03/2021
Mozaika
słowa łatwo rozsypać
nad ranem na kanapie
każde zaśnie w innym miejscu
i choć jednym kocem przykryte
wyryją w pamięci
smutek i rozczarowanie
trudniej zebrać w całość
by rozbiegane myśli zjadły śniadanie
wypiły poranne kakao
i wesołe weszły w nowy dzień
choć jajecznica się przypaliła
bo za długo robiły makijaż
wymagania stawiają kolejne schody
złamią się kolana
zostaną tylko wyszczerbione kubki
i dłoń
wyciągnięta
w nieodpowiednią stronę
uśmiechaj się
ludzie lubią mijać szczęśliwych ludzi
Nostalgie
Rozciągnięta lina pomiędzy wczoraj a jutro
ma jeszcze dziś. Ono nie wybacza błędów.
Czeka na podmuch wiatru. Nie da schronienia.
Piękny uśmiech, błyszczące oczy. Szczęście.
Wyuczony tik, opanowany do perfekcji. Działa.
Powieki łapią krople deszczu. Rzęsy się moczą.
Jesień.
Odleciały dzikie gęsi.
Złote liście wykładają drogę.
Szeleszczące wspomnienia.
Iść.
W ramionach cisza. Na ramionach ciężar.
W kubku zaparzone gorące naiwności. Dotyk.
Spija z ciała parujące pragnienie. Spragniony.
Jest delikatną nitką babiego lata. Zbyt słaba.
Cicho. Pomiędzy palcami przelatują myśli.
Marzenia. Wytrwali realizują je w całości. Są.
Iluzja
Zawinęła się papier niczym papieros, wypalony.
Pożądany. Uzależnienia się leczy, nie prowokuje.
A zapach tytoniu wzmaga się coraz mocniej. Nie.
Nie potrzeba zapałek. Nie ogrzeją dumy. Zgasną.
Ludzie mijają uśpiony smutek.
Spojrzą, wyciągną wnioski.
I pójdą.
Plując przez ramię trzy razy.
Zatracenie na stracenie. Była dobrą dziewczyną.
Rzeczywistość rozmyła jej marzenia. Jedna łza.
Zmyła szary makijaż. Każdym kolejny krok. Dalej.
Dalej nie ma ptasiego mleka. Nie nasyci. Cisza.
A ona zakłada czarne pończochy.
Nakłada róż na policzka.
Śmieję się.
Gdy złorzeczą i rzucają kamień.