Nawet jeśli zapachnie teraz zabobonem, szamaństwem, ludowszczyzną czy okultyzmem, i tak pokuszę się o oddanie im głosu, bo nikt dotąd nie zdołał zaprzeczyć temu, że kwiaty i drzewa wiedzą więcej. Być może mają wgląd do wiedzy tajemnej, o której my często nie mamy pojęcia.
Niewielu z nas pewnie zdaje sobie sprawę z faktu, że rocznie w Polsce uznaje się za zaginionych około 20tysięcy osób[1]. Niby słyszymy komunikaty, mijamy przyklejone do słupów ogłoszenia, ale dopóki nas to nie dotyczy w sposób bezpośredni, mamy do tego stosunek nieco obojętny, trochę jak do sensacyjnego filmu.
Pewnie nie ma w naszym kraju osoby, która nie słyszałaby o zaginięciu Iwony Wieczorek w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku. Tej samej nocy w mieszkaniu młodej gdańszczanki kwiat fikus beniaminek naprawdę duży i dorodny (o czym niejednokrotnie wspominała w wywiadach mama Iwony) wielkości sporej choinki, nagle zgubił wszystkie liście. Rano zamiatając je, mama zastanawiała się, co się właściwie z nim stało, dlaczego tak nagle…umarł? Co chciał przekazać, wyrazić, może współodczuć??
Tak, fikusy czasem gubią liście, na forach ogrodniczych można znaleźć informacje, że robią to, gdy bywa im za gorąco albo za zimno, gdy mają za sucho lub za mokro, gdy stoją w przeciągach, gdy zmieniają miejsce i są przenoszone z jednego w drugie, ale w mieszkaniu Pań Iwon [matka i córka nosiły to samo imię], fikus rósł od lat i wyrósł na piękne, duże drzewo, więc nie zachodziła żadna z tych przyczyn, a jednak zmarniał w oka mgnieniu, w jednej chwili.
Nie jest to wszakże przypadek jednostkowy.
Jeszcze tego samego roku i miesiąca, a dokładnie 28 lipca 2010 wyszła z domu i nigdy już do niego nie powróciła dwudziestoczteroletnia krakowianka Ula Olszowska.
Kilka dni po Jej zaginięciu…może 6-go, a może 7-go sierpnia (rodzina nie jest pewna daty) w ogrodzie nieopodal rodzinnego domu Uli, złamała się zdrowa, piękna jabłoń. Był słoneczny, letni dzień. Nie było wtedy ani burzy, ani gradobicia, ani żadnych innych zjawisk czy wyładowań atmosferycznych, które mogłyby pokonać to drzewko, a jednak pękło na pół i złamała się też gałąź…I to gałąź nieprzypadkowa. W dzieciństwie bowiem na tej właśnie gałęzi miała swój drewniany domek i huśtawkę Ula. To był Jej dziecięcy świat, który specjalnie dla niej tam powstał.
Sprawdziłam, ile lat żyją przeciętnie jabłonie i odkryłam, że średnio od 60 do 100lat (w zależności od odmiany, gleby i różnych uwarunkowań biologiczno-geologiczno- klimatycznych).Oczywiście na jabłoniach, podobnie jak i na innych drzewach, może pojawić się szkodnik, albo pękać kora, ale nigdzie nie znalazłam opisu przypadku, by zdrowa, piękna jabłoń w pełnej krasie, po prostu niemal na oczach gospodarzy, ot tak bez wyraźnej przyczyny- pękła.
Co pękło, co huknęło, co się skończyło, co chciało światu powiedzieć to nieszczęsne drzewo? Przez z górą dwadzieścia lat drzewo unosiło z godnością drewniany domek i huśtawkę, jakiego zatem ciężaru nie zdołało udźwignąć?
7 sierpnia w pobliżu wodospadu Siklawa przypadkowi turyści znaleźli plecak Uli z jej ubraniami i dokumentami…Jej ciało 150 metrów od miejsca znalezienia plecaka, odkryto dopiero 15 września 2010r.
Trzecia historia, w której głos zabrały rośliny lub uwalniająca się z nich, jakaś skumulowana energia, wydarzyła się w Kudowie -Zdroju. Córki zaginionej P. Wandy Szeptun (Patrycja i Klaudia) idąc do hotelu na spotkanie z P. Januszem Szostakiem, by porozmawiać o wznowieniu poszukiwań ich mamy, najadły się strachu, gdy nieopodal ich nóg spadła doniczka z kwiatkiem. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie fakt, że doniczka pochodziła z parapetu w pokoju, w którym zatrzymał się P. Szostak, gdzie okno było zamknięte. Jakim cudem ów kwiat spadł przez zamknięte okno nie wybijając doniczką szyby, tego pewnie nigdy nie zdołamy się dowiedzieć.
Ostatnia historia wydarzyła się już niemal na moich oczach. Widziałam bowiem ów okaz na zdjęciu, a za wiarygodność świadków mogę ręczyć. Otóż, gdy kończyłam pisać to opowiadanie, Margaret, z którą łączy mnie jaskrawość wyrażania myśli i wspólna połać biurek, (zupełnie nie wiedząc o czym piszę) napomknęła mimochodem, że kilka lat wcześniej tego samego dnia podarowała w prezencie imieninowym obu szwagrom, identyczne, białe storczyki w doniczkach. Po roku od tego prezentu jeden z obdarowanych wyjechał za granicę i bywał w domu tylko sporadycznie. Taka sytuacja trwała dwa lata. Przez ten czas kwiat ani razu nie zakwitł. Gdy solenizant powrócił na stałe do domu, kwiat jak twierdzi małżonka obdarowanego, zakwitł z dnia na dzień. Pochodzący z tej samej kwiaciarni drugi storczyk kwitł całkiem zwyczajnie, na nikogo przecież nie musiał czekać.
Co chciały przekazać ludziom te rośliny, jaki dać znak, na co naprowadzić? A może były to tylko zwykłe zbiegi okoliczności, którym przypisujemy nadmierne znaczenie?