06/2021
tatuaż
nie myśl zbyt wiele
nadejdzie ranek
świt pokryje noc
zsunąłem się ze schodów czasu
tkając na nowo obrazy wspomnień
może otulisz się ciszą pocałunków
w jej symfonii pożądania
zapachem nocy pomiędzy ustami
tatuażem tych wspomnień
na przedramieniu
przystanek
znam cię od dawna
może od zbyt dawna cię znam
nawet zbyt dobrze
od wielu lat ukrywam się w twoim cieniu
wąchając twoje włosy
niknące zanim się pojawię
odtwarzam twoje gesty
w marzeniach niegrzecznych
pławię się pod lodem po którym stąpasz
karmię się echem twoich myśli
odbieram je w chłodne dni
kroczę dumnie po śladach
wyrzeźbionych przez twoje stopy
gasnę jak zapałka
kiedy widzę jak znikasz
w drzwiach
które nie są dla mnie
bo mój autobus odjeżdża nieco później
odbicie w lustrze
widzę siebie
nagiego
kiedy umiera zapach pierwszej dziewczyny
pamięć o doskonałości jej spojrzenia
kiedy milknie muzyka która dawała życie
a przedmioty wspomnień
to gniazda pająków nucących swoją modlitwę
stoję i patrzę na nieskończone sieci
moje usta są obce
05/2021
nadzieje
w szeptach kochanków
w ulicznym gwarze
zaszyte w marzeń krajobrazie
ukrywane lub zapomniane
zaniedbywane lub oswajane
gubione i odnajdywane
w przychodzącym dotknięciu
ubrane w doskonałość
kaleczą oktawą słów
tak harmonicznie
CATENA
ręce od dawna się nie unoszą
sukienka wygnieciona
nie z powodu niestety bez powodu
włosy czesane nie twoją dłonią a zaniedbaniem
codzienność zmywa maski okazjonalne i te utrwalone
te tamte i kolejne bez końca
zapamiętale zapominam się w sobie
cud poranka od dawna nieznośny
dźwięk gwizdka w czajniku zlewa się
z trzaskiem łamanej kości
kiedy potykam się o siebie
w wyśnionym świecie witryny twoich oczu
mistrzu niespełnienia
04/2021
obietnica
jeśli podasz mi swą dłoń
poprowadzę cię pod niebo
płatkami kwiatów poprzedzając stopy
tam pośród obłoków w nieprzytomnym locie
rozpalę nieznane dotąd ci ochoty
jeśli dłoń twoją upuszczę
mimo mej rozwagi
stanę się martwą popiołu garścią
przez wiatru chwilę nieuwagi
zawsze będę
obietnice
poszarpane wiatrem
codzienności
kaleczone
bez litości
przez nas samych
ślizgają się po zimnym murze
nieufności
zdarte i popękane
zawsze będę
unosić się nad twoimi ustami
w niedotkniętym pocałunku
pragnąc by twój oddech
stał się moim
do końca naszych dni
chwila
patrzę na
twoje piersi
unoszą się jak minarety
spragnione modlitwy moich ust
lśnisz jak skarb
ukryty przed światem
w pomiętym prześcieradle
twój uśmiech
blask
tysiąca słońc
ogień
miliona gwiazd
łańcuch twoich łez
oplata nasze rozstania
nad ich przepaściami
gaśnie światło
umiera świat
zwycięstwo jest dla zwykłych
właścicielu palca
co na szybie wilgotnej
znaczysz ścieżkę życia
zgarbiona postaci
rzucająca cienie
w neonach ulic
własnych pragnień
nosisz pytania
coraz trudniejsze
ciężkie wrzynają się w ramiona
bez odpowiedzi
jesteś bogiem
skłaniaj się naturalnie
ku rozpaczy
zwycięstwo jest dla zwykłych ludzi