Ilu z Was pamięta rewolucyjnie nowatorską płytę Grzegorza z Ciechowa ,,ojDADAna” i jej najbardziej znany utwór: ,,Piejo kury, piejo”? Myślę, że pewnie większość.
Teraz gdy Grzegorza już nie ma, wszyscy niczym kury z jego piosenki, pieją zachwytem nad jego muzyczną spuścizną. Ale w roku 1996 wcale tak nie było.
Wybuchła wtedy burza, zarzucano Ciechowskiemu i Janowi Jakubowi Kolskiemu, który był twórcą teledysku do tej piosenki, że pomylili strój biłgorajski z łowickim.
A ową burzę rozpętał ówczesny peeselowski minister kultury Zdzisław Podkański, ten sam zresztą, który żądał spotkania z nieżyjącym już wówczas poetą i malarzem Józefem Czapskim.
Od tamtego czasu minęło ponad ćwierć wieku.
I co?
Muzykę Grzegorza Ciechowskiego zna niemal każdy w tym kraju, a teraz proszę się przyznać, ile osób pamięta owego ministra?
Sorry, statystyka i historia bywają bezlitosne.
Jan Kolski podkreślał, że dla niego, czym innym jest ludowość, a czym innym folklor.
***
Nie dalej jak wczoraj, chłonna doznań audiowizualnych, poszłam wreszcie na film ,,Chłopi”. ,,Idź, idź, ja byłam tydzień temu i do dziś nie mogę dojść do siebie, wciąż jestem w drodze do poukładania sobie w głowie i duszy nagromadzonych łakomie, całkiem nowych emocji’’-mówiła koleżanka.
Poszłam złakniona tych obrazów malowanych przez trzy lata (to podobno 200 tys. godzin) przez ponad stu artystów, pracujących jednocześnie w aż czterech studiach na świecie.
Poszłam, żeby zestawić sobie trio: prozę Reymonta, serial Rybkowskiego i to świeże, jeszcze nieodgadnione i nieokiełznane, nowonarodzone dzieło animowane.
Poszłam z wyostrzonym wzrokiem tropiciela, bo człowiek ma ponoć podświadomie przedkładać receptory wzrokowe nad słuchowe.
Kiedy zobaczyłam Borynę, w którego wcielił się od lat wiecznie młody i niesłabnąco charyzmatyczny Mirosław Baka i tego Antka z kanciasto zarysowaną szczęką… pomyślałam od razu, że jakbym to ja miała wybierać, to zdecydowanie postawiłabym na Borynę. Talent broni się sam. A mocno zarysowana szczęka, jak widać nie wystarczy, by zostać samcem alfa. No bo Antek, co tu dużo mówić, jakoś się obsłudze castingu nie udał. Jagna też taka jakaś niemrawa, nieżywotna, bez ikry, bez iskry, w myśl tego, jaką mnie panie boże stworzyłeś, taką mnie masz; ale z pewnością nie jaką mnie Reymoncie stworzyłeś…
Cudowna rola Soni Bohosiewicz jako Wójtowej, przyznam, że nie spodziewałam się, aż takiego wulkanu talentu. Pragnę też nadmienić, że jako jedyna wyglądała naprawdę pięknie będąc pokolorowaną.
Wspaniałe były również kreacje dwóch nieco starszych od Bohosiewicz, wybitnych aktorek, które nawet gdyby czytały instrukcję obsługi pralki, wzbudzałyby entuzjazm, to się nazywa charme, genialna Dorota Stalińska jako Jagustynka i od lat równie zachwycająca Ewa Kasprzyk jako Dominikowa. Perły polskiej korony filmowej.
Reszta to niestety statyści, wydmuszki i piąty halabardnik.
Obrazki zmieniające się jak tło w oknie pędzącego pociągu, to nie wywołuje zachwytu, ale już jeden z głównych objawów choroby lokomocyjnej i owszem, może.
