Powieść zaliczana do pięciu najlepszych na świecie. Oprócz „Ulissesa” Jamesa Joyce’a wymienia się „Klima Samgina” Maksyma Gorkiego, „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Prousta, „Człowieka bez właściwości” Roberta Musila i „Czarodziejską górę” Tomasza Manna. Ale dzieł prozatorskich równie dobrych jest znacznie więcej, choćby powieść Heimito von Doderera „Schody Strudlhofu”.
Głównymi postaciami ,,Ulissesa” są: Leopold Bloom- twórca ogłoszeń reklamowych dla lokalnej prasy, Stefan Dedalus- nauczyciel historii oraz Molly, czyli żona Blooma.
O tym, że „Ulisses” opisuje tylko jeden dzień z życia bohatera, wie wielu czytelników. Jest to czwartek 16 czerwca 1904 roku. Dublin. Godzina poranna. W zasadzie dzień jak co dzień dla głównej postaci, czyli Leopolda Blooma.
Zajmował się w swoim życiu różnymi zajęciami i pracami. Pisarz uczynił ten dzień niezwykłym, opisując wydarzenia, które miały wtedy miejsce i osoby, z którymi zetknął się Leopold Bloom. Na podstawie podanych godzin i minut wiemy, co robili i gdzie byli bohaterowie powieści. Ta niezwykłość dnia polega na tym, że jest to jeden ze zwyczajnych dni dla każdego człowieka niezależnie, gdzie on mieszka. Artyzm polega na precyzyjnym, szczegółowym i drobiazgowym opisaniu wydarzeń z życia bohatera. Wiele opisów dotyczy wspomnień z lat przeszłych. W zasadzie nawet czytelnikowi, który przeczytał powieść, trudno jest napisać o niej opinię. Powieść jest bowiem skomplikowana. Bohaterowie ciągle rozmawiają, opisy wydarzeń ciągną się niemal w nieskończoność, są zapisywane ich rozmyślania. Wiele wątków odnosi się do przeszłości i do motywów literackich, które nie utrudniają odbioru lektury. Czytelnik nie musi znać wszystkich odniesień. Nawet jeśli ktoś ich nie dostrzeże, nie znaczy, że nie zrozumiał treści.
Do grona osób opisanych w „Ulissesie” zaliczyć trzeba tych, których tego dnia spotykają: Bloom, Dedalus i Molly… A jest ich niemało. Szczegółowość opisów postaci, miejsc i wydarzeń może skutecznie zniechęcić do lektury. Wytrwały czytelnik da sobie jednak radę. Wiele epizodów/fragmentów w książce czyta się z ogromną przyjemnością. Należy do nich choćby rozmowa Leopolda Blooma z panią Breen. Tak opisuje jej wygląd: „Ta sama niebieska, wyblakła na karczku sukienka, którą miała dwa lata temu. Minęły już jej najlepsze czasy. Kosmyki włosów opadające na uszy. I ten niegustowny toczek z trzema starymi winogronami, żeby lepiej wyglądał. Pozłacana nędza. Kiedyś ubierała się szykownie. Bruzdy wokół ust. Chyba tylko o rok starsza od Molly”. Aż dziw bierze, że Bloom pamiętał szczegóły ubioru sprzed dwóch lat. Myślę, że pani Breen podobała mu się dawniej i dlatego łatwiej było mu porównać jej obecny wygląd.
Opowiadała mu o trudnym porodzie znajomej, a on udawał zainteresowanie.
Inną sceną jest opis przygotowania do egzekucji Rumbolta. Tego nie da się streścić. Trzeba przeczytać samemu. Oto gość ma być ścięty na szafocie. Wokół tłum ludzi. Raz się wszyscy śmieją i trzęsą z uciechy, a raz płaczą. „Świeża ulewa łez lunęła z ich kanalików łzowych, a niezmierzone zbiorowisko ludzkie, poruszone do głębi duszy, wybuchnęło rozdzierającym łkaniem…”.
Leopold Bloom, to dubliński wędrownik, który ma bardzo dużo do opowiedzenia, a wypowiada się na przeróżne tematy. Moda, kobiece ubiory, seks, miłość, śmierć, rodzina, dzieci, pogrzeby… Skupia swoją uwagę na wyglądzie spotykanych osób, patrzy na stroje, buty i uczesanie.
Szczególnie dużo fragmentów ma związek z jedzeniem. Cóż się dziwić, skoro ta sfera codziennego życia jest bliska nie tylko jemu. To ważny aspekt życia bohatera. Dużo uwagi poświęca jedzeniu i przygotowywaniu potraw. Pewnie można by się pokusić o sporządzenie wykazu menu Leopolda Blooma, choć nie wiem czy przypadło by do gustu innym osobom, zwłaszcza o wysublimowanym smaku. Świeże mleko prosto od krowy, pajdy chleba, „wilgotna jędrność rogalików”, zupa z podróbek, żołądki ptasie, „nadziewane pieczone serca”, „płaty wątróbki podsmażane w tartej bułce”, „przypiekane nerki baranie” i szereg innych potraw działających na zmysły czytelnika. Do niektórych dań ma jednak uprzedzenie i opisuje je w sposób wyjątkowo zniechęcający. „Nie jedz befsztyka. Jeżeli zjesz, wzrok tej krowy będzie cię ścigał przez całą wieczność” – dodaje Leopold Bloom.
Autor tworzy przeróżne neologizmy, stosuje wyrazy dźwiękonaśladowcze, rymy („Abece. Widzę cię!”), metafory („dwie schnące, ukrzyżowane koszule na sznurze do bielizny”, „Pompa śmierci”), inne środki językowe („tłustych tłustością najlepszej pszenicy”, „silny aż do granic słabości”). Interesujące są tworzone zwroty („gdzie głupota jest cnotą”) i wyrażenia („w wytwornej rozpuście”, „odszkodowania miłosne”, „niepożądane pożądanie”).
Pisarz korzysta z różnych form wypowiedzi, choć chyba przeważa monolog wewnętrzny i potok słów. Wiele scen może zauroczyć odbiorcę, wiele scen zniechęcić lub rozśmieszyć. Niektóre rodzą obrzydzenie, gdyż przypominają naturalistyczne opisy. Pewnie na tym polega mistrzostwo. Powieść jest oryginalną i niepowtarzalną kroniką wydarzeń. Drobiazgowość opisów ponad wszelką miarę. Pisarz nawiązuje do różnych konwencji literackich i bawi się nimi.
Czy „Ulisses” jest powieścią dla wytrawnych znawców czy zwykłych odbiorców, czytających w celach poznawczych i dla przyjemności? Oto jest pytanie! Warto zmierzyć się z tym dziełem. Warto też poznać okoliczności pisania tej niezwykłej powieści, ale i okoliczności pracy tłumacza. Podobno tłumaczenie trwało dłużej niż pisanie książki. Czy powieść jest warta czytania? Na pewno warto poznać dziennik jednego dnia. Brawa dla czytelnika, któremu udało się przebrnąć przez lekturę. Parafrazując słowa pisarza: „Ulisses jest wreszcie gotowy”, można by rzec: „Ulisses” jest wreszcie przeczytany. Zapamiętajmy, że pogrzeb, na którym był Leopold Bloom, zaczął się o godzinie 11.00.
Rzecz trudna do czytania, ale warta poświęcenia czasu na poznanie różnych sytuacji, w których znalazł się bohater.