fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Chcesz napisać biografię, a wychodzi ci najpierw hagiografia, potem pastisz, a na końcu, kiedy to czytasz, masz wrażenie, że to zwyczajny paszkwil. 

Miało być o miłości, co zdarza się nie raz i nie czterdzieści. A potem nagle okazuje się, że nic ci się nie wydawało, tylko nie wiedziałaś jaką formę wybrać – listy? pamiętnik? – no bo przecież nie sztambuch! Nie może być ckliwie; ma być autentycznie.

Potem szukasz definicji, czy aby na pewno opowiadanie może mieć różne formy i czy one się wzajemnie nie wykluczają. I dupa – słownik wszystko przedstawia /definiuje oddzielnie i nie ma przykładów, że coś może się przenikać. Opowiadanie to opowiadanie. Ma swoje reguły.

Dobra, o miłości – opowiadanie.

A było tak…

Taką wiosną, jaką wszyscy lubią, taki powiedzmy wczesny maj. Gorący, ale nie tak upalny i nie taki nie do wytrzymania, jak czasem czujesz lato. Cicho, zielono, bujnie. Stare mury, w których spędzisz kilka następnych godzin, przyjemnie chłodzą, więc gotowa na wyzwanie, bo przecież wszystko jest WYZWANIEM, po wędrówce korytarzami z przewodnikiem zwanym funkcjonariuszem, zasiadasz i czekasz.

Wchodzi – kolorowy, wyprostowany, no, po prostu ładny. To nic, że skrępowany w przenośni i dosłownie, z tym radzisz sobie zawsze. Łańcuchów nie widzisz, to nie jest trudne, reszta to także kwestia umiejętności – stworzyć atmosferę zaufania.

Udaje się niemalże od wejścia. Nazywam się i on się nazywa. Potem o pogodzie, potem, że każdy ma jakieś plany, a niektórzy wręcz perspektywy, no i marzenia!

– Żenię się.

– Wspaniale! Coś więcej? Opowiesz? Jaka jest? Jak wygląda? Co robi?

– Niezwykła – dobra, czuła, piękna, ma takie długie białe włosy, uśmiecha się pięknie, no wiesz – najlepsza!

Sama wyraźnie zaczynam się cieszyć, że może to będzie jedna z nielicznych historii, które dobrze się kończą.

– Data ślubu ustalona? Wszystko załatwione? Garnitur, obrączki? Zaproszenia wysłane? Zaręczyny były?

– Były, tutaj, ale też było pięknie. Resztę załatwili przyjaciele jej i moi, bo oni bardzo cieszą się na ten ślub. Wesela nie będzie, ale jakiś obiad na pewno, może kolacja… Jak myślisz, jeśli ślub jest o piątej, to obiad czy kolacja?

– Kolacja, taka trochę dłuższa, tak do dziesiątej. Przystawki, danie- nie tyle główne, co po prostu jedno dla wszystkich, ale z wyborem. Ludzie lubią mieć wybór!

– No pewnie, coś o tym wiem! I musi być skromnie, bo sama wiesz, czas na pieniądze jest wciąż przede mną, ale dam radę, razem damy radę.

Nie wiem, jak to ciągnąć dalej, bo w zasadzie nie ma czego. Miłość jest, maślane oczy są, drżący głos, sytuacja wydaje się opanowana, bo myślisz sobie, że to nie może być jakaś ściema. Nikt aż tak nie oszukuje – zaświadczenia z urzędów, zgody, goście, a adres restauracji może też już jest na tych zaproszeniach, tylko ustala się jeszcze menu?

– Rozumiem, że wszystko jest bardzo OK?

– W zasadzie tak, bo i mieszkać mamy gdzie, i ona pracuje, a ja pracę znajdę szybko. Tylko trochę nie wiem, jak jej pomóc, bo ona płacze, że tata jest wściekły, że nie o takim mężu dla niej marzył. Boję się go. Boję się, że narobi jakiegoś dymu – zacznie płakać, zaklinać na tym ślubie albo jeszcze przed, i co wtedy? Odejść? Pogodzić się z tym? Ale wiesz, ja ją tak kocham, że nie wiem, czy dałbym radę. Całe życie na nią czekałem, tak sobie to wszystko wymarzyłem. Całe lata spotykała się ze mną, od początku wszystko wiedziała, nie oszukiwałem jej. Ja dla niej nawet szkołę skończyłem, kursy robię i spokojny jestem i modlę się i wiarę mam.

