fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

To tylko grypa

– Cześć, chciałam cię tylko poinformować, że twój brat… – głos mi się łamał, łzy ciekły po policzkach, nie potrafiłam dokończyć.

– Halo, jesteś tam?

            Nie ma mnie. Chcę być przy nim. Ściskać go za rękę. Dotknąć. Powąchać. Przytulić. Może już po raz ostatni. Tymczasem jestem zamknięta w domu. Wciąż na słuchawce. Szpital. Dom. Szpital. Dom.

– On… on…. on został dziś zaintubowany i wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej, i… – w żołądku pojawił się ten znajomy nieprzyjemny ucisk. Jego zegarek, który zostawił w domu i który był dla mnie jego ręką, ścisnęłam w jednej chwili tak mocno, że całkiem wbił mi się w dłonie. Ale nie czułam bólu. Nic już nie czułam. Odwróciłam głowę od pulsoksymetru, leżącego nadal na komodzie. Nie mogłam na niego patrzeć. Nienawidziłam go. Tak jak to słowo na r… które totalnie nie chciało przejść przez moje usta.

– Ha-lo?!

– Twój brat został dziś podłączony do respiratora! – wyrzuciłam jednym tchem i wybuchnęłam płaczem.

– To wszystko przez ciebie! Mówiłem, że to tylko zmutowana grypa jest. Po co się zaszczepiłaś?! Wpierdolili ci jakiegoś chipa. Wszczepili kolejnego wirusa i pozarażałaś wszystkich.

Ha-lo?!

            Rozłączyłam się. To koniec. Miałam dość. Zalało mnie łzami. Cała się trzęsłam z nerwów. Dziś podczas teleporady poprosiłam lekarza o pierwszy w życiu psychotrop. Przez to wszystko i ze strachu przed zasypianiem. Bałam się, że dostanę  TEN telefon.

Polska znajduje się w najtrudniejszym momencie pandemii. Napór 3. fali koronawirusa jest bardzo silny. Dziś, 25. marca 2021 r., mamy zarejestrowany najwyższy wzrost zakażeń, ponad 34 tysiące. Zajętych jest 75% łóżek i 75% łóżek respiratorowych. Podstawową bronią w walce z pandemią są szczepionki, ale  te nadal nie są dostępne dla wszystkich. Tymczasem koronawirus atakuje coraz częściej ludzi młodych, poniżej 40 roku życia, którzy w stanie ciężkim trafiają do szpitali. Zbliżamy się do granic wydolności służby zdrowia. Jesteśmy o krok od przekroczenia granicy, poza którą nie będziemy mogli leczyć pacjentów we właściwy sposób – powiedzieli w radiu.

Dla mnie zostały przekroczone wszelkie granice. Zwłaszcza ludzkiej przyzwoitości.
W dłoniach trzymałam wciąż telefon i jego zegarek. Napisałam też do niego kolejny list. Uścisnęłam jego rękę (zegarek). Wierzyłam, że dochodzą do niego moje słowa i że czuje mój uścisk. Wzięłam Tranxene. Dobranoc kochanie. Nie poddawaj się, walcz i wracaj tu do mnie. Kocham cię. Zrobię dla ciebie wszystko – pomyślałam. Odcięło mnie. Ktoś zgasił mi w głowie światło.

 ***

 – Nic nie widzę. Duszę się. Nie mogę oddychać. Pomóżcie mi! Czemu jest tak ciemno? Gdzie jest moja żona? Kochanie?! Ciemność. Nie czuję swojego ciała. Nie mam siły podnieść ręki. Zdejmijcie mi tę maskę. Chcę zobaczyć swoje dzieci. Dlaczego mnie związaliście? Dlaczego tu tyle kabli? Duszę się, pomocy! Zaraz się uduszę! Kochanie, dlaczego leżysz tam obok?! Dlaczego się nie ruszasz? Obudź się!

– Proszę się nie szarpać, bo zrobi pan sobie krzywdę. Proszę się nie denerwować. Jest pan w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Został pan tu przewieziony specjalną karetką, podłączony pod ECMO. Żeby pana płuca się zregenerowały i żeby wrócił pan do zdrowia. Pana żona i dzieci są w domu. Czekają na pana. Wszystko będzie dobrze, proszę się tylko nie szarpać, bo zerwie pan całą aparaturę.

