fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Czy uważasz w dobie Internetu, a ostatnimi czasy także pandemii, teatr ma przyszłość?

Oczywiście, że ma przyszłość. Minął już rok od czasu zamknięcia teatrów i wiele się już zmieniło. Najpierw zamknięto na dłuższy czas teatry i spektakle zostały odwołane, ale potem można już było zagrać przy połowie widowni.

Pochodzisz z aktorskiej rodziny (rodzice to aktorzy: Irena Telesz-Burczyk oraz Stefan Burczyk). Czy dostawałeś od Nich aktorskie rady?

Rozmawialiśmy na przykład do północy o intencji. Jak rodzice wracali do domu, to zawsze był czas na rozmowy o technicznych aspektach zawodu: a czy można tak zrobić, a można to tak mocniej, a jak zrobić mocniej, a jak wywołać w sobie uczucia, które są potrzebne itp.

Zachęcali Cię, żebyś został aktorem, czy raczej byli temu przeciwni?

Dawali mi wolną rękę: chcesz iść na karate – idź, teraz na gitarę – proszę bardzo, masz gitarę.
Podobnie rzecz się miała z wyborem zawodu.

Kiedy podjąłeś decyzje o aktorstwie? Czy był jakiś moment przełomowy, że powiedziałeś: zostanę aktorem?

Jak miałem 4 lata, poszedłem do cyrku i postanowiłem, że będę klownem.

Na prawdę chciałem być klaunem. Później w cyrku poznałem Din-Dona, jednego z najlepszych polskich klownów, który podarował mi książkę. Czytałem, czytałem i okazało się, że aby zostać klownem wystarczy ,,tylko’ umieć: woltyżerkę, ekwilibrystykę, akrobatykę, te wszystkie dyscypliny cyrkowe. Wybrałem coś łatwiejszego – będę aktorem.

Pamiętasz swój debiut? Nie mam tu na myśli  debiutu w wieku 5 lat, gdy śpiewałeś piosenkę: ,,Morze, nasze morze” i strzelałeś z pistoletu, ale  pierwsze kroki w zawodzie i pierwsze zarobki.

Pierwsze pieniądze pojawiły się w 1979r.po filmie, a właściwie serialu, w którym wystąpiłem w jednym z odcinków pt.: ,,W słońcu i w deszczu”. Po wypłacie razem z bratem Piotrem kupiliśmy telewizor. Bywało tak, że czasami musieliśmy losować, kto stoi przy antenie, żeby złapać kanał tv.

Czym się różni praca na planie w Polsce i poza nią?

Budżetem. No tak to jest. Budżet na świecie jest nieporównywalnie wyższy. W filmie „Wojna i pokój”, w którym zagrałem, budżet był 300 mln euro! To była najdroższa produkcja w Europie ever.

Czy podczas scen akcji korzystałeś z pomocy kaskadera?

Bardzo dużo rzeczy wykonywałem sam. Do pewnego momentu wszystkie sceny kaskaderskie też robiłem sam. Przestałem tak naprawdę w momencie, kiedy w filmie wyskakiwałem z tramwaju lub strzelałem z pistoletu w okno. Bardzo dużo prób na materac, zadrapania i tak dalej. Wszystko przygotowane: drugi raz, trzeci raz, kaskaderzy biją brawo i cieszą się, że ze mną nie będzie w ogóle pracy. Nagrywają kamery, tak żeby w spowolnionym tempie było widać moją twarz, i co się okazuje? Zepsuły się kamery..

Powiedz, czego poszukujesz w rolach, które grasz, i w ludziach z którymi współpracujesz? Czy w ogóle jest coś takiego?

Olimpia: To może ja się wtrącę: Kiedy w monodramie Paweł jest sam na scenie, to jest to zupełnie inny rodzaj grania. Trzyma tam widownię, określiłabym to kolokwialnie: ,,za mordę”.

Paweł: Jeżeli na chwilę wchodzę na scenę, no to też wiem, że po prostu ja muszę ich złapać, jak bardzo pięknie powiedziała moja przedmówczyni: ,,za mordę”, a jak już złapię, to mam tak trzymać do końca.

