fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Na pewno jeszcze się spotkamy

Obie historie oparte są na faktach, a imiona bohaterów pozostały autentyczne[przyp.red.]

1. Dana i Witek

Jej mamę zamordowali Niemcy w Auschwitz. Nawet jej nie pamięta. Chciała tam pojechać, ale nie mogła. Na samą myśl o tym miejscu, dostawała drgawek. Kilka lat po wojnie ojciec ponownie się ożenił i mamę miała  jej zastąpić inna żydowska kobieta. Ale w zasadzie mamą nigdy jej nie była, nawet się nie starała. Nie lubiły się wzajemnie. Ojciec był, ale właściwie, to jakby go nie było, miał nową rodzinę i tylko nią był zajęty. Mieszkała u ciotki i było jej tam dobrze. Pamięta paczki, które przychodziły od wuja Sama z Ameryki z piękną odzieżą i smakołykami. Niestety część zabierała macocha. Do szkoły średniej została posłana w innym mieście, na weekendy przyjeżdżała jednak do ciotki, do swojego rodzinnego miasta. Lubiła to miejsce, miała tu koleżanki z dzieciństwa, znała w nim każdy zaułek, zakamarek. W ostatnie wakacje wraz z koleżankami wybrały się na zabawę taneczną do ,,Wioślarzy”. To taka duża sala, gdzie młodzież wszystkich szkół spotykała się na tańcach. Pamięta do dziś, że była wtedy w jasnej sukience z marynarskim kołnierzem. Ładnie upięte włosy i niebieskie oczy sprawiały, że wyróżniała się spośród wszystkich dziewcząt. Mówiono nawet, że nie wygląda jak Żydówka, ma aryjski wygląd. To zapewne uratowało ją przed niechybną śmiercią. Podczas wojny bowiem, pewien Niemiec przyglądał jej się długo, a potem kazał wujowi zabrać dziecko. Zna tę historię z opowieści ciotki. 
Muzyka zaczęła grać, dziewczęta podskakiwały w jej rytm, sukienki i spódniczki falowały niczym morska woda, a ona siedziała na krześle onieśmielona spojrzeniami pewnego bruneta. Nie spuszczał z niej oczu. Po chwili wstał, podszedł i poprosił do tańca. Tańczyli cały wieczór patrząc sobie
w oczy. Ona czerwieniała z wrażenia, on był śmiały. Zagadywał, próbował dowiedzieć się skąd jest, i jak ma na imię, ale ona była tajemnicza. Dobrze wiedziała, że to goj, więc wolała nie zawierać z nim zażyłej znajomości. Wiedziała też, że jej się podoba…
Na zakończenie on powiedział :
– na pewno jeszcze się spotkamy…

Potem skończyła szkołę, wróciła do swojego miasta i podjęła pierwszą pracę. Minęło sporo czasu. Nie widywała bruneta z zabawy. On wypytywał kolegów o nią i dowiedział się, że jest Żydówką. Ona wypytywała o niego, ale jej koleżanki niczego o nim nie wiedziały.
Pewnego razu, gdy wracała z pracy, podszedł do niej jakiś chłopak i zaczął wypytywać, gdzie mieszka, gdzie pracuje?! Rzekomo robił to na prośbę przyjaciela, który nie może o niej zapomnieć. Uśmiechnęła się tylko i uskrzydlona tym, pobiegła dalej przed siebie. Z dala krzyknęła:,, powiedz mu, że jestem Dana”, i zniknęła za zakrętem.

Tymczasem wieści szybko się rozeszły i do rodziny dotarła wiadomość, że jakiś goj, interesuje się dziewczyną. Tato i jego żona postanowili wydać Danę jak najszybciej za mąż za starego Żyda, właściciela sklepu mięsnego. Zachwalali kandydata jak mogli najlepiej, ale dziewczyna kręciła nosem i w żadnym wypadku nie chciała myśleć o tym zamążpójściu. 

W rodzinie Witka, bo tak miał na imię ów brunet, także podniesiono larum, że chłopak zadaje się z Żydówką. Dywagowano, co zrobić z tym problemem.

