fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Ryby w korpo

utworzone przez

Jak jedziesz, ośle?! 

Ava prawie wpadła na auto, które zatrzymało się na pomarańczowym świetle. Zerknęła w lusterko, by sprawdzić, czy nikt nie wjeżdża jej w kuper. Zielone volvo stanęło tuż przy tylnym zderzaku. Uspokojona zmierzyła swoje odbicie. Nie wyglądam za płasko? 

Podpłynęła do lusterka. Okręciła się kilka razy. Machnięciem ogona poprawiła szatę ze złotymi łuskami. Doszyte na grzbiecie, srebrne grube płetwy stanęły dęba. 

Dorada – skonkludowała zadowolona. Poprawki w górnych jedynkach trzymają się znakomicie. Kosztowały majątek, ale nie żałuję. Oczy chyba jeszcze trochę za wyłupiaste. Ale, czy warto je znowu zmieniać? I tak nikt nie rozpoznaje flądry. 

Wróciła za kierownicę, bo zauważyła zielone światło. Samochód przed nią nawet nie drgnął. Znów zapaliło się czerwone.

Duchota i do tego korek. Uduszę się. Opuściła boczną szybę. I pomyśleć, że jadę tylko na kawę – westchnęła głęboko. Idiotka ze mnie, trzeba było wyjechać później. Przecież czy jestem, czy mnie nie ma, i tak wszyscy w biurze mają to gdzieś. Nastała era nowego dyrektora, a ja już nie mam stanowiska, ba, jestem niekompetentna. Pół miliona kliknięć, cały świat podziwia moją pracę, a on napisał w uzasadnieniu, że jestem niekompetentna. Dzięki moim pomysłom nawet skorupiaki i mięczaki zaczęły chodzić do kina… Ale skoro i tak mi płacą… Nie wolno o tym myśleć. 

Ava znów podpłynęła do lusterka. Zszarzałam – szepnęła przerażona. 

Złote łuski szaty na szarym ciele wyglądały teraz nienaturalnie. Parę razy otarła się bokami o lustro i skóra natychmiast pojaśniała. Już lepiej. Ava zatrzymała się i wbiła wzrok w swoje odbicie.  Ostatni raz ubrałam ją w Cannes. Uśmiechnęła się myśląc o swojej szacie. Przez chwilę kręciła się wokół własnej osi. Szkoda, że brakuje prawdziwych okazji. 

Nagle klakson wyrwał ją z rozważań. Trąbiło stojące za nią volvo. 

Już ruszam – powiedziała i zerknęła, kto ją pogania.

To Gara!

Na widok czerwonej dorady za kierownicą volvo, wbiła się w siedzenie z szybkością błyskawicy. 

I od razu dostałam czerwonych plam – jęknęła, patrząc na swoje podbrzusze. Że też musiałam się na nią natknąć. Mam nadzieję, że mnie nie widzi. 

Przejechała kilka metrów i stanęła na światłach. Z głębin fotela obserwowała odbicie w lusterku. 

– Hmm, ciekawe, skąd ten nowy samochód? Nadal zarabia krocie? 

Pieniądze nie mają dla mnie wielkiego znaczenia. – Ironicznie wykrzywiła pyszczek na wspomnienie słów Gary. 

Szkoda, że nie spławiłam jej na czas. Donosicielka, ruda sielawa! Uwzięłam się na nią, poniżałam, ośmieszałam, zlecałam bezsensowne prace – jak można tak kłamać?! Przez nią dzwonili z generalnego z pytaniami, co wyprawiam z personelem, bo Gara się skarży. Zakichana literatka. Kontakt z A. wzbudza niejasne emocje – przedrzeźniała w myślach tekst jej skargi.  Pojawia się kuriozalna impresja dysharmonii i drążące uczucie rozdźwięku. Kto normalny tak się wyraża! Nawet trudno powtórzyć te ekscentryczne gadki… Że też dzisiaj musiałam się na nią natknąć. Po takim spotkaniu ma się ochotę przywrzeć do dna i trwać tam aż do nocy. I pomyśleć, że jadę tylko na kawę… Nie pracuję, bo jestem niekompetentna. Nowy dyrektor i nagle niekompetentna. 

Potrzebuję kogoś w typie octopusa – słowa byłego dyrektora niespodziewanie ożyły Avie w pamięci. 

