Dzięki współpracy z Polską Akademią Nauk Społecznych i Humanistycznych w Londynie w ramach IV MIĘDZYNARODOWEGO DNIA EDUKACJI POLONIJNEJ w Konkursie NA POLONIJNEGO ARTYSTĘ ROKU pt. „Kreatorzy uczuć i wyobraźni” Jury Kwartalnika YPSILON czasopisma literacko-artystycznego w składzie:
Agnieszka Modrzejewska, Beata Poczwardowska, Grzegorz Misiak, Mirosława Stojak, Sylwester Kurowski oceniało prace w kategoriach: Poezja, Proza, Dzieła plastyczne.
w kategorii:
Poezja:
Pierwsze miejsce
Pani Wiktoria Siemionek z Belgii
– wiersz zatrzymuje czytelnika w sobie i w myśli, pytaniem otwiera kreację życia
Polonio, czy Ty też tak masz?
Życie jest jak oglądanie sztuki, polskiej czy niepolskiej
Zerkamy na dzieło nieznanego nam artysty,
z czasów w których nie żyliśmy,
przeżywający coś czego nigdy nie pojmiemy,
Czyż nie filozofowie mówią o powstającym strachu?
Aczkolwiek. Znajduje się tam coś.
Ten wyblakły lekko kolor, to jest to.
Bladożółty z muśnięciem niebieskiego, jak w tamtym portrecie, jak on tam?
Nieważne, opuszcza mnie już ta myśl, zostaje tylko wrażenie. Wszystko wchłaniające uczucie.
W tym momencie moje serce zaczyna się rozkładać,
Rozkładać, nie jak mój ojciec który zmęczony przychodzi po pracy i się kładzie,
Raczej rozkładać w sposób błyskotliwy:
Serce mi się sypie na kawałeczki, bo w końcu zrozumiało coś z zagadkowego dzieła.
Zaraz składam moje serce w jedną całość,
i mogę ujrzeć jak nagle serce stało się większe.
Pełniejsze, gdyż wypełnione większym zrozumieniem.
Myśląc o życiu polonijnym rozumiem w końcu że jest tu równoległa nić.
Mieszkam miedzy ludźmi których nie znam
Nie pojmuję ich przeszłości. Co widzieli, co czuli
Ogarnia mnie strach, ale dzisiaj nie na tym się kończy historia.
Sztuki tak się nie analizuje, polonia to sztuka
Nagle, patrząc na nich, możemy ich poczuć,
ich oddech w nas, nasz oddech w nich, i spoglądamy na siebie nawzajem
Jak na dzieła których nie rozumieliśmy w pełni ich bycia, a teraz …
Teraz serca nam się rozkładają i składają, raz i wtórnie, minuta po minucie
Niesamowicie jest poczuć inną osobę. Na sposób malutki, nic nieznaczący, niby.
Aczkolwiek.
Sztuka nas uratowała. Jest ratownikiem i wybawcą nam zesłanym, i
poruszyła w nas uczucia piękne w niepewności.
W nieznanym nam świecie widzimy jednak ten bladożółty i niebieski kolor, mimo nam nieznanych obliczy
Czyżby ci inni też postrzegali kolory?
U nich też się używa empatii i szuka pocieszenia w oddalonych zakątkach parków gdzie dziadkowie przychodzą zapalić fajkę?
Widzi się blade odcienie, i mówi że życie jest jak oglądanie sztuki?
Polonio, czy Ty też tak masz?
