Mąż znajdował się już w łazience, a Bożena wciąż jeszcze, nie otwierając oczu sklejonych żelową maseczką, którą nałożyła sobie na noc, obmacywała prześcieradło i poduszkę w poszukiwaniu jego obłego ciała. To prawda, że często wyśmiewała się z nadmiernej tuszy i rozlazłości Kazimierza, ale prawdą było także to, że teraz tęskniła do małżeńskiej bliskości. W tak zwanym kwiecie wieku unikała jej jak mogła, gdyż wówczas jak ognia bała się zapłodnienia. Urodziła i wychowała jedno dziecko i przyjemności wynikającej z macierzyństwa miała aż nadto, a Kazio i jego mamunia chcieli, by była rozpłodową samicą. Teściowa urodziła troje dzieci i uważała, że to jest dla kraju i rodziny niezbędne minimum. Bożena wolała więc szukać przyjemności z seksu poza domem, z mężczyznami, którzy dbali o antykoncepcję i dyskrecję.
Z wiekiem jej seksualne potrzeby zmalały niewiele, a dyspozycyjność wzrosła do stu procent, gdy tymczasem szanse na ich zaspokojenie zmalały praktycznie do zera. Miała swoją godność, więc nie zamierzała płacić za seks jakimś żigolakom, ani wyjeżdżać na wakacje do Afryki, a panowie w stosownym dla niej wieku nie wykazywali już zainteresowania. Mąż także wykręcał się od zbliżeń. Ciągle był zmęczony lub coś mu dolegało. Tak więc to jego nagłe dobieranie się do jej biustu, bardzo ją zdziwiło. Widocznie wzięła go poranna chuć, ale prostata wygoniła z łóżka – pomyślała, słysząc z łazienki odgłos lejącej się cienkim strumieniem wody, którą wzięła za mężowską diurezę. Kazimierz tymczasem bardzo ostrożnie odkręcił kran i mył się cicho, mając nadzieję, że żona zaraz przewróci się na drugi bok i zaśnie. On bowiem śpieszył się do parku, gdzie każdego ranka jego najatrakcyjniejsza studentka uprawiała jogging.
Bożena faktycznie spojrzała spod przymrużonych powiek w kierunku okna i zobaczywszy granatowe niebo, pomyślała, że jest bardzo wcześnie i mąż zapewne wróci jeszcze do łóżka. Ciekawe – zastanawiała się. Czy po tak długim sikaniu, będzie jeszcze pamiętał, że przez moment obudził się w nim mężczyzna? Jeśli zacznie udawać, że nic się nie stało, to już ja go wezmę w obroty. Niech nie myśli, że może bezkarnie, kiedy ja śpię, dotykać moich erogennych miejsc, a potem umykać jak zając. To dla mnie niezdrowe. Będę teraz miała przekrwione narządy i mogę nabawić się zapalenia. Ale pocieszające jest to, że żądze w nim jeszcze nie wygasły. Ubzdurał sobie, że w naszym wieku to już nie przystoi. Opowiada androny, że trzeba się starzeć z godnością. A przecież orgazmy są takie zdrowe. Jeśli boi się kompromitacji, to niech się wspomaga lekami. Tyle razy mu mówiłam, ale on jest niereformowalny – pomstowała w myślach, lecz niezbyt długo, bo jednak morzył ją sen.