Co zatem urzeka widzów, co stanowi magnes?
A no towarzysząca, od początku do końca wszystkim istotnym wydarzeniom, muzyka.
To co jest w stanie przywołać ścieżka dźwiękowa do tego filmu, tego nie sposób opisać słowami, tam się dzieje magia. Kompozytor jest nie tylko muzycznym geniuszem, ale po prostu czarodziejem.
Zostaję w kinie do ostatnich końcowych napisów, muszę się dowiedzieć, kto tę muzykę skomponował. Tylko to mnie wtedy interesuje, na tym jestem skoncentrowana.
L.U.C (Łukasz L.U.C. Rostkowski)– mówi wam to coś? A powinno. Po tym filmie już powinno, bo po nim nic już nie będzie takie samo, ani w polskiej kulturze, ani w polskiej muzyce.
To zjawisko nazywa się chyba rozpieprzyć system.
To jest mistrzostwo, wirtuozeria i czar kluczy otwierających najodleglejsze zakątki wrażliwości, te najbardziej skrywane przed światem.
Wracam z kina, ale wciąż jeszcze nie z Lipców Reymontowskich, już dokładnie wiem, o czym mówiła koleżanka, że w drodze… wciąż w drodze, w procesie przetwarzania…
Chcę natychmiast wyczytać wszystko o tych muzykach, wiem, że słychać było głos Kayah, rozpoznałam go, ale kim są ci inni, pozostali…
Czytam pierwszy artykuł, który wydaje mi się o oktawę wyżej od poradników i portali.
Chcę z kimś dzielić ten zachwyt. Tę nadzieję na pokazanie światu polskiej kultury. Tę szansę na Oskara.
Muzyka nie jest dodatkiem do tego filmu, ona jest pełnoprawnym, pierwszoplanowym, pełnokrwistym jego bohaterem.
I co czytam…
Zarzut główny: ,,<<Chłopi>> to ogólnosłowiański amalgamat, a nie muzyka wyrastająca z lokalnej, łowickiej tradycji”.
Deja vu?
Czy my się niczego nie nauczyliśmy w ciągu ostatnich dekad?!
Zdaje się, że już Krasicki w satyrach dostrzegał śmieszność w obstawaniu przy nacjonalistycznych przywarach. No tak, po co mamy być europejscy czy nie daj panie światowi, skoro możemy być łowiccy.
I żeby nie było, nie mam nic do Łowicza.
Stworzyliśmy w Polsce muzykę na światowym poziomie, dokonał tego wrocławski raper i producent muzyczny L.U.C, którego eklektyczne dzieło ma szansę stać się, przepraszam za słowo: ,,towarem” eksportowym, skarbem narodowym, a tu dyskurs niemal Reymontowski:
,,Chceta wypędzić, wypędźta; a chceta se go posadzić na ołtarzu, posadźta! Zarówno mi jedno!”
Ale mnie nie jest wszystko jedno.
Jak długo jeszcze będziemy plugawić, pluć na geniuszy…
Tę muzykę współtworzą wybitni polscy wykonawcy: Kayah, Laboratorium Pieśni, Dagadana, Tęgie Chłopy, Apolonia Nowak i Maria Pomianowska, ale widać niektórym wciąż za mało w tym polskości, jak cukru w cukrze.
Czy my się kiedyś zdołamy wygrzebać z zatęchłej jamy polskiego nacjonalizmu i cieszyć z rodzimych sukcesów, bez szukania dziury w całym…
Czy rzeczywiście najważniejszy był strój łowicki w teledysku Ciechowskiego i łowickie dźwięki w ,,Chłopach”?
Kury jak piały tak piejo, a karawana jedzie dalej.
***
Z opozycji, niezgody, kontry ostatecznie powstały dwie płyty:
ta ze ścieżką dźwiękową z filmu
i ta wydana przez Fundację Muzyka Zakorzeniona 2023, prezentująca muzykę rdzennie łowicką.