fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Urszula Mądrzyk

11/2024

 

Na chwilę przed snem

 

Ciszą nasiąka dom cały

w ten skwarny czerwcowy dzień duszny

Pęcznieją okrawki myśli,

rwie się

                    dziurawa pajęczyn snu sieć.

 

Jej siostrę – bliźniaczkę siwiutką –

zdobną

stu przęseł ulotnym gotykiem

tka w rogu wariat – pajączek,

sznurując

gorliwie,

z mozołem,

na przekór wszystkiemu i wszystkim

płaszczyznę sufitu i lustra…

                        Kurzowi i muchom pohybel.

 

Jest w tym gorliwym wysiłku

jak łysy belfer garbaty,

zapamiętale zajadły

w nieustającym staraniu,

by garstkę swych uczniów – gamoni

                         nauczyć najprostszej z prawd…

 

Że trzeba po prostu trwać…

 

Zatonąć

we własnych nici kosmosie.

Bez pytań,

za późnych dociekań,

bąbli bolesnych porażek, 

niewczesnych wahań,

pretensji,

            zazdrości pchlich żądeł stu.

 

Trwać

jak z Wielkanocnych Wysp głowy,

piramid bryły szczerbate.

Snuć nić swej przędzy do końca,

           do końca nucić swą pieśń…

 

 

 

Sonet na do widzenia

 

                      Tym, którzy odeszli… z tęsknotą…

 

Znów żegnamy się na tydzień, miesiąc, chwilę.

Pocałunek, ciepło dłoni, szminki ślad.

Jeszcze szepczesz, choć w wygłosie słychać wiatr.

Jeszcze jesteś, ale dzielą nas już mile.

 

Ledwo pamięć przemieliła klatek sieczkę:

tu i teraz, sprzed ćwierćwiecza, setki dziur…

I memento: Ostał nam się jeno sznur.

Bilet zmięty na finalną stąd wycieczkę

 

Kiedyś, wczoraj, gdzieś przed laty… Szukam kliszy,

powidoki prześwietlone jak ten kadr.

Nic już nie wiem, czuję tylko powiew ciszy

 

i zbłąkany w chaszczach wspomnień głosów gwar

dziwnie bliskich, jak bolesny śpiew derwiszy,

przez mur wrębów, dziur na przestrzał, blizn i szpar…

 

 

Sonet czwartkowy

 

                                    Jurkowi… z miłością…

 

Siądźmy, miły, zapalimy papierosa,

jeszcze rzucę na ramiona rudy szal.

Wnet dołączy do nas cisza płynąc wpław.

Czułość siwa wybujała pod niebiosa.

 

Daj mi rękę. W drzwi zastukał późny wieczór.

Świerszcz pijany stroi skrzypce gdzieś wśród traw.

Dym świec zgasłych snuje taniec płowych zjaw,

paso doble na pohybel i na przekór.

 

Pomyśl, miły, ile jeszcze takich nocy

z papierosem, szklanką ginu, twarzą w twarz,

zanim zmrozi nas znienacka kresu dotyk.

 

Zanim spłyną z nas zasługi, grzechy, cnoty.

nim zakończy się festiwal szarż i barw,

zanim dobrzmi przedostatnich słów erotyk…

 

Skip to content