11/2024
Tłumaczenie wszystkich wierszy Bożena Helena Mazur-Nowak
Blind Time – Ociemniały czas
Na dzisiaj nic nowego.
Handlarze, z bogatą ofertą drewnianych płaszczy,
Niezmiennie są w dobrym nastroju,
Który towarzyszy im od urodzenia.
W tych krajach na mapie,
o których Bóg zapomniał,
Poeci wciąż udają, że są mądrzy,
Aby nie zawieść swojej próżności,
Nadal przepowiadają życie i śmierć,
Zbawienie i koniec.
W tym samym czasie
Tyrani,
Jak zawsze,
Mieszają w naszych snach
Pałeczkami z naszych żeber.
Ich dupy cuchną,
Z ich ust dobywa się odór strzelniczego prochu,
Który wlewają do ciał naszych dzieci,
Ciągle się powiększają, aż urastają do wielkości kraju.
Co się tyczy umarłych
Nadal się rozmnażają
Z entuzjazmem kochanków,
Którzy urodzili się
W tych gwałtownych czasach.
My handbag – Moja torebka
Moja torebka jest bardzo przestronna.
Są w niej guziki różnej wielkości,
Igła i czarne nici,
Które pozszywają poranione serce,
jak i podarte ubrania
Torebki higieniczne na wymioty,
które tutaj nie są rzadkością,
Mokre chusteczki do usuwania strzępów makijażu.
Moją torebkę wypełniają błahe przedmioty,
Pasta do butów straciła swoją ważność po drodze,
Komórka pełna imion, których nie potrafię już spamiętać,
Rozklekotane okulary wykonane przez optyka
Pod pretekstem, że nie widzę nic poza czubkiem własnego nosa,
Wykruszone papierosy i zapalniczka, która zaraz wyzionie ducha,
Zasuszone kwiaty i wiersze, które nie nadawały się do zapisania,
Chusteczki do nosa zmęczone pożegnaniami.
I ty mnie pytasz od czego mnie bolą plecy?
I am not here – Mnie tutaj nie ma
Nie słucham ciebie,
Zgiełk zapomniał przerwać rozmowę w mojej głowie.
Otwieram okna na zardzewiałe stoły nocy,
Na noże, tkwiące wciąż w karkach kochanków,
Trumny, które w nocy rozbrzmiewają melodią oczekiwania,
Żołnierskie buty, które straciły swoich właścicieli,
Torby, które obciąża tylko próżnia,
Morza, które bełkocą modlitwy za tych, którzy
zginęli w drodze po życie,
Piosenki wyśmiewające tych, którzy odeszli,
Na niebo, które dławi ucho świtu,
Domy, które zmieniły swoje nazwiska,
Flagi, których kolory skazano na śmierć
I barykady, których piaski uciekły przed krzykiem.
Powstały z letargu przemówienia,
Których już nikt nie wygłosi,
Więc proszę, nie rozdrapuj mojego milczenia.
Już mnie tutaj nie ma.
Mogiła zapomniała o telefonie zostawionym
W mojej głowie
I opuściła swoje zasłony.
Poeci spotkają się
Poeci na pewno się spotkają
Może w kawiarni, w której spotykają się bankruci
lub na chodniku, gdzie ludzie z marginesu palą swoją przeszłość
a może na scenie jakiegoś domu kultury, w jakimś kraju, który wojna
doprowadziła na skraj.
Uwierz mi, że poeci zawsze się spotkają
W hasłach zapisanych w słownikach,
Jąkając się na progach wierszy,
W zaułkach plotek, które wyostrzają języki zaprzyjaźnionych poetów,
Czy też w artykule, który mówi o plagiacie.
Może ich nazwiska zostaną sąsiadami jak szkielety
na zapomnianych półkach z książkami krwawiącego świata.
Lecz jeśli nic takiego nie miało miejsca, to
Ich oczy spotkają się na tej samej linii
Wiersza, którego wątek dryfuje oddzielając istnienie od nicości.
wygładzam swój głos
oczyszczam swój głos
Z żargonu miłości
Jeden po drugim
Obcinam paznokcie tęsknocie
Maluję usta na czerwono
Krwią, która z nich się sączy
Rozrzucam oczekujące listy
Zmieniając ich kolejność raz po raz
Po czym śmieję się radośnie z mojego zwycięstwa
nad kruchym dźwiękiem,
Którego kruszyny rozsypały się jak paciorki różańca,
kiedy mnie już znudziły.
Oczyszczam głos namiętności róż,
Które co dzień zmierzają aby umrzeć
W książce
Dlatego skracam im drogę.
Kruszę je zasuszam w oczach bezsensowności.
Mój sędziwy przyjacielu
Oczyszczam głos z pocałunków, pieszczot, pożądania
Z wszystkiego, co kaleczy struny głosowe
Z tęsknoty za bełkotem.
Czyszczę mój głos z miłosnego żargonu;
Noc nadgryza jabłko mojemu Adamowi
Czyniąc ze mnie oniemiałą.