11/2024
druga strona lustra
odpłynęły poza horyzont stateczki mego dzieciństwa.
kotwicowiska młodości gdzie kiedyś mocowałem
cumy swoich marzeń. dzisiaj straszą
połamanymi żebrami i rdzą dawnych konstrukcji.
a jednak lubię tu powracać. liczyć ślady pozostawionych
kroków. wsłuchiwać się w ich rytm. odtwarzać stare
szlaki wierząc że kiedyś zaprowadzą mnie na drugą
stronę lustra.
moje rzeki
płyną przeze mnie rzeki wraz z rozlewiskami. nazywam je
wzruszeniami. próbuję ujarzmić zaporami słów których
nie buduję z wielkich liter. tylko małe jest prawdziwe.
kryje się w dłoniach jak pisklę które dopiero ma wylecieć
w świat. to przed nim odkrywanie nienazwanego.
moje rzeki to one prowadzą mnie
do źródła.
na skraju
nie wiem jak znalazłem się w tym parku skoro od dawna
on nie istnieje. jego ślady ukryte są w sepii starego
albumu. kiedyś znałem tu niemal wszystkie
tajemnice skrywane pod rozłożystymi
drzewami. miłości do grobowej deski tak wtedy
odległej że aż nierealnej. żwirowe alejki wybiegały
na powitanie moich kroków. dzisiaj
patrzę w głąb i widzę tylko samotne drzewo
na skraju drogi.
wyspa ze snów
przypłynąłem do wyspy która śniła mi się poprzedniej
nocy. jednak jej brzegi nie były tak przyjazne
jak we śnie. śpiewały pieśni rozbitych kutrów
i szyprów którzy nigdy nie powrócili do swoich
przystani. zapadałem się w nie niczym we mgłę
aż w końcu zrozumiałem że stałem się ich częścią.
i że nie ma już powrotu.
ruiny akropolu
nadszedł czas gdy wycięto stare drzewa. przeczuwałem tę chwilę.
kurczyłem się w sobie jak zużyty sweter. obudziłem się
na pobojowisku i przyglądałem trupom drzew.
gniazdom z których wypadły małe pisklęta. przypomniały mi się
ruiny akropolu. smutne twarze bogów odarte
z atrybutów boskości.