06/2022
Cichutko, na palcach…
Cichutko, na palcach…
Porwałeś mnie w swoje ramiona
Z oddali słychać muzyki czar
Już jestem prawie gotowa
Byś na mych strunach melodię grał
Zanuć proszę naszą piosenkę
Z dawnych, pięknych, zielonych lat
Odwiedźmy starą kawiarenkę
Gdzie naszą miłość echem roznosi wiatr
Nazbieraj dla mnie naręcza polnych kwiatów
Zrobię z nich wianek, na głowę mi włóż
Do gwiazd porwie nas urok chabrów i maków
Upajać się będziemy zapachem róż
Wśród chmur zatańczymy walca
Brzaskiem odprowadzisz mnie do domu
A ja otrę łzę cichutko, na palcach
O naszej miłości nie powiem nikomu…
Tak bardzo by chciał…
Podmuchem strącony liść
Tańczy kolorami tęczy
Chciałby, ale nie może
Zostać dłużej, musi dziś…
Bezwładnie opada na ziemię
Szuka miejsca wśród traw
Rozmawia z wiatrem
Co z nim będzie, nie wie…
Może jeszcze uniesie go na chwilę
Wysoko, aż do nieba
Może wbije głęboko w ziemię
Tam przy samotnej mogile…
I zostanie już na zawsze
By ogrzać zmarzniętą pamięć
O losach, o uśmiechu wygasłym
Wspomni dzieje te bliższe i dalsze…
O chłopcu, o dziewczynie
O miłości wyznanej ukradkiem
O skradzionym pocałunku
O podarowanej czterolistnej koniczynie…
Zapłacze nad wypalonym zniczem
Zaszumi, zaszeleści
Zapłacze, łzami rosy nad ranem
Których nigdy nie policzę…
Wsiąkną w ziemię, jak on sam
Rozpuści się we mgle niepamięci
Inaczej nie może, niczego nie zmieni
Chociaż, tak bardzo by chciał…
Byłam tam dziś…
Byłam tam dziś…
By odnaleźć wczorajszy dzień
Poczuć zapach świeżo wypranej koszuli
Usłyszeć Twoje kroki
Spojrzeć Ci w oczy…
W marmurowym odbiciu
Spadających kropli deszczu łzy
Duże, ciężkie
Noszone już tyle lat
Jak order przypięte do piersi
Duszą, gniotą tęsknotą, żalem…
Byłam tam dziś…
Zapaliłam znicz
By ogrzać lodowatą płytę
Która rozdzieliła nas bezlitośnie
Nie pozwala poczuć Twojej obecności
Usłyszeć Twego głosu
Osuwa się pod nią ziemia
Ty coraz bardziej znikasz
A ja szukam Cię w każdym zakamarku
Duszy, która unosi mnie
Wraz z dymem palonego znicza
Tam gdzie mogę Cię zobaczyć
Dotknąć spojrzeniem
Starej fotografii…
Byłam tam dziś…
Przyszłam w odwiedziny
Nie dostałam ni kawy, ni herbaty
Nawet ciasteczka
Ale wspomnienie
Które pozwoli dalej żyć
Zamieniając tęsknotę
W rzeczywisty czas przeszły
Kiedy to piliśmy razem herbatkę
Przy stole pamięci o przodkach
Z nadzieją na spotkanie
Po latach świetlnych
Gdzieś w gwiazdozbiorze
Może Wielkiej Niedźwiedzicy…
Byłam tam dziś…
I… słyszałam szepty dusz
Modlących się za nas…
„Od powietrza, ognia, głodu i wojny, wybaw ich Panie…”
05/2021
Kim jesteś?!
Kim jesteś…?!
Że wchodzisz bez pytania
Zaglądasz do okien
Przez pryzmat powiększającego szkła
Bez słowa siadasz na kanapie
I czekasz dogodnej dla ciebie chwili
Włączasz tv i nie oglądasz filmu
Czuwasz, dając nadzieję
Że zajmiesz się puentą
I zapomnisz…
Szkoda
Że Alzheimer się z tobą nie spotkał
Że demencja jest ci obca
Może wtedy wsiadłabyś na miotłę
I odleciała w siną dal
Nie odnajdując drogi powrotnej
A tak zabierasz jednym kiwnięciem
Bez mrugnięcia oka
Na drugą stronę stłuczonego lustra
Nie patrząc na datę urodzenia
Bez pardonu, bez litości
Głucha na szloch, na płacz
Dobrze się bawisz
Zapisując kolejną duszyczkę
W księdze wieczystej
Swoich złotych myśli
Wymazując ślad istnienia
Zapisany na marmurowej płycie…
Główna rola…
Za kurtyną główną rolę
Odgrywa życie
Na próżno wyglądasz końca
Seansu na dwa serca
Może trafi na drogę mleczną
Po której zaprowadzi cię
Tam, gdzie odnajdziesz siebie
Załatasz dziurę w niebie
Wreszcie przestanie padać deszcz
Który zalewa twoją duszę
Po brzegi
Na powitanie dnia jutrzejszego
Poranna mgła wyglądać będzie
Wśród zapachu wspomnień
Cienia wątpliwości
Ze znakiem zapytania w oczach
Czy to ta strona medalu?
