Nad morzem kawiarnia przy kawiarni, restauracje i bary przyklejone do siebie plecami, po których tłum przetacza się jak gęsty pot. Niczym figury z piasku skrzą się w zielonej otchłani. A gdzieś pośrodku tego zbiorowiska w cieniu egzotycznych drzew, na krzesłach – my… On – przyjaciel jakich mało i ja – przyjaciółka jakich wiele. Ignacy znacznie starszy ode mnie i o całe lata świetlne mądrzejszy. Mężczyzna po osiemdziesiątce, a jednak ciągle żwawy, trzeźwo myślący, z tym samym od wielu lat kucykiem na głowie. Odkąd pamiętam, zawsze go miał. Ładnie związany miotał się na wietrze. Teraz, choć siwy powiewał ciągle, dodając Ignacemu młodszego wyglądu, czego w zasadzie wcale nie potrzebował, będąc wciąż młody duchem.
Siedzieliśmy przy stoliku popijając, nie pamiętam już co, kiedy powiedział:
Opowiadaj Mirka, zamieniam się w słuch…
I mówiłam: jak mi ciężko, jak nie umiem bez tego kogoś żyć… Łzy kręciły mi się w oczach, głos zacinał. Wysłuchał w skupieniu, po czym powiedział:
Żyć masz dla kogo, pamiętaj! Pomyśl o nich, o tych którzy cię kochają. A co ma wisieć, nie utonie. Poczekaj, masz czas…
Morski wiatr chłodził moją spieczoną twarz. Przyjemnie. Bezpiecznie. Na duchu też zrobiło się lżej. Potem rozmawialiśmy o wszystkim innym. Powtórzył kilka znanych prawd życiowych typu: nie wszystko złoto, co się świeci, a ja byłam nimi urzeczona, jakbym je słyszała po raz pierwszy w życiu. Uwierzyłam w ich sens, w głęboką prawdę. Wtedy dotarło do mnie to, o czym mówił Ignacy, że w życiu wszystko ma swój cel.
Rozmawialiśmy dalej, a gdy częstował mnie izraelskimi przysmakami, ja patrzyłam na niego, zaglądając mu w duszę. Był opanowany, trzymał swoją dłoń na mojej, jakby chciał powiedzieć: nic się nie martw, będzie dobrze. Kelner wciąż podchodził, a Ignacy zamawiał dla mnie różne desery i zimne napoje, bo ciągle było duszno i upalnie.
Słońce zachodziło na bordowo. Intensywne kolory sprawiały, że ten występ niebios zapamiętałam na zawsze.
Ciągle widzę, jak krwista kula schodzi z nieba i zanurza się w morzu. Niebo zetknęło się
z niebieską głębią, a po wierzchu pływały pomarańczowoczerwone fale. Dołączyłam do nich myślami, zdając sobie sprawę z tego, że jestem szczęściarą. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, a wśród nich Ignacego, który zawsze w szczególnych momentach mówił: gdyby ciebie nie było, trzeba by ciebie stworzyć.
Chcę to samo powiedzieć o Nim… i jeszcze dodać, że z wielką dumą i powagą noszę kolczyki Jego mamy, które podarował mi z serca…