko postępującej śmiertelnej choroby. Obaj odeszli w młodym wieku i złożono ich w sąsiednich grobach.
Jurek zdążył jeszcze doczekać wnuka, który teraz pięknie mówi, że ,,Dziadek w niebie wozi aniołki”.
Ryszesiowi
Marcinie(!)
Jestem jedynie koleżanką z beztroskich dziecięcych harcerskich lat; zaledwie znajomą, satelitą krążącą czasem bliżej, czasem dalej wokół Scattera, jednak Twoje odejście bardzo mnie poruszyło.
Dlatego nie wyobrażam sobie bezmiaru bólu i rozpaczy, jakie dźwigają w tej chwili Twoi Najbliżsi.
42lata to nie jest czas na umieranie, na kres drogi, na podsumowania, to nawet nie jest… nie powinien być…czas na kłopoty ze zdrowiem; a jednak plan Boga, losu, czy przeznaczenia był właśnie taki…okrutnie i nieubłaganie przedwczesny.
Gdy dotarła do mnie wiadomość o Twoim odejściu, zastanawiałam się, jakie szuflady wspomnień otworzy pamięć (taka przecież ulotna, przykurzona, niepokorna).
W latach 90-tych niemal bez przerwy bywaliśmy na tych samych: obozach, zimowiskach, rajdach, biwakach, szlakach, ogniskach, świeczkowiskach, zbiórkach, apelach.
Pamięć podsuwa mi takie obrazy:
Jest wczesna wiosna, albo może wczesna jesień, nie ma upału, stoimy na polanie, gdzie rozbitych jest może ze 20 namiotów, każdy z nas ma na sobie: kurtkę, pałatkę lub panterkę .Ja paraduję w strażackim moro, które dostałam od taty, jest na mnie trochę za duże, ale i tak napawa dumą i budzi zazdrość starszych kolegów. Jestem najmłodszą drużynową, stawiam pierwsze kroki, mam zapał, ale brak mi doświadczenia, rzucono mnie, a może sama się rzuciłam… na głęboką wodę. Wydaje mi się wtedy, że tylko ta kurtka dodaje mi powagi i dorosłości. Prowadzę najmłodszą (jeśli idzie o wiek harcerzy) drużynę, nie mamy wielkich szans w rywalizacji z takimi tytanami, jak Scatter czy Parasol, ale bardzo się staramy, bo kochamy harcerstwo.
Ten rajd (niestety nie pamiętam dokładnie ani gdzie, ani kiedy się odbywał) poświęcono Tolkienowi. Na trasie wyznaczone punkty, w trawie poukrywane koperty, na drzewach ukryci harcerze. Grad pytań o Tolkiena i jego twórczość. Szczęśliwie (dzięki mapkom) docieramy do punktu, gdzie w konarach drzewa ukryty jesteś Ty i chyba Balon (a może to był Mongoł). Udaje nam się Was dostrzec. Schodzicie do nas na dół i z wylosowanej koperty padają pytania. Wszystkie dotyczą Tolkiena. Co tu dużo mówić: Nie idzie nam najlepiej. Kiepsko nam idzie; nie jest to czas ,,komórek”, nie jest to czas Internetu, chyba nawet nie jest to jeszcze czas Tolkiena, na którego ekranizację i popularność przyjdzie nam poczekać pewnie jeszcze ze 20lat. Polegliśmy. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że moja drużyna to dziesięciolatkowie, a ja sama mam wtedy może z piętnaście…i są to jednak zupełnie inne czasy.
Nie o naszą porażkę tu jednak idzie, ale o Twoją/Waszą życzliwość okazaną nam wtedy. Mogliście np. naigrywać się z naszej niewiedzy, ironizować, żartować, dogryzać, jednak nic takiego nie miało miejsca. Była Wasza: pomoc, opieka, uśmiech, zachęta, wsparcie. Wszystko w duchu harcerskiej przyjaźni. Wtedy taka koleżeńskość to było coś absolutnie naturalnego, dlatego w dwójnasób mi żal, że dziś to deficyt i że odchodzą ludzie, którzy w taki sposób patrzyli na świat.
Drugi obraz, jaki wyłania się z mojej pamięci, to Twoja Marcinie niebywała elegancja. W siermiężnych czasach, w zapyziałym grajdołku, w środku lasu albo na boisku szkolnym podczas meczu, Ty zawsze wyglądałeś: jak z żurnala, jak z katalogu, jak z najbardziej ekskluzywnego, paryskiego domu mody, jak z reklam (na których nawet nie można się było wzorować, bo najpierw jeszcze nie istniały, a potem dopiero raczkowały). Można chyba śmiało rzec, że byłeś jednym z prekursorów mody.
Twój znak firmowy to charyzma, uśmiech, wielkie pogodne oczyska, lśniące, wypolerowane buty i śnieżnobiałość koszulek.
Pamiętam też Twój/Wasz z Gosią ślub. Piękna uroczystość, dużo harcerzy i bijące od Was szczęście.
