fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

K O M I S J A

Czekał pod kołdrą długo. Bardzo długo. Zrobiło mu się duszno i strasznie gorąco. Ostry zapach taniego proszku do prania wgryzał się w nos, a całe ciało okryte cieniutką piżamą zaczynało nieznośnie swędzieć. I ciemność. Ta kołdrzana ciemność, która zdawała się jeszcze ciemniejsza niż ciemność w pokoju. Dusił się. Nagle dosłyszał ten, ciągle jeszcze siłą nawyku, upragniony dźwięk – ktoś, najpewniej ojciec, zamknął wreszcie drzwi wejściowe. 

Na moment zdarł z siebie mokrą od potu białą płachtę. Łapczywie łapał powietrze, prawie je łykając. Po chwili usłyszał drobne kroczki matki. Za szybą drzwi zamajaczyła jej krępa sylwetka. Zarzucił kołdrę. Modlił się, żeby nie próbowała go odkrywać, bo wtedy ona to zobaczy i będzie po wszystkim. Nigdy już nie uwolni się od nich. 

Matka jakby zawahała się przez moment, ale w końcu nacisnęła klamkę.

– Już poszli. Widzisz, jak to dobrze, że w porę się położyłeś. Nieszczęście by było. Tak jak z tym chłopcem w bloku za torami. Na chwilę tajemniczo zawiesiła głos.

– Co się z nim stało? – zapytał, choć domyślał się odpowiedzi.

– Zabrali go! – dramatycznym tonem odpowiedziała matka i czułym gestem odgarnęła mu spocone włosy z czoła.

– Ale dokąd? – dopytywał się.

– Tam, gdzie zabiera się wszystkie niegrzeczne dzieci! – powiedział twardo ojciec, który już od kilku chwil przysłuchiwał się ich rozmowie.

Wszedł do pokoju syna. Jego zwalista sylwetka nagle wydała się groźna. Stanął nad matką i położył jej rękę na ramieniu.

– Zaczyna się Kobra. Daj mu wreszcie spokój. 

Matka popatrzyła jeszcze przez moment na twarz syna, która w mdłym świetle sączącym się z przedpokoju, wyglądała jakoś niezdrowo.

– Śpij już.

– Czy oni nie wrócą? – spytał, chcąc zatrzymać ją jeszcze przez chwilę.

– Chyba nie. Poszli już do punktowca.

– Ale czasami przychodzi im do głowy sprawdzić drugi raz – dodał ojciec i uśmiechnął się jakoś dziwnie. Strasznie.

Matka podniosła się ciężko.

– Dobranoc – powiedziała. Chciała to powiedzieć pieszczotliwie, ale wyszło jakoś szorstko i nieprzyjaźnie. Ojciec milczał.

Kiedy drzwi zamknęły się za rodzicami, odkrył część kołdry. Leżał bez ruchu i słuchał przytłumionych odgłosów dochodzących z dużego pokoju. Oczywiście już od dłuższego czasu doskonale zdawał sobie sprawę, że żadnej Komisji nie ma i nigdy nie było. Wymyślona przez ojca grupa urzędników, rzekomo odwiedzających mieszkania i sprawdzających, czy dzieci śpią, była bzdurą. Kiedyś, właściwie jeszcze do niedawna, w to wierzył. Oboje rodzice robili wszystko, aby przekonać go o istnieniu Komisji. Próbowali ją uwiarygodnić. Otwierali i zamykali drzwi wejściowe, głośno rozmawiali z urzędnikami. Wiedząc, że leży cały pod kołdrą, otwierali drzwi do pokoju delikatnie, ale wystarczająco głośno, aby usłyszał i odgrywali scenę inspekcji.

– Tak….  – mówił przyciszonym głosem ojciec. – Potwierdzam państwa informacje. Jeden syn. Pokój własny. Chodzi spać zwykle koło dziewiętnastej.

– Dziś, jak panowie widzą, wcześniej się położył. Zmęczony zabawą – dodawała matka.

– Jakie zabawy? – ojciec powtórzył pytanie nieistniejącego urzędnika. – No… samochody, klocki i kolejka. Najbardziej lubi kolejkę i wycinanki.

Wyraźnie słyszał skrobanie ołówka o papier. Urzędnik zapisywał wszystkie uzyskane od rodziców informacje. Wreszcie skończyli inspekcję. Słyszał odgłos zamykanych drzwi wejściowych i zgrzyt klucza. Tak to się odbywało już od lat. Odkąd pamiętał.

Zrobiło mu się trochę zimno, bo przez uchylone okno wpadł do pokoju jesienny powiew. Zakołysały się wycięte z tektury i przyczepione do sznurka  figurki żołnierzy, które z takim mozołem wycinał cały dzień. 

Już od kilku miesięcy domyślał się, że Komisja nie istnieje. W zeszłym tygodniu nabrał pewności. Kilka dni temu celowo poszedł do łóżka wcześniej. Kiedy rodzice zaczęli odgrywać tę swoją komedię z inspekcją i trzaskaniem drzwiami, ostrożnie podniósł się z pościeli i podszedł do uchylonych drzwi. Widział ich mrugających do siebie i recytujących swoje kwestie. Choć spodziewał się tego, łzy same napłynęły mu do oczu.

– Chłopiec jest w zasadzie grzeczny – mówił ojciec, puszczając oko do matki.

– Nie można powiedzieć, pomaga w domu. Tylko nauka mu nie idzie – wtórowała mu.

Nie mógł tego dłużej znieść. Właśnie wtedy przyszło mu do głowy rozwiązanie. Proste i skuteczne.

Dwa dni później pod nieobecność rodziców, szukając nożyczek, znalazł notatnik. Rzekomo plik formularzy, które tak skrupulatnie wypełniali urzędnicy Komisji. Leżał na górnej półce regału pod stertą starych gazet. Drżącymi palcami przekręcał kartki wypełnione mazańcami i różnymi słowami, których znaczeń nie był w stanie odgadnąć. 

Uniósł się nieco na łóżku i przymknął okno. Mały toporek, który przemycił  wieczorem do swojego pokoju, nieprzyjemnie uwierał. Dziś w nocy zapłacą mu za wszystko. Za Komisję, za te godziny pod kołdrą i nasłuchiwanie. Nie chce już nic od nich, choć jutro są jego urodziny. Jutro kończy trzydzieści dziewięć lat.

Skip to content