Słyszałem, że z jednej takiej imprezy, właśnie Ty uciekłeś…

Tak, grałem dla 300 pielęgniarek i na końcu zaczęły krzyczeć: chodź z nami na miasto, chodź z nami na miasto… uciekłem.

W 2018 roku ukazała się książka, którą napisałeś wspólnie z żoną: ,,Hardy, Twardy, Najlepszy”. Skąd pomysł na napisanie tej książki i o czym ona jest?

Zaczęło się od tego, że chciałem napisać książkę dla młodych aktorów, dla swoich studentów. Szybko jednak odkryliśmy, że książka może pomóc nie tylko aktorom. Siedliśmy więc razem z Olimpią do pracy i całość kompletnie zmieniliśmy. Książka łączy wspomnienia i anegdoty z poradnikiem na temat tego, jak realizować swoje marzenia.

Jakiś czas temu w nocy dostałem smsa: ,,Przeczytałem Twoją książkę i byłem na pierwszym castingu po latach przerwy. Gdy wyszedłem, dostałem dwa razy większą rolę niż ta, o którą się ubiegałem.”

Lubicie ludzi? Lubicie zmieniać ludzi: na bardziej uśmiechniętych, przyjaznych?

[uśmiechy] … Staramy się dzielić miłością do ludzi i świata.

Aby zmieniać świat, trzeba najpierw polubić siebie. Jeśli masz problem, podejdź do lustra i powiedz: kocham cię.

To bardzo trudne. Czasami człowiek nie potrafi pójść do lustra i powiedzieć: kocham cię, albo wybaczam ci. Po co wracać do tego, co się wydarzyło? Co mi to da? Już tego przecież nie odwrócę. Skoro nie mogę zmienić wczoraj, to może dzisiaj będę szczęśliwa, bo dzisiaj jest dzisiaj, a wczoraj było wczoraj. Reguła wybaczania.

Jest taka przypowieść. Dwaj mnisi z klasztoru, którzy złożyli śluby czystości – jeden stary, a drugi bardzo młody, wracali leśną ścieżką do swego klasztoru. Podeszli do ślicznej kobiety, która stała bezradnie na brzegu szybko płynącego strumienia. Młodszy mnich zignorował kobietę i szybko przeszedł przez strumień; natomiast starszy widząc, że jest w potrzebie, wziął ją na swoje barki i przeniósł przez wodę. Kobieta podziękowała, skłoniła się, a mnisi w ciszy podążyli w dalszą drogę. Kiedy zbliżali się do bram klasztoru, młody mnich nie mógł już dłużej wytrzymać:

– Jak mogłeś brać w ramiona piękną kobietę? Takie zachowanie nie przystoi mnichowi!

Stary mnich popatrzył na towarzysza podróży i odparł:

– Ja zostawiłem ją na brzegu dwie godziny temu, a ty ją nadal niesiesz ze sobą.

Czytałem, że ludzie mylą Cię z Arturem Barcisiem – a nawet, że czasami podpisujesz się/składasz autograf jako Artur Barciś. Czy to prawda?

Tak, zdarza się, że ludzie mnie z nim mylą i proszą o autograf. Zdarzyło się nawet, że pomyliła nas aktorka na planie. Niektórzy myślą, że jesteśmy braćmi.

Jak zarobiłeś tysiąc dolarów w dwa tygodnie?

To było na studiach. Pojechaliśmy z moim serdecznym kolegą Robertem do Norwegii i zostałem tłumaczem na Festiwalu Teatrów Rosyjskich. Nie było tam ludzi, którzy znali język rosyjski i angielski, więc w zależności od potrzeb tłumaczyłem na oba te języki. Wcześniej dorabiałem też tłumacząc na budowach rozmowy pomiędzy Norwegami, a ekipami pracowników z Polski.

To były czasy, kiedy za 50 dolarów w Polsce można było poszaleć kilka miesięcy, tak w przeliczeniu na złotówki, to było ok 20-30 tysięcy złotych.