A może musisz iść dookoła świata
By znaleźć przystanek Alaska
Z reniferem wejść w układ
I unosząc się ponad wszystko
Mieć nadzieję na lepsze
przemijanie…
Dopóki za kurtyną
Główną rolę odgrywa
Życie…
Za ciemną ścianą…
Za ciemną ścianą myśli nieposkładanych
Słychać szept modlitwy
Ukrytej między koralikami różańca
Z pochyloną głową
Unosi swoje błaganie
Za życie, może za śmierć
Wielkiej niewiadomej
Na łożu cierpienia i bólu
Zapachem białych lilii
Otula ramieniem niewypowiedziane słowa
Szczelnie zamknięte
W zaciśniętej pieści niemocy
By same nie zdradziły swego istnienia
Zadając ciosy w plecy
Już dawno poranionych, obolałych
Dźwigających jarzmo gasnącej świecy
Za życia, do życia – bezpowrotnie
Z wyrokiem w ręku
Zagryza zsiniałe wargi
Zamykając drogę słono zapłaconych
Wypoconych
Kropli deszczu
Rodzących jedną za drugą
Minutę grozy
Za drzwiami ciężki oddech
Budzącego się ze snu podziękowania
Za miłość, za szczęście, za śmiech
Już dawno zapisanych
Na kartkach niepamięci i tęsknoty
Za dotykiem wilgoci pod stopami
ziemi czarnej
Delikatnym muśnięciem nut
Wyśpiewanych psalm…
Za ciemną ścianą myśli
Dech zapiera w piersiach
Kończącej się drogi…
Entliczek pentliczek…
Pod zamkniętą, zbolałą powieką
Rodzi się słony smak oczekiwania
Na coś, co nieubłaganie kroczy
A może już stoi za drzwiami
zapuka…
Trzyma za klamkę zabierając sen
Huczy w głowie
Dzwonkiem telefonu
Czy to już, czy jeszcze zadzwoni
Nie zamilknie ostatnim sygnałem
Nie oznajmi używając znienawidzonych
Jeszcze niewypowiedzianych słów
Których nikt nie chce usłyszeć
Zmieni bieg zamienionego bycia
Na być może to już za chwilę
Nie podniesie na duchu
Z duchem czasu przeminie
Jak czas którego tak mało
Zostało…
Na zegarze
Bez godzin
Bez minut
Bez chwili
Wytchnienia…
Za tarczą słoneczną
Cień…
Noc bezgwiezdna
Bezwzględna szuka i…
Znajdzie
Na dnie spojrzeń
Pełnych strachu
Pogubionej miłość
Zatopionej w bezsenności
Ostatniej strony
Bez przecinków, kropek
Ze znakiem zapytania
Z wykrzyknikiem
Bez odpowiedzi…
Zawiązuje sznurowadła
Na placu zabaw
Zabawa trwa…
Entliczek pentliczek
Malowany stoliczek
Na kogo wypadnie
Na tego bęc…
Bęc…
03/2021
Pójdę na spacer…
Pójdę na spacer
z marzeniami pod rękę
Aleją kasztanową
Pójdę do końca
Może tam znajdę miłość
Może tam znajdę szczęście
Wezmę kasztana do ręki
Jak talizman zachowam
Pójdę na spacer
z marzeniami pod rękę
Ścieżką wśród głosów z dzieciństwa
Może tam w tej starej kamienicy
Zamieszkało moje szczęście
Może tam ukryta jest moja miłość
Wezmę trochę stuletniego kurzu
Jak talizman zachowam
Pójdę na spacer
z marzeniami pod rękę
Parkiem, którego już nie ma
Może tam wśród zapomnianych drzew
Odnajdę moje szczęście
Może tam w pustych gniazdach
Zamieszkała moja miłość
Wezmę piórko do ręki
Jak talizman zachowam…
Pójdę na spacer
z Tobą pod rękę
Ulicą wśród szumu samochodów
Gdzie gwar i śmiech, gdzie radość
Może tam odnajdziemy
nasze szczęście
Może tam odnajdziemy siebie
Weź do ręki moją miłość
Jak talizman zachowaj…
Jestem?