Była jesień, piękna, kolorowa, słońce zaglądało jeszcze do okien. W sklepie, w którym pracowała Dana, było cicho i smutno, toteż dziewczyna często patrzyła zza zasłony na ulicę. W pewnej chwili zobaczyła Witka ze starszą kobietą, zmierzających w kierunku jej sklepu. Nie mogła się schować, gdyż była w sklepie sama. Z powagą przywitała więc klientów, a chłopak ujrzawszy dziewczynę, uśmiechnął się od ucha do ucha i powiedział:
– A nie mówiłem, że się jeszcze spotkamy? Szepnął to tak, by jego matka nie słyszała.

Pobrali się w grudniu następnego roku. Wesele było skromne, ale im to nie przeszkadzało. Miłość była wielka i taka pozostała. Na wiosnę wyjechali do wujka Sama do USA.

2. Hania i Lucek

Ostatni raz widzieli się pod koniec września 1939 roku na dworcu. Poszedł ją odprowadzić na wieczorny pociąg, który odjeżdżał do Warszawy. I ocierając łzy z jej policzków, zapewniał, że wkrótce znów się zobaczą. Całował ją, całował długo, tak jakby przeczuwał, że będzie jej to musiało wystarczyć na długie lata.  Nadjechał pociąg, zagwizdał, zasyczał i konduktor zawołał: „Proszę wsiadać, drzwi zamykać”. Hania w pośpiechu wsiadła do pociągu, podeszła do okna i powiedziała:
– Na pewno jeszcze się spotkamy. Na pewno Lucku, pamiętaj.
Potem długo płakała.

Cała jego rodzina pojechała bryczką do Warszawy w przekonaniu, że tak będzie bezpieczniej. Ojciec mówił, że ta zawierucha nie potrwa długo, najwyżej  kilka dni i wrócą do siebie. Niestety trwało to sześć długich lat…Myślał przez te lata o niej. Widział jej piękną twarz i długie włosy. Miała rumiane policzki i malinowe usta. Była piękną dziewczyną. Chłopcy uganiali się za nią, ale ona spoglądała tylko na niego.
Był od niej starszy o dwa tygodnie. Całe czternaście dni. Zawsze kiedy chciał ją pocałować, przypominał o swym starszeństwie, twierdząc poważnie, że starszych trzeba słuchać, po czym oboje wybuchali śmiechem.
Oboje wierzyli, że szybko się ponownie spotkają; ale los chciał inaczej…

Nie widzieli się prawie 60 lat. Hania przeszła trzy niemieckie obozy koncentracyjne i obóz zagłady. Na jej rękach umarła mama, potem młodsza siostra, a ona nie mogła nic zrobić. Nic! Z bezsilności rwała włosy z głowy.
Z Luckiem los wcale nie obszedł się łagodniej. Trafił do Rosji, potem do Chin, gdzie w obozie jenieckim szczury obgryzały mu stopy i skakały do oczu. Tego nie da się opisać.

Mijały lata, ona mieszkała w Izraelu, tam założyła rodzinę i spokojnie żyła, myśląc nieraz o swojej pierwszej miłości z Polski. Jego los rzucił do Francji,  mieszkał w Paryżu z żoną i dziećmi, niejednokrotnie wspominając piękną Hanię. Z czasem oboje owdowieli. I tak by już pewnie płynęło ich życie w niewiedzy o swoim wzajemnym losie, gdyby nie pewna redaktorka z Polski, zajmująca się historią Żydów swojego miasta, która opublikowała opowiadania
w polskojęzycznym kurierze izraelskim. Opisała tam historię Lucjana, a czasopismo to- cudownym zrządzeniem losu, czy też przeznaczenia- przeczytała Hania. Od razu wiedziała, że to TEN Lucek. Telefon niemal natychmiast gorączkowo rozgrzewał linię między: Izraelem, Polską i Francją. Ileż było radości, ileż łez i niedowierzania. Potem wymienili się zdjęciami. Pierwszy zadzwonił do redaktorki Lucjan:
– Czy Pani wie, że ta piękna Hania, którą pamiętam z młodości, to teraz gruba, siwa baba- powiedział rozczarowany.
Potem zadzwoniła Hania i powiedziała:
– To nie ten chłopak, tamten był przystojny, czarnowłosy. Ten, to jakby ktoś inny. Nigdy bym go nie poznała.

Po niedługim czasie spotkali się w Paryżu. Przy filiżance kawy on powiedział do niej: „Wiedziałem, że na pewno się jeszcze spotkamy”.

Skip to content