Po ciężkim dniu, zmęczona położyłam się spać i szybko zasnęłam. Śniła mi się noc, podczas której, przez okno mojego pokoju wkradało się światło. Pokój, pomimo panującej ciemności, wydawał się bardzo jasny. Nie było w nim mebli. Uwagę zwracały drzwi, w białym kolorze, nieproporcjonalnie małe. Okna dwa, jedno otwarte szeroko, wydawały się z kolei bardzo duże. Firanka lekko tańczyła w rytm powiewającego wiatru. Panowała cisza, cudowny spokój a ja siedziałam na drewnianej podłodze, ze spuszczoną głową, zamyślona.
Po chwili drzwi otworzyły się i do mieszkania wszedł człowiek w mundurze. Wniósł trzy wielkie paczki, owinięte w biały papier, a każdą zdobiła szeroka wstęga, różowego koloru. Pomimo swoich ogromnych rozmiarów, swobodnie mieściły się w malutkim pokoju. Mężczyzna, nie mówiąc nic, pozostawiwszy paczki, szybkim krokiem opuścił pomieszczenie. Gdy rozpakowałam pierwszą paczkę, z jej środka wynurzyły się nadmuchane różnokolorowe baloniki. Unosiły się lekko ku górze, i rozpraszały po pokoju, delikatnie obijając się o sufit i ściany. Z ogromną ciekawością otworzyłam drugie pudło. Wyfrunęły ogromne, kolorowe motyle, uderzając mnie skrzydłami w głowę. Rękami odganiałam je od siebie. Podbiegłam do otwartego okna, by je zamknąć, niestety kilka zdążyło wyfrunąć. Pozostałe tańczyły po pokoju zderzając się z balonikami, nie czyniąc szkody ani sobie ani balonom.
Trzecia paczka, pozostała tajemnicą do czasu, gdy ktoś zapukał do drzwi. Szybko wskoczyłam do otwartego już pudła i ujrzałam wewnątrz małego, białego konika. Był wystraszony i łepek chował w długiej grzywie. Na moje usta położyłam palec wskazujący, co miało oznaczać: „bądź cicho”. Nie wiem, czy zwierzątko zrozumiało mój gest, ale posłuchało. Gdy pukanie ucichło, konika nie było już w środku. Nawet nie zauważyłam, kiedy mnie opuścił. Wyskoczyłam z pudełka i od razu, nie wiedząc, dlaczego, skierowałam się do otwartego okna. Ujrzałam tam białego konika, który po krótkiej chwili zniknął w ciemnościach. Zawiedziona wróciłam do pudła i na miejscu, gdzie wcześniej leżał konik, zobaczyłam złotą podkówkę. Wzięłam ją do ręki. Olśniewający blask raził moje oczy. Pięknie błyszczała. Z oczu spłynęły mi duże krople łez. Otarłam je i wówczas, ujrzałam w oddali, dwie postacie unoszące się w przestworzach. Były ubrane w długie, białe sukmany i mocno trzymały się za ręce. Patrzyły na mnie i uśmiechały się przyjaźnie. Potem przysiadły na puchowej pierzynce i odpłynęły wraz z nią. Przebudziłam się. Przez okno zaglądało słońce. Obok mnie, na poduszce, leżał mały, biały konik z piękną grzywą. Spał jeszcze, więc zachowywałam się cicho, aby go nie obudzić. Do drzwi ktoś zapukał. Weszła mama, ja palcem wskazującym pokazałam, aby zachowywała się cicho. Szepnęła mi do ucha: „przyjechała Andzia z Zuzą”. Wstałam, wzięłam pod pachę moje ubrania i cichutko zamknęłam za sobą drzwi. Konik smacznie spał.
Z wielką radością przywitałam kuzynki, tym bardziej, że nie widziałyśmy się długi czas. Ofiarowały mi upominek.
– Ciekawe, co jest w tym ślicznym pudełeczku, przewiązanym niebieską wstążką? – pomyślałam.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po otwarciu, zobaczyłam śliczną, złotą podkówkę. – To na szczęście – powiedziała Zuza.
Uśmiechnięta od ucha do ucha pobiegłam do swojego pokoju, zapominając, że mały, biały konik jeszcze śpi.