– Tylko nie ,,dla niej”, to wszystko jest dla ciebie, bo ciebie zmienia, a nie ją.

Cholera, ludzie kochają szantaże pt. „Ja to dla ciebie…”

– Wiem, ale rozumiesz, miałem powód, łatwiej mi było. A teraz ten ojciec. Czego on się boi? Przecież ja już nigdy więcej! Tak ją kocham!

Zaczęło się! Czy ja muszę wysłuchiwać tych miłosnych historii aż tyle? Żeby chociaż były jakieś atrakcyjne, niezwykłe, pełne zwrotów, niemożliwe itd. Szekspira mi się chce!

A co takiego on ma do ciebie? (jakoś musimy razem dojść „do brzegu”).

– Cały czas mi wypomina, że zabiłem poprzednią dziewczynę. Co on wygaduje, przecież to było 20 lat temu, teraz na pewno nie zrobiłbym tego; wiem, że to straszne i że nie zapomina się i sama wiesz – już nigdy! Myślę o tym dużo.

Włącza mi się lampka, bo to w końcu zabójstwo z miłości, więc może być interesujące. Zdarza się, jest koszmarem na całe życie, często zupełnie przez przypadek, w amoku, nie do pomyślenia, a jednak.

Myśli, bo lubi? Myśli, bo co? No, właśnie – co?

-Kochałeś ją?

-Tak, to była moja pierwsza miłość, miałem 18 lat, strzeliło mnie k… strasznie, a myślałem, że ja to na pewno nie i nigdy. I było dobrze, wspaniale, cudownie, aż nagle powiedziała, że to koniec! Nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, uciekała przede mną, a ja przysięgałem jej wszystko – że będzie dobrze, że nie będę już robił rożnych rzeczy, że będzie tak, jak ona chce. I nic! Odczekałem, ale nie wiem jak, parę tygodni. Nie brałem, nie piłem, płakałem i prosiłem boga, żeby zgodziła się spotkać ze mną, obiecywałem, że tym razem wszystko będzie dobrze. W końcu się zgodziła! Wziąłem samochód do myjni, wysprzątałem, zaplanowałem, że pojedziemy do lasu, bo ona lubi naturę, choć mnie to nie kręciło.

Nareszcie coś zacznie się dziać – myślę.

-I tak sobie jedziemy i jedziemy, i ja gadam, a ona nic, tylko swoje! Że nie, że to koniec i że nie chce mnie znać. Stanęliśmy na jakiejś polance. Ładnie było, a ona dalej – wracamy, nie chcę cię znać!

Tak jakoś chciałem ją objąć, przytulić i wiesz, okazało się, że ona nie żyje. Rozumiesz? Nie żyje! To ja w płacz, kompletna panika, szarpałem ją, a ona nic! Dalej nie oddycha!

– Nie wytrzymam! Facet, co ty gadasz? Zabiłeś ją i miałeś pretensje, że nie żyje?

– Nie wiedziałem, co zrobić. Tak ją zostawić? Żeby mrówki i jakieś robale po niej chodziły? Nie lubiła tego. Chciałem ją włożyć do bagażnika, ale nie mieściła się. Ładna była, wysoka, długie włosy i nogi. Pomyślałem, że może ją porąbać? Wiesz, siekierę zawsze miałem w bagażniku, bo jak człowiek wyjdzie z siekierą, to zawsze robi wrażenie, sama wiesz. Więc porąbałem ją i zapakowałem. I tak jeździłem z nią ze trzy dni, bo nie mogłem wymyślić miejsca, gdzie by ją pochować. Wszędzie było nie tak. No i złapali mnie. Przypadek, za szybko jechałem, zwykła kontrola, coś im zaśmierdziało i kazali otworzyć bagażnik i pooooszło.

Milczę, zatkało mnie, nie wyobrażam sobie niczego.

Milczymy razem, ale wiem, że teraz „mój ruch”.

I nagle słyszę siebie:

-Widocznie bardzo ją kochałeś, że tak nie mogłeś się z nią w ogóle rozstać. Nawet po śmierci.

-No, właśnie! Tak było! Dokładnie! Kochałem ją okropnie!

Jakieś szaleństwo! Nic nie zrozumiał! Ma jedynie prawo. Do miłości, ślubu, planów, akceptacji świata. Swoich praw uczymy się najszybciej.

Zaczynam wszystko od początku.

Skip to content