Jestem przezroczysta
Znikam…
Uwikłana w matni
Szukam prawdy
O własnym
Istnieniu…
Na krawędzi kłamstwa
Wyrywam włosy
Z głowy
Pozlepianych myśli
Zawiązanych
Na kokardkę
Jestem przezroczysta
Jak ekran
Telewizora
Z wyłączonym głosem
Słucham prawd
Bez prawa głosu
Tańczę na linie
Wysokiego napięcia
Z wielkim znakiem
Zapytania
Przytulam wykrzyknik
I… balansuję
Między jednym
A drugim…
Jestem przezroczysta
Ale nie znikam!
Samotność
Wczoraj widziałam ślady
stóp samotności
Prowadziły w moim kierunku
Nie bałam się
Przecież nie jestem sama
Mam dzieci, wnuki, przyjaciół
Mieszkam wśród ludzi…
Pomyślałam…
Gdy zapukała do drzwi
Otworzyłam
Weszła
Nic nie mówiła
Rozsiadła się wygodnie na kanapie
Wzięła do ręki pilota
Zaczęła oglądać telewizję
A ja?
Zadawałam sobie pytania
Mnie tu nie ma?
Czemu nie chce ze mną rozmawiać?
Napić się kawy?
Jestem niewidoczna?
Przezroczysta jak szyba?
Hej, ja tu jestem!
Spojrzała na mnie leniwie
I rzekła
Jesteś tego pewna?
Odwiedza mnie teraz od czasu do czasu
Nie chcę się z nią zaprzyjaźnić
Jednak czasami coś mądrego mi podpowie…
02/2020
Filiżanka herbaty
Smutek ogarnia duszę…
Żal dni malowanych tęczą,
Gdzie pozostał tylko smak
Wczoraj wypitej herbaty,
Byłeś wtedy ze mną…
Słodziłeś filiżanki brzeg
By moje usta mogły poczuć twoje
O czym myślałeś… dziś wiem…
Wplatałeś palce w moje włosy…
Kochałam wtedy te dłonie…
Nie pamiętam ile mieliśmy lat,
Wiatr rozwiał o nas marzenia.
Po filiżance pozostał na obrusie ślad,
Tylko aromat herbaty się nie zmienia…
A.D. 19.10.2017 r.
___
01/2020
Nic się nie stało…
Strach wita każdy dzień,
Noce otulone bezsennością
Przyszłych zdarzeń.
Puste ulice szydzą sobie z nas.
Teraz one są wolne,
Słuchają śpiewu ptaków,
Nawoływania.
Rodzi się nowe życie,
Tuż za drzwiami
Szczelnie zamkniętymi
Zakazem: „zostań w domu”!
Przecież nic się nie stało…
Kwitną drzewa, kwiaty, krzewy…
Słońce pod pretekstem kwietnia,
Tuli ziemię swymi ramionami.
Wiatr muska delikatnie płatki
Nowonarodzonych fiołków, bratków,
Roznosząc ich zapach
Po niezagrabionych ścieżkach ogrodu.
Przecież nic się nie stało…
W wysokich drzewach
Taniec godowy gawronów.
Kukułka nie zapomniała,
Przygląda się i czeka,
By znów podrzucić im pisklęta.
Na moim parapecie sikorki i wróbelki,
Znają drogę od lat.
Pukają do okna –
– wyjdź do nas… zobacz…
Jest pięknie, jak zawsze o tej porze…
Przecież nic się nie stało…
Nic…
Tylko Ciebie nie ma…
***
Zamknięte drzwi,
Zamknięte okna…
Widzisz świat pełen strachu
Wśród zieleni i słońca
Cisza…
Nie ma uśmiechu,
Nie ma radosnych okrzyków dzieci,
Puste place zabaw…
Puste ulice…
Z dala jeden od drugiego,
Zamaskowani,
Bez twarzy,
Mijamy się…
Covid 19
Karawana, jedna za drugą,
Nie pyta, zabiera…
Zapłakane szyby,
Rozmazane twarze
Wczorajszej żałoby…
Odchodzisz od okna…
Na stole kawa i…
Tortelinii…