Moje życie było wegetacją, dopóki nie spotkałem Ciebie. Wtedy wszystko się zmieniło. Twoje oczy, włosy, stopy, uśmiech – wszystko krzyczało do mnie wyraźnie, to, co chciałem usłyszeć. Jesteś moim narkotykiem. Nie mam skrupułów wobec siebie, gdy czuję Twoją delikatność i dotykam zmysłami niczym przez łącze, ślę e-maile, docieram i odczuwam bliskość. Dotyk. Ciało. Drżenie. Myśli Twoje szybkie, jak nasz oddech w moich snach. Jakże życie moje było ubogie bez Twoich myśli; było takie płaskie i beznamiętne jak wyprasowana koszula. Dodałaś mi tego, co predestynuje Pegaza do celów doskonalszych od stworzenia zwanego koniem. Teraz nawet śmierć byłaby piękna. Nie mogę myśli poskładać, są tak rozbiegane, jak cząsteczki tlenu odbijające się i niemogące znaleźć swojego miejsca lub, jak oczy niewolnika przyłapanego na ucieczce. Potrzeba mi Twojej bliskości, tak jak rybie łusek, płetwy, ogona aby była sobą; twojego dotyku, subtelnego aromatu uśmiechu. Dotykam Cię codziennie. Twoje dłonie reanimują mój mięsień sercowy, uciskają mocno, mocniej. Czasem boli, ale to jest ból wspaniały; gdyby nie ten dystans i niepewność, mógłbym domniemywać, że jestem szczęśliwy, pysznie szczęśliwy – to za mało powiedziane.
Jestem pewien, że Centrum Wszechświata należy do Ciebie, do Twoich oczu, ust, dłoni, ugniatają je Twoje stopy i w ten sposób powstaje życie.
Ta cudowna wiedza doprowadza mnie do niewyobrażalnego wręcz uniesienia, ekstazy i niemal szaleństwa. Jedyne, co może mnie z tego wyzwolić, to tunel, niebyt, nirwana. Ale czy na pewno? Wątpię! Nie ucieknę od tego nigdy i nie chcę uciec. To jest moje przeznaczenie, mój wiatrak, element, który gdzieś zgubiłem w poprzednim wcieleniu i nagle okazało się, że jest tak blisko, tak bardzo, że nie dostrzegałem go wcześniej i być może nigdy bym nie zobaczył, gdyby nie przypadek, splot okoliczności, który banalnie jakby ze mnie zadrwił. Wyśmiał moją małostkowość i wszystko, w co wierzyłem lub nie, moją chęć poszukiwania i zdobywania, moją dumę i wrażliwość, ideały i bliskość znalezienia wszystkiego i niczego. Bez Ciebie byłem nikim i niczym; banalny, zdeformowany i nijaki. A Ty? Kim Ty jesteś beze mnie? Wszystkim, pełna i doskonała, czy bezradna i wijąca się w morzu uniesień, uczuć?
Dotykam Cię co noc, ale nie wiem, czy Ty dotykasz mnie!
Nie do wypowiedzenia jest tęsknota i brak głosu przebijającego harmonię bezdźwięku i bezsensu. Melodramatyczne? Wprost przeciwnie – to jest cudowne, piękne i wspaniałe. To się jakoś nazywa, ale jak? Zapomniałem…