Jesteś ambasadorem akcji: ,,Oswoić Autyzm”, w ramach której prowadzisz wykłady dla  rodziców. Czy możesz coś więcej o tej akcji powiedzieć?

Wykładów dla rodziców teraz nie ma, bo nie pozwala na to sytuacja, natomiast dzwonią do nas ludzie z całej Polski i opowiadają, że ich autystyczne dzieci do dzisiaj są prześladowane, bite, wyśmiewane. To chcemy zmienić.

Uświadomić tych, którzy nie mają w ogóle pojęcia, czym jest autyzm,  wesprzeć tych, którzy  na co dzień się z tym spotykają, oraz dodać otuchy i siły rodzicom dzieci autystycznych.

Teraz zapytam o ważną sprawę: projekt ,,Zobaczyć Lilly”. Co to takiego?

Jest to film. Film na podstawie naszego życia. Wszystko w nim jest prawdziwe.

Bohaterką filmu będzie 12-letnia Wiktoria. To był czas, kiedy udało nam się zajrzeć do jej świata, a ona weszła troszeczkę w nasz. I dzięki połączeniu tych światów, zmieniliśmy całe nasze życie. Tego chcemy nauczyć, uświadomić, że warto zrozumieć, polubić, a dzięki temu wszyscy będziemy szczęśliwsi.

Chodziło nam to po głowie od dawna, żeby pokazać ten świat. Początkowo chcieliśmy zrobić spektakl, ale stwierdziliśmy, że w teatrze widz ma się czuć dobrze, a nie mieć poczucie zagrożenia,  jakiegoś dyskomfortu. Powoli się to klarowało, ale ostatecznie  zdecydowaliśmy się na film.

Początkowo słyszeliśmy, że Wiktoria potrzebuje więcej czasu i wraz z  jego upływem, wszystko minie, dopiero w wieku 7-8 lat zostało zdiagnozowane, że to spektrum autyzmu.

Człowiek autystyczny widzi wszystko naraz. My możemy sobie wybrać: spojrzę na kubek, komputer, okno. Autystyczny widzi wszystko równocześnie, i to w najdrobniejszych szczegółach. Nie tylko widzi, ale i słyszy psa za oknem, kota, który miauczy i jest 300 metrów dalej, karetkę pogotowia, a za oknem przeleciał gołąb. Jeżeli ona się skoncentrowała w tym momencie na kocie, to nie słyszy mnie, tylko słyszy kota i się śmieje.

Wiktoria już jeździ na rowerze, a początkowo jeżeli skupiała się na tym: gdzie jedzie i kierowała, to nie kręciła nogami – pedałami. Wszędzie też dojedzie na mieście z przesiadkami. Odkryła parę lat temu, że w telefonach jest wyszukiwanie głosowe i teraz sms – y tworzy głosowo. Jak trzeba to przeczyta, świetnie sobie też radzi na kalkulatorze.

Musimy wcześniej ustalać z nią plan dnia, i to że ktoś ma przyjść na spotkanie, bo inaczej jest już awantura. Wiktoria jest jak w skorupie, z której wychodzi, kiedy chce. Jak jest zamknięta w pokoju, to  broń Boże nie wolno jej tam pukać, stukać, spróbować ją wywabić. Jak chce do nas przyjść i chce spędzać z nami czas, to super; ale my nie wchodzimy jej tam z butami.

Nie roztrząsam też: co ja takiego zjadłam w tej ciąży, albo czego nie zrobiłam, a może wzięłam jakąś aspirynę niepotrzebnie, albo: to pewnie po twoim dziadku, tylko mi nie powiedziałeś.

Przychodzi czas na bezwarunkową miłość – to jest najlepsza z możliwych terapii, a druga to: nie wyręczać. Dasz radę zrobić sam/a.  Musisz spróbować 100 razy, bo jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Nie ma tak, że czegoś nie zrobisz, najwyżej ćwiczenie tej umiejętności potrwa dłużej.

Każdy człowiek potrzebuje być potrzebny. Dlatego trzeba angażować dziecko, czy to w jakąś pomoc w domu, czy to w jakieś gry. Nie będziesz siedzieć tak po prostu. Każdy człowiek potrzebuje do życia świadomości, że jest potrzebny drugiemu człowiekowi.