 ***

 – Przeczytałam uważnie całą pańską dokumentację medyczną, przerywając niejednokrotnie i nie dowierzając. Łącznie spędził pan w szpitalu 67 dni, z czego 59 dni na oddziale intensywnej terapii. Miał pan wszystko, co najgorsze w COVID-zie i przeżył pan, choć nie miał żadnych szans wygrać z tym cholernym wirusem. 90 % objętych naciekami zapalnymi płuc, z obustronną zatorowością płucną, głęboką śpiączką farmakologiczną, respiratorem, ECMO, tracheotomią, wstrząsem krwotocznym w przebiegu krwiaka przestrzeni zaotrzewnowej i przedotrzewnowej, krwiakiem powłok brzusznych, niedrożnością porażenną jelit i dializoterapią z powodu ostrej niewydolności nerek. A jakby tego wszystkiego było mało, to przeżył pan jeszcze sepsę w przebiegu śmiercionośnej superbakterii odpornej na antybiotyki – New Delhi i trudną do wyleczenia bakterię Clostridium difficile! Miał pan przetoczonych 36 jednostek koncentratu krwinek czerwonych, 11 jednostek osocza i 15 opakowań koncentratu krwinek płytkowych! Przepraszam za język, ale to jest kurwa niemożliwe! Jak?! – wykrzyczała lekarka z PCRF w Krakowie, nie kryjąc zachwytu.

– To dzięki mojej żonie stoję tu o własnych siłach. Bardzo ją kocham. Żona napisała do mnie 59 listów, tyle ile dni spędziłem na OIOM-ie. Bo dla niej słowa mają moc. I mają, bo do mnie dotarły. Wzruszenie ściska mi gardło. Wsiadłem do karetki 18 marca, a do domu wróciłem 19 czerwca. Dziś zobaczę rodzinę  pierwszy raz po 3 miesiącach. Lekarze we Wrocławiu z wielkim trudem uratowali mi życie, za co jestem im dozgonnie wdzięczny.

– Tak. I ja chylę przed nimi czoła. Ale pana organizm, pana walka. Cóż, jest pan bez wątpienia cudem medycznym, jakimś kosmicznym superbohaterem. Proszę mi wybaczyć ten słowotok i te emocje, ale nie znam nikogo, kto przeżyłby to, co pan. Mówię to jako lekarka z pokaźnym stażem pracy, która tu w Krakowie widziała dość dużo tzw. trudnych przypadków. Ma pan silne geny i superorganizm. Na dodatek przyjechał pan do naszego ośrodka karetką, leżący, z zanikami mięśniowymi, bardzo osłabiony i wyniszczony, z mnóstwem ran i blizn, z odleżynami okolic obu pięt. Pionizowano pana tyłem do leżanki, nie chodził pan, jeździł na wózku inwalidzkim. A dziś, po niespełna miesiącu, chodzi pan i opuszcza nasz ośrodek o własnych siłach. Jestem pod ogromnym wrażeniem pana determinacji.

Jak pan to zrobił?

– Sam nie wiem.  Rehabilitacja była bardzo trudna. Ciężko było mi się poruszać. Nie miałem mięśni. Drżały mi ręce, nie byłem w stanie utrzymać nawet kubka. Na dodatek ta bezsenność, ataki paniki i koszmary nocne, podczas których duszę się i krztuszę wydzieliną z płuc. Ale kiedy ja byłem na wojnie o życie, moja żona codziennie toczyła walkę o mnie. To ona złapała mnie za fraki spod tych drzwi do tamtego świata. Uwierzy pani? Codziennie po 20 telefonów do przychodni. Bo nikt nie odbierał. Najpierw o test, potem o teleporadę, i codziennie nowe leki, bo nic mi nie pomagało. Potem o każdy mój oddech, bo saturacja spadała. O karetkę, bo nie przyjeżdżała. O miejsce w szpitalu zakaźnym, bo już nie było. O ECMO, bo przez telefon powiedzieli jej, że ja już nie rokuję – wybrali 28-latka z Wrocławia. O klinikę, gdzie uratowali mi życie. O nasze dzieci, by czuły się bezpieczne i  zaopiekowane. A na końcu o to, żebym znalazł się w tym ośrodku i chodził. Nie było łatwo zapłacić 24 tysiące złotych za miesięczny turnus. A na NFZ? Nie było nic. Walczyła też z moim rodzeństwem. Oni nie wierzą w COVID-19 i szczepionki. Uważają, że to tylko grypa.

***

 – Cześć, chciałam cię poinformować, że on zmarł… Zabronił nam się szczepić, ale wczoraj zabrałam dziewczyny do punktu i wszystkie jesteśmy już zaszczepione. Kiedy był jeszcze w domu i z trudem oddychał, płakał i błagał mnie, abym cię przeprosiła w jego imieniu za to, co ci wykrzyczał. Po przewiezieniu do szpitala był już całkowicie niedotleniony. Zmarł. Pewnie masz do niego olbrzymi żal…Przepraszam za niego.

 – Wiesz, kiedy kończy się chojrakowanie, zaczyna się strach. Szkoda, że tak późno to zrozumiał. Czy czuję do niego żal? Nie. Wiesz dlaczego? Bo żal może wszystko zabrać. Za to wdzięczność… Cóż – wdzięczność może człowiekowi dać wszystko. Nawet drugie życie.

Skip to content