Kultura masowa jest jak fast food – szybko, byle jak, często nagle, często za dużo. W efekcie może być niezdrowo… Ale też nie zawsze. Nie bez znaczenia jest łatwy dostęp do niej, a możliwość powszechnego odbioru kolosalnie wpływa na jej rozwój. Nasz świat strasznie się komercjalizuje, przyspiesza coraz bardziej, a my – nastawieni głównie na materializm praktyczny – dążymy do uproszczeń pomagających łatwo osiągać cele. Dlatego dobrze, że w tej naszej codzienności często swe miejsce znajdują wartości ogólnie zwane wyższymi. A to pod jakimi postaciami coraz bardziej miewa znaczenie drugorzędne. Dobrze choćby dlatego, że skutecznie przenikając do nas, upiększają nam życie.
Na każdym kroku mamy możliwość przekonywać się, jak bardzo kultura masowa czerpie idee z tej szanowanej – tej przez duże K. Nie wynika to bynajmniej z poszukiwania ideału lub dążenia do niego. Myślę, że jest wręcz przeciwnie – chodzi raczej o jak najbardziej łatwy, szybki, przyjemny pomysł i przekaz w oparciu o powszechnie znany, lubiany i szanowany wzorzec. Statystyczny Polak czuje ogromną potrzebę uczestnictwa w nim i wynikającej z tego nobilitacji, nie zastanawiając się jednocześnie ani przez chwilę – co? kto? jak i dlaczego? „Jestem i mam, to mi wystarczy”. Szekspirowskie być albo nie być między przebudzeniem a śniadaniem, lipa Kochanowskiego podczas pracy, a po niej biegiem w takt Wiosny Vivaldiego do supermarketu za rogiem. Najlepsze na koniec – zasłużony odpoczynek w klimatyzowanym mieszkanku – istna sielanka jak w „Babim lecie” Chełmońskiego. Szkoda, że „Chłopiego lata” nikt nie namalował…
Koszulki z podobiznami wieszczów, płócienne torby na zakupy z cytatami z arcydzieł literatury światowej, E=mc2 złotą czcionką na różowym kubku, etui na smartfona, a na nim Mona Lisa jako raper. Kto Kowalskiemu zabroni chociaż przez chwilę być KIMŚ lub z KIMŚ. Ważnym, pięknym, znanym, bogatym i do tego mądrym. Dla jednych to chwila z nieosiągalnym, zaczarowanym, ale jednak TYM. Dla drugich liczy się bardziej forma, a nie treść.
Dobrze jest wyjść z domu, rozerwać się, odchamić, poobcować ze sztuką. Skutecznie pomoże w tym kabaret Grupa MoCarta swymi smyczkowymi interpretacjami przebojów to Ennio Morricone, to Michaela Jacksona i Chopina na deser. Karykaturalne przeróbki dzieł Picassa rozśmieszą rzesze fanów sztuki współczesnej, a wytatuowany w powstańczą kotwicę Zbyszko z Bogdańca świśnie nam nad głową ażurowo zdobioną szpadą w małomiasteczkowym teatrze.
Cały czas jesteśmy świadkami eksperymentowania – patos i płycizna, sacrum i profanum. Czy skutki i efekty tej syntezy zawsze będą tak widoczne jak dziś? Na ile zatracimy się w tej mieszaninie niejednorodnej i czy jest potrzebny jakiś punkt zwrotny? Czy zwykły biały kubek z dziełem Leonarda da Vinci stanie się pierwowzorem jego samego? Czy przypadkiem już tak nie jest… Szkoda, że żyjemy zbyt krótko, by się o tym przekonać.