fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Zagraj ze mną w moje kości

Dotknął jej, jakby się bał. Jakby nie była drzewem, tylko człowiekiem. Jakby mogła pod wpływem tego dotyku zadrżeć. Kora nie drży.
Przyniósł w plecaku wszystko, co było potrzebne i trochę więcej. Bo jeszcze papierosy i zapalniczkę.
Słońce było blade. Chmury niskie i trochę poszarpane na kawałki. Z waty.
Chciał najpierw usiąść na ziemi, oprzeć się o jej pień i zapalić. Trochę jakby siedzieli do siebie tyłem i opierali się o siebie plecami.
Miał wrażenie, że papieros smakuje raczej miejscami niż tytoniem. Cieszył się dobrą pamięcią topograficzną. Przypominał sobie miejsca, w których palił. Szkolny kibel z tymi prymitywami. Ohyda. Dach szopy, z nią. Ona paliła tylko dla towarzystwa, nawet się nie zaciągała. 

Na niebie dobrze było widać kilka konstelacji, bo byli daleko od miasta. I miało jeszcze w sobie dużo sensu. W sumie nawet kibel z prymitywami miał jeszcze w sobie dużo sensu.
Spojrzał na papierosa z niepokojem. Połowa. Jeszcze czas.
Dalej. Przed biurem, w garniturze. Z jakimiś ważnymi ludźmi. Dobry tytoń. Chyba czuł się wtedy luksusowo. Kretyn. Potem z ojcem  przed cmentarzem. Pierwszy i jedyny raz. Możliwe, że byli wtedy ze sobą najbliżej. Ludzie w jakimś sensie czują się lepiej, kiedy jest im źle. Albo kiedy czują się źle z kimś innym.
Spojrzał na papierosa. Jakaś jedna trzecia. Zauważył plecak leżący obok. Nie chciał jeszcze na niego patrzeć, więc odstawił go gdzieś dalej. Miał jeszcze trochę czasu. Jedną trzecią czasu.
Dalej. Na balkonie, sam. Tam smakowały zawsze najgorzej. Wielki świat pod nim. Było mu niedobrze i miał ochotę obrzygać cały ten świat. Później były papierosy na imprezach, te z gatunku bardzo przyjemnych. Z ładnymi kobietami.
Filtr. Przydeptał go podeszwą butów do biegania. Dopiero teraz zauważył, że ma je na sobie. Co za ironia.
Już wiedział, że raczej tego nie zrobi. Niebo było jeszcze niżej, jakiś ptak wrzasnął. Podniósł się gwałtownie i zaczął biec, jeszcze zanim zdążył nazwać siebie tchórzem. Nie oglądał się za siebie, jakby  bał się jej spojrzenia. Jakby nie była drzewem, tylko człowiekiem. Jakby mogła żałować, że nie zagrali.

Skip to content