Bożena zazwyczaj nie wstawała o tak wczesnej porze. Od kilkunastu lat nie pracowała już na żadnym etacie. Jak przystało na prawdziwą artystkę, a taką się czuła, chodziła spać późno, więc i późno wstawała. Dawno już i z radością zapomniała o swojej wcześniejszej pracy pedagogicznej. Teraz była wszak pisarką, stworzyła sześć powieści. Sześć słodkich, romansowych historii, którymi bezskutecznie próbowała zainteresować wiele firm wydawniczych. Obrażona postanowiła więc sama zająć się edycją i dystrybucją swoich dzieł i całkiem nieźle na tym wyszła. Mąż zapłacił za redakcję, korektę i pokrył koszty druku. Ona znalazła dojście do kilku znanych aktorów, którzy za niemałą opłatą złożyli swoje bezcenne podpisy pod panegirycznymi opiniami o jej książkach. Nawiasem mówiąc, opinie te napisała sobie sama. Sama też założyła bloga (to najlepszy dowód, że wciąż ma młody umysł i nadąża) oraz przy pomocy różnych konkursów, zaczepnych pytań, a także ostrych dyskusji na kontrowersyjne tematy, zrobiła sobie reklamę. Zbyt książek za pośrednictwem Internetu dzięki tym zabiegom stale wzrastał, gdyż nazwisko zaczęło krążyć w sieci. Szybko też znalazły się ośrodki kultury, biblioteki i kluby seniora, którym potrafiła wmówić, że płatne spotkanie autorskie z nią bardzo ubogaci lokalną społeczność.
Przekrwione przed chwilą narządy rodne nie przeszkodziły Bożenie, będącej w stanie półsnu i półjawy, w przywołaniu jej ulubionego marzenia. Natychmiast zobaczyła się na scenie podczas wielkiej gali, na której za najnowszą powieść miała otrzymać jakąś prestiżową nagrodę literacką. Była to metoda wizualizacji, mająca spowodować w świecie taki układ energii, który doprowadzi do zaistnienia wyobrażanej sceny w rzeczywistości. Święcie wierzyła w tę metodę i wspomagała ją głośnym wypowiadaniem zdań stwierdzających, że jest wielką pisarką. Pokrzykiwała tak sobie, kiedy była sama w domu lub w bardziej odludnych miejscach podczas nordic walkingu. Po kwadransie takiego głośnego spaceru była wprost pijana ze szczęścia i absolutnie pewna nadciągającego, oszałamiającego sukcesu.
Utworu, który miał ją wprowadzić do grona twórców światowych bestselerów, nikt jeszcze nie czytał. Nie wysłała go dotąd do żadnego wydawnictwa, choć miała pewność, że tym razem napisała coś, o co biłyby się wszystkie wydawnictwa w Polsce. Ba, może nawet na świecie. Postanowiła więc nie sprzedawać praw autorskich, by całej śmietanki z jej sukcesu nie spili inni. Miała swój wielki plan, ułożony na podstawie kilku modnych książkowych poradników i internetowych artykułów mówiących, jak odnieść spektakularny sukces. W tym planie wspomniane wyżej zaklinanie rzeczywistości, które zgodnie polecali amerykańscy i chińscy uczeni, odgrywało niebagatelną rolę. Wydanie książki wypróbowaną już metodą, za pieniądze pozyskane od męża, uważała za sprawę w zasadzie załatwioną, więc z największą przyjemnością skupiała się teraz na wizualizacji sukcesu. Nie mogła się tylko zdecydować, czy wyobrażać sobie na razie wręczanie nagrody Nike, czy też od razu przejść do czegoś bardziej światowego. W każdym razie w jej śnie na jawie ściskali ją znani aktorzy i celebryci, a reżyserzy namawiali do bezzwłocznego, póki temat gorący, przystąpienia do adaptacji filmowej i scenicznej.
– Napisałaś dziewczyno, prawdziwy hit! Zobaczysz, zakasujemy „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Ja nakręcę film i zarobimy miliony! – krzyczał jej prosto w ucho, znany ze skandalizujących produkcji reżyser.
– Gdzieś ty się do tej pory uchowała, że ja cię dotąd nie znałem. Zrobimy z tego sztukę. To będzie projekt unijny za pieniądze z Brukseli. Czujesz? – tłumaczył jej kontrowersyjny twórca teatralny. – Obsada w tej sytuacji musi być gwiazdorska, a pikiety protestujących pod teatrem, będą nam napędzać publikę.
Tak, czuła to wszystko i ogarniało ją ogromne szczęście. Ta wizualizacja dawała jej dużo, dużo więcej rozkoszy niż mógłby to zrobić jej mąż, nawet gdyby przedłużył i pogrubił sobie instrument, nafaszerował się viagrą i jeszcze w cudowny sposób odmłodniał o czterdzieści lat.