Z pięciorga dzieci Stanisława i Anieli, Helena była najmłodsza. Gdy wybuchła druga wojna światowa, miała pójść do drugiej klasy szkoły podstawowej. Czytać uczyła ją starsza siostra Monika, która byłą cierpliwą i spokojną nauczycielką. Potem w dorosłym życiu były ze sobą bardzo blisko…
Lata dzieciństwa wspomina Helena jako trudny czas, pomimo że niczego im nie brakowało. Tata pracował na kolei i więcej go nie było niż był, ale za to nieźle zarabiał. Mama zajmowała się dziećmi, otaczała je miłością i często ulegała ich zachciankom. Od czasu do czasu szła do rolników i pracowała w polu. Wówczas ferajną zajmował się najstarszy syn Zygmunt i córka Monika.
Lata okupacji to ciągły strach o bezpieczeństwo rodziny. Było biednie, ale oni nie zważając na tę biedę, czekali wyzwolenia, by móc spokojnie żyć.
Ojciec zmarł jeszcze przed wybuchem wojny, a mama zginęła na początku okupacji w wyniku wypadku u bauera z pobliskiej wsi – przejechał ją ciężki wóz konny. Piątka dzieci pozostała sama. Zygmunt i Monika opiekowali się młodszym rodzeństwem. Jak długo? Tego Helena nie pamięta, ale wie, że potem siostra mamy- ciocia Zosia wzięła ją do siebie na jakiś czas. Gdy podrosła i wydoroślała, powróciła do swojego mieszkanka, które tata kiedyś otrzymał od kolei państwowych. Starsze rodzeństwo już się wyprowadziło, zakładając własne rodziny. Helena została sama…
Był rok 1949, zgliszcza i bieda wokoło, ale życie trzeba było jakoś sobie ułożyć. Będąc już pełnoletnią osobą podjęła pracę w Grzebieniarni (późniejsza nazwa „Koliber”) i tu zajmowała się: wyrabianiem, sortowaniem i pakowaniem wyrobów z tworzyw sztucznych. Były to grzebienie, guziki i inne drobne przedmioty. Zaprzyjaźniła się z Krysią, z którą razem chodziły na przerwy śniadaniowe i razem zapuszczały żurawia w kierunku pracujących w tym zakładzie mężczyzn. Helenie wpadł w oko młody elektryk o imieniu Włodek, jej koleżance – mechanik Edek.
Któregoś dnia wpadły na pomysł, żeby doprowadzić do spalenia silnika maszyny, na której pracowały, by wezwano do jej naprawy elektryka i mechanika. Tak się stało. Po latach Helena śmiała się, że gdyby wówczas to się wydało, mogłyby zostać posądzone o sabotaż i zamknięte w więzieniu. Czego się jednak nie robi dla miłości, gdy ma się osiemnaście lat…
Z Włodkiem spotykali się wieczorami albo w niedzielę po kościele, i szli na lody. On patrzył jej głęboko w oczy, ona była zakochana. W pracy widywali się niemalże codziennie, ale także po pracy na różnego rodzaju imprezach zakładowych. Helena miała piękny głos i często występowała a capella. Wszyscy klaskali prosząc o niejeden bis. Pewnego pięknego dnia oświadczyła Włodkowi, że będą mieli dziecko. Promieniała z radości, on przyjął wiadomość ze stoickim spokojem. Odwiedzał ją w jej domu, przynosił owoce i słodycze, był opiekuńczy, ale zbyt zasadniczy… Jeszcze przed jej rozwiązaniem został powołany do wojska. Obiecał, że będzie pisał. Wyjechał i już do niej nie wrócił…
Swojemu synowi chciała dać imię po ojcu, ale w tym samym czasie córka sąsiadów urodziła chłopca i dała mu na imię Włodek. Dwóch Włodków w jednej kamienicy, to o jednego za dużo. Wybrała imię Zbyszek. Helena wychowywała go sama, często jednak korzystając z pomocy swojej siostry Marty i brata Kazika. Gdy szła do pracy, oni opiekowali się malcem. Włodek nie powrócił po wojsku do rodzinnego miasta, nie miała z nim kontaktu. Gdy jej synek skończył rok, za namową Krysi, wystąpiła do sądu o przyznanie alimentów…
Wszyscy wokół: rodzina, sąsiedzi i znajomi uważali, że malec potrzebuje ojca, a Helena – męża. Brat przyprowadził do domu siostry kolegę z pracy. Bronek był przystojny, pracowity
i szukał kandydatki na żonę. Kilka lat spędził we Włoszech. Wędrował po świecie z armią Andersa, a po różnych perypetiach życiowych, powrócił w rodzinne strony.
Atutem dziewczyny o niebieskich oczach był jej słodki synek, który od pierwszego spotkania przylgnął do mężczyzny. Ten pokochał malca jak swoje dziecko, i spędzał z nim wiele czasu. Pewnego razu, gdy Zbysio miał jakieś dwa lata, Bronek i jego kompanii otoczyli chłopca kręgiem, a każdy zachęcał, by maluch podszedł właśnie do niego. Kiedy wreszcie zapytali dziecko do kogo chciałoby pójść, wyciągnęło ręce do Bronka. Jakże był wtedy szczęśliwy.
Zabierał też Helę na spacery, gdy mały już spał, a przy łóżeczku czuwał wujek Stefan. Pewnego wieczoru udali się nad jezioro. Widzieli niebo pokryte granatowym atłasem, a na nim wędrujący srebrny księżyc. Mężczyzna złapał kobietę za rękę, i patrząc w niebo powiedział: „ Guarda che luna” ( ,,popatrz na księżyc”). Helena uniosła głowę do góry i domyśliła się o czym mówi Bronek. Uśmiechnęła się. On pocałował jej dłoń i poprosił o rękę. Został przyjęty…
Z Heleną przeżyli wspólnie 47 lat. Doczekali się jeszcze syna Witka, młodszego o 7 lat od Zbyszka, który spoglądał na brata z lekką zazdrością. Ojczym nigdy nie dał odczuć pasierbowi, że nie jest jego dzieckiem.
Pierwszy odszedł Bronek, którego jadącego rowerem, potrącił samochód ciężarowy. Kilka lat później zachorowała Helena. W ostatnich latach życia opiekował się nią Zbyszek, podobny do matki jak dwie krople wody. Chłopiec o pięknych niebieskich oczach, podobnych do górskiego potoku, wyrósł na dobrego człowieka… dobrego jak jego mama, chociaż sam nadmienia, że z ojca też ma wiele…
Życzeniem Heleny było odwiedzenie grobu jej pierwszej miłości. Razem z kuzynem Piotrem
i synem Zbyszkiem pojechali na cmentarz oddalony od ich miejsca zamieszkania o kilkadziesiąt kilometrów. Helena zapaliła na grobie znicz, a w jej oczach zakręciły się łzy…