Wyróżnienie
Pani Dorota Górczyńska-Bacik z Wielkiej Brytanii
poetka metaforami kreuje świat kobiety i jej piękno
***
Czasem
potrzeba samotności
by tak zwyczajnie
usiąść
przy kawie
wygarnąć sobie zdrowo
prosto w mordę
albo
za uszy jak trzeba
bez ckliwego tiu i tam
sam na sam
z poszarpaną duszą
bez słomki w kubku zielonej herbaty
której i tak zresztą nie pijam
dobre dla pensjonarek
mohito
nie piłam
ale brzmi lepiej
niż liściasta zalana wrzątkiem
kiedyś spróbuję
w sensie mohito
przyjaciel pisał że
pijana rumem limonka
tonie w towarzystwie mięty
może
w końcu
znajdę wspólny język
ze sobą
***
Kiedyś
sprzedadzą nas
za dinary
lub
za łyk Jacka Danielsa
kupią sobie zielone gacie
do wściekłego
bladoróżowego
podkoszulka
które nosić będą w pogodne lato
lub na niedzielną sumę
w najlepszym przypadku
skończymy jako
opał gdy zima w końcu zaskoczy
rozgrzeją słowami zimne kaloryfery
na których powieszą frotowe skarpety
zawiśniemy tam metaforą
***
Zaciszam się
nie szukaj zatem we mnie
mętnych metafor
ani uśmiechu
wyrżnął głową o krawędź nocy
z uprzejmości
i przyzwoitości
tłamszę jeszcze powietrze
linia życia na wdechu
telefon świeci jedynie datą
brak nowych wiadomości
wi-fi odświeżone ostatnio w marcu
sprawdzałam czas wygasania planet
moja czasoprzestrzeń
zgodnie z teorią względności
wiruje
tworząc coraz to większe
szczeliny ciemności
nie ma mnie
nawet we mnie
***
Jutra nie włączę pilotem
by
sprawdzić czy istnieje
jutro rozsunę zasłony
i zaciągnę się dniem
kolejnym
marnotrawnym
dniem
bez świadomości
ewentualnego nieistnienia
Proza:
Jury postanowiło nie przyznawać w tym roku pierwszej nagrody w kategorii: proza. Natomiast wyróżnienie w tej kategorii otrzymuje Pani Dorota Górczyńska-Bacik (z Wielkiej Brytanii) za opowiadanie ,,Cud” z nowego zbioru pt. ,,Szkło powiększające”.
Za lekkość niesionej codzienności, za przewrotność i niesłabnące poczucie humoru, zrozumiałe ponad wszelkimi podziałami w różnych strefach językowych, którym emanuje i zaraża bohaterka przedstawionej historii.
Opowiadanie ze zbioru ,,Szkło powiększające”
Cud
Jest kilka rzeczy, na które mam totalną alergię. Na szczycie listy owych alergenów z pewnością znajduje się pośpiech. Powiedz mi, że mam dziesięć minut na zakupy, a nie tylko dowiesz się, co o tobie myślę, ale również wytatuuję Ci to na czole. Mój mózg, który włącza się wtedy w tryb slow motion, walczy z ciałem, taranując pełzających po zakupowych alejkach. Cholera, na spacery im się zebrało, kiedy człowiek prowadzi wojnę na śmierć i życie.
Pracę kończyłam, jak co dzień, o szesnastej.
Do lekarza, z którym po pandemii można wreszcie spotkać się twarzą w twarz, miałam na siedemnastą trzydzieści. Spojrzałam na zegarek radośnie, zdążę jeszcze do polskiego sklepu m.in. po chleb i kiełbasę na grilla. A jak dobrze pójdzie, to ogarnę też proszek do prania w sklepie obok.
Niestety dotarliśmy tam dopiero o szesnastej dwadzieścia, bo światła drogowe za bardzo wzięły sobie do serca fakt, że świat pędzi jak oszalały i postanowiły go spowolnić.
Pozwoliłam mężowi samemu zrobić zakupy w polskim sklepie (odkup swoje winy- pomyślałam, po tym, jak kiedyś pojechał po chleb i wrócił z całą siatką zakupów, w której oczywiście chleba nie znalazłam).
– Cud – stwierdził.
-Z cudów, to ja kojarzę kochanie chleba rozmnożenie, a nie jego brak – warknęłam.
Nie było jednak czasu na powroty do przeszłości, sama więc pognałam do tego sklepu, w którym w wielkim niebezpieczeństwie jest zawsze moja wypłata.
Ze zmrużonymi oczami przebiegłam między półkami regałów, które przysięgam, za każdym razem mnie wołają, i pognałam do stoiska z płynami do prania. Czemu kąty mojego oka zauważyły te piękne poduchy na sofę? Nieee, twarda będę… Nie dam się.