I nie chodzi o samo wyrzucanie śmieci, bo jeżeli będzie wyrzucało tylko butelki i idziesz z nim, żeby wyrzucić pozostałe śmieci, to pomyśli, że jest tylko od wyrzucania butelek.

Poprosiłam kiedyś Wiktorię, żeby  kupiła pierś z kurczaka, a ona mi przynosi: całą kurę, wielki bukiet kwiatów,  porcelanowego słonika i bez grosza przychodzi do domu. I mówi: ale miałam tylko 5 dych,  nie miałam drobnych. Logiczne, nie?

Najlepszą terapią jest miłość.

Jeżeli chociaż jedno dziecko autystyczne będzie zrozumiane i nie będzie pozwolenia na odrzucenie – bo to nie dzieci odrzucają, tylko dorośli, którzy robią to ze strachu, z miłości – bo na przykład boją się, że ich dziecko się zarazi autyzmem – to o to nam właśnie chodzi.

Dużo mówicie o córce, a jak się w tym odnajduje Wasz syn? Jest zazdrosny, że dużo czasu i uwagi poświęcacie Wiktorii? Czy staracie się to jakoś wypośrodkować?

Nasze dzieci urodziły się tego samego dnia, są prawie jak bliźniaki. I rozumieją się bez słów. Teraz byliśmy na kilkudniowej majówce, gdzie Wiktoria po dwóch dniach nie wytrzymała i wróciła, a Maksymilian jak ją zobaczył, to powiedział: Mamo nie widziałem jej 2 dni, a tak mi się wydaje jakby 2 miesiące. Jak tylko się spotkali, to poszli do pokoju rozmawiać. Mają świetny kontakt ze sobą, i mam wrażenie, że wzajemnie się uzupełniają. Ona jest bardziej szalona, a on ją zawsze utemperuje.

Kto napisał scenariusz tego filmu? Oprócz życia oczywiście…

Wspólnie z Olimpią wystawiliśmy dwa monodramy: „4 tony podłogi” i „2 tony kamienia”. My po prostu zawsze wszystko robimy razem. Nie lubimy się rozstawać, większość czasu spędzamy wspólnie i – co więcej – nigdy się nie nudzimy. Potrafimy rozmawiać do 3.00-5.00 nad ranem. Lubimy się i  uwielbiamy razem pracować. Od 20 lat w każdą rocznicę pytam ją: czy zostanie moją żoną.

Za każdym razem się zgadzasz?

Olimpia: Tak [śmiech]

Jaka jest idea filmu, bo rozumiem, że to nie będzie taki zwykły film?

Wiktoria patrzyła na nas z góry będąc jeszcze aniołem i wybrała sobie najlepszych z możliwych rodziców. Często nie wiemy, dlaczego tak jest.

I tak zaczyna się film, że anioł schodzi na ziemię, rodzi się, i nie ma skrzydeł. Ale – zachowuje sobie jedno piórko anielskie na pamiątkę i dzięki temu pamięta mowę aniołów.

Aniołki siedzą na tych chmurkach i tak patrzą… i Tośka nasza też tak siedziała, aż zobaczyła nas. Wtedy powiedziała: ale fajni, ja idę do nich. I dlatego ją mamy.

Jak można wesprzeć Wasz  filmowy projekt?

Informacją. Robimy zbiórkę na rozpoczęcie produkcji.

Mamy również grupę, do której można dołączyć i zalicytować, oraz zrzutkę: „Zobaczyć Lilli”:

https://zrzutka.pl/zobaczyc-lili

To jest taka przedsprzedaż biletów na pełnometrażowy, fantastyczny film o prawdziwym życiu rodzica i o tym, jak dziecko patrzy na świat.  Ten film –  o czym jesteśmy przekonani- zmieni postrzeganie dzieci autystycznych, które są teraz niezaakceptowane, niezrozumiane.

 

Dziękuję za rozmowę

 

 

Skip to content