fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Poezja Malwiny Krawczyk

06/2022

 

Nike

Gdzieś płynie przed siebie
Ze źrenicami wykutymi w marmurze
Z rozwianym włosem jak rozsypana rdza
Wystukując obcasem bosych stóp los
Po posadzce cudzego spojrzenia
Spogląda w każde oko i już wie
Porywa wiatr, tak pewna
Tka nim pukle włosów jak rdza
I poły szaty skruszonej czasem
A jednak wie – tak sądzą
Waha się tylko i wargi jej drżą
I nic nie mówi, bo skórzane gardło odmawia
Wyprostowana, nawet rzęsy nie schylają się w pokornym ukłonie
I staje przed każdym z losami w dłoni jak babie lato
Nikt się nie dowie, że cała drży i się waha
To z nieśmiałości nie cofnie dumnego spojrzenia
Choć widzi wszystko od tyłu jak nie swój film

 

***(Incipit ostrej świadomości teraz i jutra…)

Incipit ostrej świadomości teraz i jutra
Blasku i cienia, który widnieje na zegarze
W kalendarzu – źwierciadle Mesaliny zwanej czasem
Teraz podupadł, zniknął, zdmuchnięty Zeitgeistem
Nikt nie mówił, nie pisał na poczerniałych stronnicach
O odczuwalności świata. O lekkim zakrzywieniu nieba.
I kanciastych ranach bruku, rozedrganym zapachu jesieni.
Cynamonowe obicia ktoś zapiekł w słowach
Wypchał kondora i cały Eden
Próchniczym posmakiem myśli
Zatarł granice, czy to kwiat, czy zwiędły kamień?
Nikt, ktoś, nigdy i zawsze
Przeczymy sobie przez wszelkie uogólnienia,
które alienują naszą rzeczywistość
Niedostrzeżone orbity spływającej wody
Ciemne galaktyki ciekłego fetoru
Przelewa się z pustego w próżne
Bo najpierw było Słowo

 

Byt nicości

Ziarnko piasku spłynęło po rzęsie
Niczym złota łza pod powieką
Przesłoniło górny róg w kadrze
Jaki mały wydał się świat
A jakie wielkie ziarnko piasku!
Pantagrueliczne. A z nim zatrzymał się świat
Można było jeszcze poczuć draśnięcie strzały Eleaty
Ziarnko piasku nie formowało myśli
Nie patrzyło na fakty
Było bez okien i drzwi
Obojętne, lecz zapewne wielki musiał być
przestwór suchego oceanu i orkan podmuchu rzęs
Jakież straszne musiało być pisanie epitafium na fantasmagorycznej
Bieli pooranej nićmi żył
Choć zapewne nie wiedziało ziarnko piasku, że to jego los
Ekstrawagancją, że świat zmienia się od okazji
Jak rozlane intuicji i fluidy
Łzy, uśmiech i błahostki
Plamą w naszych oczach
Formowane myślę
Bo myślenie to największa rozpusta
Teraz to największa
Bo zgubione między strachem a próżnością

 

Cogito nad płynnością stałości

Jak wątpić w uśmiech wyryty w zagasłym płacie cienia?
Jak wątpić w wysmukły kształt spojrzenia?
Żar gwiazd palący twarze
Wątpić w wiarę jutra i w pamięć wczoraj
To wszystko, że czas ukaże i wprowadzi rozpadłe chwile
Gdzieś poza bezmiar, w wieczne nic
I ukląkł Parmenides nad srebrnym okiem
Co drgało, może pod chłostą porannego wiatru, może pod spojrzeniem
Jego oczy żyły prawdą, którą ujrzał i sam sobie zaprzeczył

Lecz jak wierzyć w odwieczny ciąg gdzieś pogrzebany krwią
Jak wierzyć oczom co padły jak zgliszcza
Umysłom gdzie fakt to dotyk, nie myśl
I na kolana padł obłąkany z rysą Heraklita
Nie wierzył oślepłym oczom
Nie wiedział czy to myśl, czy widzenie
Takież to nauk objawienie
Bramy umysłu klucz mają w zmysłach
Płynne widzenie statkuje myśl
Drżą fakty dźwięcznym blaskiem,
Jasnym zapachem oświecenia
Bo wszystko co płynne kiedyś zastygnie
W myśl, że to co zamarło stanowi wieczny ciąg

Skip to content