fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Piękna Liliana

            Na imię miała Liliana. Gdy szła, z podziwem patrzyły na nią wszystkie ptaki i kwiaty,

a ludzie z wrażenia rozdziawiali szeroko buzie. Rozsiewała zapachy i lekkość, nie wiedząc nawet 
o tym… Była wysoka, o smukłych nogach i opadających na ramiona  rudych włosach, które jakby falowały na wietrze. Drobną twarz przyozdabiały złote piegi. Było ich milion albo więcej. I oczy, te oczy, czarne niczym węgliki, świeciły w każdej porze dnia i nocy. Była piękną dziewczyną,
o urodzie której inne mogły tylko pomarzyć, lecz ona uważała, że życie obeszło się z nią parszywie obdarowując rudością. Na domiar złego przezywano ją w dzieciństwie od ,,rudzielców” i „rudych małp”. Potem, gdy ciało jej nabrało kobiecych, ponętnych kształtów, płeć przeciwna zaczęła interesować się dziewczyną o niebanalnej urodzie.

Liliana chodziła swoimi ścieżkami, odwiedzała miejsca, gdzie pustka przywoływała ciszę. 
W długiej zielonej sukience przemierzała łąki w poszukiwaniu ziół. Gdy napotykała motyle, przemawiała do nich swoim cienkim głosikiem. Owady brała do ręki i tłumaczyła im, że muszą uważać na ludzi, bo ci potrafią bez przyczyny zadawać rany…

Lubiła przebywać z dala od ulicznego zgiełku i miejskiego  hałasu. Te łąki, które odwiedzała tak często, zaszyły się kilka kilometrów poza miastem. Kiedy tylko słońce zapraszało do wędrówki, brała swój słomkowy kapelusz i wyruszał w poszukiwaniu świata baśni. Piękna Liliana kąpała się wśród polnych kwiatów i traw, szczęśliwa z błogiej ciszy i otaczającego piękna.

Nieopodal znajdowało się nieduże jezioro. Siadała na jego brzegu i patrzyła przed siebie bez końca… Spokojna woda sprawiała, że znużona wędrówką, zasypiała. Okryta trawą niczym letnią kołderką śniła, że płynie do drugiego brzegu, gdzie czekają na nią kaczeńce
i nurzające się w wodzie kaczki. Gdy zaszło słoneczko, zerwał się wiatr, dziewczyna otworzyła oczy, by z uśmiechem zauważyć, że ciągle jest nad brzegiem jeziora. Nie mogło być inaczej, bo przecież nie potrafiła pływać…

Usiadła, poprawiła włosy i z kapeluszem w dłoni ruszyła w drogę powrotną. Znowu była tą radosną dziewczyną rozdającą uśmiechy.

Potem mijała mały, zielony gaj ze starymi dębami, między którymi pląsały wiewiórki. Dobrze znały już Lilianę, która zawsze poświęcała chwilkę na krótką konwersację z nimi… Traktowała je niczym siostry, przecież one też były rude…

Między ładnie przystrzyżoną trawą rosły żółte mlecze. Narwała ich trochę, usiadła na pobliskiej ławce i uwiła wianuszek. Na rudych włosach wyglądał niczym korona. Piękna Liliana królową łąk. Tak też nazywali ją sąsiedzi i ludzie z osiedla.

Tego dnia, jak zawsze wybrała się do swoich zielonych posiadłości. Słońce mocno świeciło, zabrała ze sobą trochę jedzenia. W wiklinowym koszyku niosła ulubiony sok malinowy i drożdżówkę. Co rano biegła do cukierenki, by zakupić świeżą, pachnącą cynamonem bułkę o nazwie amerykanka.

Po drodze znowu ptaki cieszyły się na jej widok i śpiewały trele na jej cześć. Ona machała im przyjaźnie, zaglądając do krzewów i drzew. Znowu napotkała maki i chabry, rosnące na klombach przy chodnikach. I czuła zapach pieczarek, rosnących dziko na trawnikach.

Kiedy już znalazła się nad jeziorem, chłodziła w wodzie nogi zmęczone drogą. W powietrzu słychać było rechot żab, śpiew ptaków – może to był głos kosa, i krzyki dobiegające z oddali. Kilku młodych mężczyzn rozebranych do kąpieli, biegło w jej kierunku. Była zdziwiona, bo do tej pory nie spotkała nikogo nad jeziorem, tym bardziej, że było ukryte w niedostępnym miejscu. Okazało się, że jednak nie…

Wycofała się pod drzewo, gdzie zostawiła swój koszyk i buty. Była trochę wystraszona hałaśliwym zachowaniem przybyszów, którzy spiesznie zbliżali się do Liliany.

Po chwili otoczyli ją kręgiem, śmiejąc się i zaczepiając. Jabłkowy odór taniego wina wynurzał się
z ich oddechów. Jeden z nich zapraszał dziewczynę do kąpieli, lecz ona z przerażeniem powiedziała, że nie potrafi pływać.

Pięciu dorosłych mężczyzn złapało Lilianę za nogi i ręce, i wywlekli na środek jeziora, po czym huśtając w prawo i lewo, wyrzucili na głęboką wodę. Ich dzikiej radości z dowcipu nie było końca, gdy dziewczyna tonęła… I tylko echo roznosiło rozpaczliwy krzyk pięknej Liliany…

Słońce zaszło, znowu nastała cisza, lecz tym razem głucha i przeraźliwa. Posmutniałe ptaki roniły łzy i kwiaty zwiędły z żalu. Czarne chmury naszły nad jezioro, by zapłakać nad jej losem…

Między wysokimi trawami widać grób, świeży jeszcze z wazonem pełnym maków i chabrów. Po pomniku biegają wiewiórki, zaglądając w zakamarki duszy…

Skip to content