Ciekawe, ile zakamuflowało się u nas żarłaczy z intelligence? Ciągle czegoś chciał: potrzebuję zatruć jednego gościa, potrzebuję jadu szkaradnicy, muszę wyłączyć faceta z obiegu. Ogonem wybijała na siedzeniu nerwowy rytm. Kipiała gniewem.

Robiłam wszystko, czego potrzebował, i co? Zostawił mnie na pastwę nowego szefa. Dostał kopa w górę i wspiął się sam. Źle to rozegrałam. Powinnam przypomnieć mu, skąd wzięła się utrata zdolności ruchowych u jednego albo zatrzymanie akcji serca u drugiego. Ciekawe, jaką miałby minę, gdyby obejrzał na YouTubie, jak sam analizuje szczegóły zatrucia gościa, czy zleca: Dopaść do gardła i przegryźć aortę… Uśmiechnęła się. W końcu kino to moja domena. Nakręciłam nasze rozmowy… YouTube albo stanowisko dyrektora – tak mu powiem. Usunę tego nowego typa i zajmę jego fotel. Dzisiaj, tak najlepiej jeszcze dzisiaj, znajdę okazję, aby porozmawiać.

Ogon walił z coraz większym wigorem w skórę samochodowego fotela.

– Wyśmieje mnie. Dobrze wie, że niczego nie zamieszczę. Gdyby nie kredyty, nie wahałabym się. Oboje wylecielibyśmy z urzędu. 

Ava z całych sił strzeliła ogonem w siedzenie. 

Ale i tak zamieszczę film, to tylko kwestia czasu. Dopadnę go na emeryturze. Tytuł już mam: ,,W sam raz dla padlinożerców”. Ze zgryzoty przemieni się w polipa!

Zgiełk klaksonów wyrwał ją z rozważań. Rozejrzała się. Skrzyżowanie pełne trąbiących samochodów korkowało się coraz bardziej. Spojrzała w lusterko. Zielone volvo z Garą za kierownicą nadal stało tuż przy zderzaku jej land rovera. Dorada malowała usta. Poprawiała kontur, rozmazywała, jeszcze raz malowała.

Znowu wygląda olśniewająco – jęknęła Ava. Poczuła, jak grubieją jej piersiowe welonki, a łuski podnoszą się niczym do tańca godowego. Zerknęła na siebie. Pewnie zaraz będę cała czerwona. Też sobie pomaluję usta. Boczną płetwą przyciągnęła torebkę z sąsiedniego fotela. Zajrzała do środka. Wyciągnęła pomadkę. Zdjęła osłonkę. Ale niespodzianka – szepnęła zadowolona, bo przedmiot o wyglądzie czerwonej szminki lekko wibrował. Zupełnie o nim zapomniałam. Z wibratorem w ustach przebiegła oczami po odbiciu dorady.  Czuję, że jej wargi są coraz grubsze i tryskają czerwienią – zaszemrała. Czuję, jak tryska na mnie czerwień. Zamknęła oczy. Uniosła się nad fotelem, lekko falując. Torebka osunęła się na podłogę.

Gara ociera się o mnie grzbietem – szepnęła, nie wypuszczając wibrującej szminki. Jej czerwone łuski stanęły dęba. Odpływa, przypływa, smaga mnie lekko ogonem. Taak… Taak… Teraz płetwę wciera w mój brzuch. Coraz mocniej. Jej łuski przykleiły się do moich. Jestem oblepiona. Czerwień, bryzga na mnie czerwień. Broczę w szkarłacie. Jest, jest i purpura. Karmin, czuję karmin…

Zaczęła się prężyć. Nastroszone płetwy wierzgały we wszystkie strony. Złota szata pękła na całej długości i zsunęła się pod siedzenie. Amarantowy, napłynął na mnie amarantowy. Amarantowy! – krzyknęła rozdzierająco. 

– No rusz się, ty głupia flądro! – usłyszała przez otwarte okno. Natychmiast oprzytomniała.

Jakiś samochód, wyprzedzając ją, ostro zatrąbił.

Komu tak się spieszy? – syknęła otwierając oczy. 

Gara… – wybełkotała.

Ostrym wierzgnięciem ciała pozbyła się szminki i przywarła do fotela. Jej drobne łuski zwiotczały, a ich kolor zlał się nagle z szarym siedzeniem.

Skip to content