fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Korowód milczenia

– I jak wam dziś poszło?

– Ech, sąsiadko, szkoda gadać. Jeszcze się żaden na jego talencie nie poznał… niemoty same głuche.

– No, ale powiedzieli coś? Wysłuchali chociaż?

– Posłuchali, co mieli nie posłuchać, pokląskali, nawydziwiali i… poszli my w swoją stronę.

– Udzielili jakiś rad, wskazówek?

– Był jeden taki, mówili nawet, że profesor, ale ja tam mu nie wierzę. Szkolona nie jestem, ale swoje wiem. No chyba, że teraz to te profesory takie  niedouczone. Ale, żeby aż tak, to bym nie pomyślała.

– Ale co powiedział? Mówił w ogóle coś?

– A no mówił, aż za dużo mówił, ale żeby co mądrego, to nie.

– No niechże mi pani wreszcie powie, co tam się wydarzyło.

– Już mówię, mówię. Ale niech sobie pani nie myśli, że nas tam, co dobrego spotkało. Oni tam wszystko po znajomości, a jak człowiek biedny jest, znajomości nijakich nie ma, a i awanturny przy tym nie jest, i wykłócić się o swoje nie umie, to człowieka za nic mają.

– Pani Babiczowa, powie pani wreszcie…

– No przecież mówię…Poszli my z samego rana, jak kazali, na to całe przesłuchanie. Swoją drogą, kto takie słowo na to wymyślił, jakby to na policji było, albo w jakiej prokuraturze, to przesłuchanie, ale w profesurze…

– Wnuczek pani nie mówił, że można to i castingiem nazywać?

– Może i mówił, ale kto by to spamiętał. A no jak zwał tak zwał… grunt, że Łukaszek zaśpiewał, ale jak on zaśpiewał, sąsiadko, on tak śpiewał, że anioły w chórach anielskich pióra gubiły, a jakby tam mieli przy suficie takie lampy z kryształków, takie ozdobne jak w kościele, no te…wie pani…

– kryształowe kandelabry.

– O to… to… To te całe kandelabry obracałyby się żwawo jak łowickie spódnice w tańcu, albo całkiem by na ziemię pospadały. Bo Łukaszek to ma taki głos, jak dzwon Wawela, jak da ten swój, jak to on mówi: wokal, to jakby górale na trąbach grali.

– Dowiem się  w końcu czegoś o tym werdykcie?

– No pani Malicka, no jak było, no tak było, że Łukaszek zaśpiewał, a profesor na to: ,,Tu pomóc mogą jedynie organy…”

Jakżem ja się wtedy ucieszyła, myślę: wreszcie człowiek jak się patrzy, uczony, widać musi być muzykalny, że tak się od razu  poznał. I gdy mnie już łzy ze szczęścia w gardle dławiły, mówię: ,,Z tym to nijakiego problemu nie będzie, organista Józef w parafii zacnie na organach do mszy gra, to się go opłaci i młodego poduczy, a i z księdzem jakoś się ugadamy”. I gdy mieli my już wychodzić, ten bisurmaniec jeden gębę znów rozdziawia i dalej do mnie wykrzykiwać ze śmiechem takim nerwowym: ,,Pani mnie źle zrozumiała, tu jedynie organy ścigania pomóc mogą. Bo to, co ten młody człowiek robi muzyce, to woła o pomstę do nieba. To jest profanacja, gwałt na uszach i morderstwo na partyturze, to jest kradzież mojego cennego czasu”. Taki bezecnik. Nijakiego rozeznania i zrozumienia dla prawdziwego talentu nie miał.

– A byliście jeszcze u kogoś? Może trzeba by zasięgnąć opinii innych fachowców? No w końcu nie jeden profesor na świecie.

– Pani Malicka, gdzie my już nie byli, w konserwatorium, w szkołach muzycznych różnych stopni, u profesorów różnistych, na tych całych przesłuchaniach, egzaminach, w radiu,  a nawet  i w telewizji my byli.

– I?

– Ech, oni wszyscy zazdroszczą Łukaszkowi talentu, mówią, żeby se inny fach znalazł, oni tam swoich mają, ino tamtych przepychają, a takiego prawdziwego jak Łukaszkowy talentu, to się boją.

– I co teraz? Skoro tak wam wszyscy odradzają, to może rzeczywiście czas pomyśleć o jakimś innym zajęciu dla wnuka?

– Sąsiadko kochana, jakże tak się poddać, gdy Łukaszek całe życie ino o tym marzył. Dla niego śpiewanie, to więcej niż… Jeszcze by se co zrobił. Nie, do tego, to ja dopuścić nie mogę…nigdy!

– Ale czasem trzeba dopuścić może jakiś… głos rozsądku.

– Ja już mam wszystko obmyślane. Jak się nijakiego wyjścia nie znajdzie, a profesory dalej przy swoim upierać się bedą, to świnie się odstawi, krowy sprzeda i na wydanie płyty będzie. Już synowej przykazałam, żeby się w mieście rozeznała, co, ile i  komu wpłacić trzeba. Takiego talentu i woli śpiewania, to zmarnować nam nie wolno. Toć to prawdziwy Janko Muzykant, tyle, że nie w skrzypeczkach, a w głosie na chwałę Pana ten dar otrzymał.

– A jak tej płyty nikt nie kupi? Bo to… wie pani… i nazwisko nikomu nieznane i promocji żadnej…

– Ja już synowi powiedziałam, jak się i słuchacz nie pozna, to nic tylko wieko trumny i  płytę nagrobną dla mnie szykować. Ale tak być nie może. No przecież ktoś musi mieć słuch i tę muzyczną, jak jej tam…

– intuicję i wrażliwość?

– A no może i to właśnie.

Na wypadek jakby dalej te zazdrośniki  utrudniały Łukaszkowi karierę, bo to wszystko wie pani, o zawiść idzie… to już rozmawiałam z jednym takim handlarzem, obiecał, że jak to bedą kolędy, to on ze sto kupi dla pracowników na święta. Na religijne to nikt się nie poważy narzekać. Będą wreszcie słuchać, czy tego chcą, czy nie.

Skip to content