Chwyciłam jeszcze odświeżacze łazienkowe, dobrze, że były po drodze do kasy. Ooooo świeczuszki… dobra, nie mogę się zdecydować… biorę dwie. Wtedy ten mój drugi kąt oka znów dostrzegł owe uśmiechające się do mnie poduszki i już prawie ulegam pokusie, kiedy absolutną ciszę w sklepie przecięło beczenie mojego, podtopionego kiedyś w basenie, telefonu. Tak naprawdę, z tym telefonem to był wypadek, bo broniłam się akurat przed pszczołami, które pragnęły zapylić żółte kwiaty na moim kostiumie kąpielowym.
Chwytam zatem za torebkę, aby zagłuszyć owe beczenie. Boże, ludzie całe życie zabiegają o to, aby zostać zauważonymi, a mnie się to dziś udało w sekundę.
Kiedy w końcu przedarłam się przez czeluści damskiej torebki, w słuchawce usłyszałam radosny głos męża:
-Kochanie, zrobiłem wszystkie zakupy, a ty gdzie jesteś?
Już miałam wykrzyczeć, że kurde na wojnie, ale przykleiłam tylko uśmiech i powiedziałam:
– zaraz będę.
Matko jedyna, zadzwonił, żeby się pochwalić, że zrobił zakupy. Geniusz!
Ze wszystkimi moimi zdobyczami, zostawiając z tyłu smutno machające do mnie poduszki, pobiegłam do kasy.
Czas naglił, a mnie na walce z telefonem zeszło z pięćdziesiąt cennych sekund.
– Biegniemy- rzuciłam i pognaliśmy w stronę parkingu. Jeszcze tylko mięso na grilla w supermarkecie i na siedemnastą trzydzieści będę u lekarza.
– Kochanie poczekaj – krzyknęłam. Obiecałam wrócić za minutę, po czym zniknęłam w drogerii.
W zasadzie to jest jeden z tych sklepów, w których spędzam najmniej czasu, bo po prostu go nie rozumiem. Kiedyś powiedziałam Pani, że chcę kupić takie coś, co spowoduje, że moja twarz będzie wyglądała szczuplej. Po chwili zostałam zaatakowana taką ilością kredek i czegosiek, że mogłabym tym namalować całą wyżynę lubelską. Podziękowałam i taka niewyszczuplona wróciłam do domu.
Ale dziś to co innego, dziś potrzebowałam zwykłej mąki kartoflanej w sprayu, czyli antyrespirantu.
Pognałam do dobrze znanego mi sklepu i zginęłam. Że też na dziś zaplanowali przemeblowanie półek. Potem było już tylko gorzej, bo w poszukiwaniu owego dezodorantu trafiłam na półkę z preparatami na podniesienie libido. Nagle zza rogu wyłonił się Pan i zapytał czy może pomóc. Matulu, sądząc po tym jak wyglądał, to w tej sekcji mógłby prowadzić terapię grupową. Głośno przełknęłam ślinę i pognałam do drzwi.
Dotarliśmy wreszcie do auta. Przyklejona do sierpniowego ciała sukienka, nie pozostawiała wiele z mojej świeżości poranka.
Supermarket. Tu dla odmiany udało się wszystko bardzo szybko załatwić, a to z jednego, prostego powodu, a mianowicie takiego, że półki były puste. Nabzdyczona pcham do kasy ogromny wózek z jedną paczką żółtego sera.
Do wizyty zostało trzydzieści minut, z czego jakieś dwadzieścia minut drogi. Wsiadamy do gazika, Piter nagle robi minę jak wtedy, gdy przez przypadek trafił w telewizji na program ,,Ukryta prawda”. Wiedziałam, że coś się święci.
– Mamy kapcia- wyrecytował. Dojedziemy, bo jeszcze coś tam powietrza zostało.
Myślę, chłop się zna, nie będę dywagowała nad potrzebną ilością powietrza w gaziku. Wtaczamy się zatem na autostradę, po czym w owym wtaczaniu zwalniamy. Nie no, serio??? Jasnowidz i do tego wiedźmin! Dosłownie przed chwilą pomyślałam, że do tego wszystkiego, to jeszcze tylko korka nam brakuje. Czemu nie mogę tak przewidywalnie pomyśleć przed piątkowym losowaniem Euromiliona?