I kilka lat później, pewnej mroźnej zimy spotkanie w pubie, takie przypadkowe, Ty ze swoim towarzystwem, ja ze swoim…a jednak znalazłeś czas, żeby podejść i porozmawiać. Bo taki właśnie byłeś, nie przechodziłeś obok ludzi obojętnie i kiedy kogoś polubiłeś, to miało się wrażenie-że na zawsze.
Zresztą wtedy w myśl harcerskich ideałów, przyjaźnie i znajomości zawierało się na całe życie.
Żałuję, że nasza ubiegłoroczna rozmowa dotycząca wyjazdu w Bory, była taka krótka, ale nikt przecież nie mógł wtedy wiedzieć, że będzie ostatnią.
Marcinie, byłeś kwintesencją najczystszych harcerskich: postaw, wartości i ideałów. Tak żal, że odszedłeś…że odszedł życzliwy, dobry, mądry człowiek.
Panie Boże, jeśli tworzyłeś niebiańską drużynę, to powołałeś jednego z najlepszych. Tylko, czy On Ci tam był JUŻ taki niezbędny, że powołałeś go na wieczną wartę w trybie pilnym???
Żegnaj Kolego(!)
,,Skradziona jesień”
pamięci Ryszarda Seroczyńskiego
W grudniu 2016- tego roku odszedł niespodziewanie nasz przyjaciel Ryszard.
Czas zaciera wiele śladów w pamięci, bezpowrotnie je gubiąc, dlatego chcemy je odświeżyć, ocalić, utrwalić na lepszym może nośniku niż tylko ludzka pamięć, stąd wieczór poświęcony Ryszardowi, który zarejestrowała Tv Kujawy i stąd też to wspomnienie.
Dlaczego my, skoro jest zapewne wiele osób, które Ryszarda znały znacznie dłużej i być może lepiej; a no dlatego, że to w naszych sercach i umysłach pewnego zimowego całkiem zwyczajnego popołudnia zrodził się pomysł i potrzeba zintegrowania bliskich Mu ludzi, twórców regionu.
Chcieliśmy w ten sposób nie tylko oddać hołd Ryszardowi, ale też wyrazić nasz sprzeciw, naszą niezgodę na to, co się stało, na Jego odejście. Funkcjonuje obiegowe powiedzenie, że nie ma ludzi niezastąpionych, jednak w tym wypadku jest ono frazesem.
Nadal nie możemy pogodzić się z tą stratą, zbyt nagłą, zbyt wczesną, zbyt bolesną…
,,Skradziona jesień”- bo uważamy, że los odebrał Ryszardowi jesień życia.
Dużo można by o Nim powiedzieć, ale wciąż boimy się, by nie wyszło:
…za patetycznie
…za martyrologicznie
…za poważnie, zza dużym zadęciem…
…Bo to był człowiek o ogromnym poczuciu humoru, który żarty sytuacyjne wymyślał na poczekaniu, sypiąc nimi jak z rękawa… i mówił to tak poważnie, że wiele osób wierzyło, iż przytacza prawdziwe zdarzenia i fakty, podczas gdy zwyczajnie ich ,,wkręcał”. Wciągali się w tę Jego grę i trwali w niej na Jego zasadach, niekiedy (a może zwykle) nawet tego nie zauważając.
O tym jak ważną postacią był Ryszard Seroczyński dla polskiej: kultury, resocjalizacji, pedagogiki, readaptacji, nikogo przekonywać nie trzeba, bo każdy kto Go znał, doskonale o tym wie.
Profesor Religa powiedział kiedyś: ,,tylko człowiek, który ma w sobie ogień, jest w stanie zapalić innych”.
Ryszard ten ogień w sobie miał, tę charyzmę, tę niezwykłą osobowość, która powodowała, że był rozpoznawalny i zapamiętywalny. Jeśli ktoś miał okazję rozmawiać z Nim przynajmniej raz, zapamiętywał to zwykle na zawsze i czuł się, jakby znali się od zawsze. Zapadał w pamięć i serce.
Lubił ludzi i podchodził do każdego z szacunkiem, był otwarty na nowe znajomości, zawsze
uśmiechnięty, życzliwy, wspierający, troskliwy, roztaczający opiekę nad każdym kogo znał i o kim wiedział, że potrzebuje pomocy.
Ryszard umiał się cieszyć z drobnych rzeczy. Często opowiadał anegdotę, jak to ,,Jego” biblioteka otrzymała kilka tomów ksiąg w języku aramejskim i martwił się, że nikt tego nie przeczyta, a gdy znalazł się w końcu ktoś, kto ten język znał i wypożyczył te księgi, Ryszard był przeszczęśliwy.
Ryszard był prekursorem twórczej resocjalizacji: czynnej, aktywnej, nowatorskiej, z ludzką twarzą, bez oceniania i potępiania. Był pomysłodawcą i założycielem Literackiego Klubu Bartnicka 10, zrzeszającego więziennych poetów. Roztaczał nad nimi opiekuńcze skrzydła, rozpościerając jednocześnie skrzydła kultury.