Sięgam po telefon, aby zadzwonić do przychodni i powiedzieć, że jeśli nie znajdę dziury czasowej, to nie mam szans zdążyć na tę wizytę.
Po 5 minutach wysłuchiwania
– YOU ARE FIRST IN THE QUEUE – odzywa się Pani:
-Halooo,
no to ja: -HALLOO,
-HALLOOOOO OO- krzyczy mi miła Pani do słuchawki.
-HALLOOOOO – odkrzykuję miłej Pani i tak sobie pokrzykujemy przez chwilę.
No tak, mój telefon topielec nabrał wody w usta. Szlak. Pozostaje nam liczyć na cud i szybki zjazd z autostrady. Świat jest jednak ich pełen i jednym z nich udało nam się dotrzeć do białego kitla, zanim wybiła godzina zero.
Pan doktor postukał, podrapał się i stwierdził, że może jednak wezmę paracetamol. Do końca nie wiedziałam, czy pytał mnie o zdanie, czy to oznajmiał. Nieistotne, ważne że będę żyć.
Tak sobie myślę, jak to dobrze, że ludzie nadal decydują się na studia medyczne i mogą pomóc. Teraz pozostało nam już tylko wrócić do domu, spakować nasze dzisiejsze zdobycze i ruszyć jutro w drogę na kemping. Najważniejsze, że mamy zakupy z polskiego sklepu- pomyślałam. Chleb i kiełbasę na grilla.
Pytam zatem Pitera, gdzie są te zakupy, bo chciałabym już posegregować je w lodówce, aby jutro tylko przepakować do lodówki turystycznej. Mąż patrzy na mnie w milczeniu, więc powtarzam z uśmiechem.
-Kochanie, podaj mi reklamówkę z polskiego sklepu. W tym momencie, mój mąż przeszedł na chińsko -japoński, bo zaczął wydawać z siebie same sylaby.
Patrzę zatem do siatki, a tam o dziwo nie ma: ani ogórków kiszonych, ani kiełbasy, ani całej turystycznej reszty, są za to trzy zimne z Puszczy Białowieskiej.
No cóż, w rozumieniu mężczyzny, jesteśmy gotowi na grilla, a Piter następnym razem pójdzie na zakupy w asyście, bo jak się okazuje, każde z nas ma inne priorytety. Dobrze, że choć chleba nie zapomniał tym razem kupić.
Dzieła plastyczne:
Pierwsza nagroda –
„Baronowa z pędzlem” – Maria Nikolszyna
Rysunek poświęcony pamięci Tamary Łempickiej urodzonej w Warszawie pod koniec XIX wieku. Praca jest utrzymana w stylu rycin z przełomu wieków i świetnie oddaje nastrój ówczesnej Warszawy. Bardzo ciekawie w ten uliczny pejzaż została wkomponowana postać Artystki, jednej z bardziej utalentowanych i barwnych postaci w kulturze Europy. Interesujące jest też w tej pracy połączenie dwóch różnych przestrzeni – architektury i portretu. Trzeba podkreślić także dojrzałe umiejętności warsztatowe autorki, co widać w użytych środkach przekazu plastycznego.
Wyróżnienie –
„Samotność” – Dorota Górczyńska-Bacik
Rysunek monochromatyczny i bardzo syntetyczny. Stosunkowo prostymi środkami autorka uzyskuje nastrój jaki jest zawarty w tytule tej pracy. Czuć tutaj autentycznie ludzką samotność, pustkę zagubienie. Bardzo dojrzałe dzieło w przekazie wyrażenia emocji. Patrząc na tę szarość, można ulec pokusie pokolorowania chociaż trochę tego rysunku, tak aby temu człowiekowi co nieco pomóc w jego niedoli.
Drugie wyróżnienie –
Czerwone wieże Krakowa – Elena Łabęcka
Rysunek Pani Eleny ma w sobie coś, co kojarzy się z dzieckiem – „radosną twórczość”. Szkoda, że Kraków nie jest taki kolorowy, jak jest na tej ilustracji.