05/2021
kobiecość
wciąż za mało mnożenia czasu
na słowo lub niezapomniany gest
przyklejenie plastra z czułości
sprzyja szybszemu gojeniu rany
ubrania tłoczą się w szafie na jutro
niekończąca się ilość odcieni
to tylko pomoc w kolorowaniu dni
udział w mistrzostwach w kołysaniu
nieprzespane noce jak gra w teatrze
każda z ról jest pierwszoplanowa
niezliczona ilość godzin prób
uśmiech mimo grymasu serca
przeżywanie jakby wszystko było
ostatecznością
sens rozpoznać można jedynie w rozpalaniu
przenoszeniu płomienia z oczu do oczu
z rąk do rąk
byle tylko próbować rozumieć i zapominać
popatrz na kwiat
kwiat lotosu – zachwyca pięknem
trwa nienaruszony na tafli jeziora
jest wytrwały mimo kruchości
nie bój się rozwinąć myśli
o spacery po gałęziach
i przedzieranie się przez ostrokrzewy
o tych co pozwolili na wodę i krew
oraz drogę w pocie czoła
nie bój się powiedzieć na głos
że wybaczenie czyni cię diamentem
wśród rozrzuconych węgli
siła tkwi w pokonywaniu wiatru
z twarzą wiernie skierowaną ku górze
ile razy wmawiano ci
że nie dasz rady
ile razy musiałeś przebaczać
ważkom motylom ćmom
śpij spokojnie na tafli jeziora
jesteś silny bo nie chcesz tego
co czyni cię słabym
nad ranem usiądź na brzegu
i choć przez chwilę popatrz na kwiat
na siebie
ostatni dzień lata (fotografia)
obserwuję twarz kobiety
– przygryza listki tasznika
aby o czymś zapomnieć
coś utrwalić
zjeść i strawić
uczynić swoim ten czas
na pierwszym planie kolczyk
z perłowej masy
długie warkocze – czysta poezja
domysłem jest kolor tła
woda odbija kryształy światła
skulona sylwetka w bieli i czerni
za nią zachód słońca
i samotnie powracająca mewa
(to miejsce mogłoby być wspólnym)
tak szybko odchodzi ostatni dzień lata
wraz z szumem morza
muskaniem bryzy
03/2021
hartowanie skóry
w zakładkach wodorośli układanie pięter
z kamyków – to co ważne jest głęboko pod,
to co wystaje najbardziej podatne na wiatr,
oddech człowieka;
być tylko sobą, gęsią czekającą
na młode, kobietą zaszywającą puch.
dojście
krajobraz dopasowuje się do oczu – wejście.
dłoń wlecze znużoną poświatę, zmrok
chłodzi ziemię.
przed nami roztopy i głos pisklęcia –
nie boimy się wiatru, nie rozbije skał,
bo ono śni nas, rysuje i o nas śpiewa.
Wańki – wstańki
Zabawki tak zwyczajnie powstają z martwych.
Instant liryka – wierna laleczka. Jaki mechanizm wypełnia
jej wnętrze, że staje się źródłem pocieszenia?
Kłaniają się nisko, to świat przedstawiony,
dziecięce modelowanie na wzór, proste elementy złączone
w krajobraz.
Powyjmować je z kartonów, powypychać ze strychów
lub wspomnieć po cichu w czasie poszukiwań, w obronie
przed dosadnością.
u źródła
postacie, które szkicuję na zaliczenie, siedzą
na małym mostku, jest w nich zapowiedź
dobrych i złych czasów. analizuję topografię
ramion, włosów i dłoni.
pytam o wierzbę, a jej płacz wzrasta we mnie
do grubości dębu. widzę porzuconą łódkę
pod łukiem tęczy i czas, który przyspiesza,
choć mało odczuwalnie.
na starych fotografiach przyglądam się rzeczom
mało istotnym z punktu widzenia kaczek, na tle
purpurowo-szarych skrawków nieba, poszukując
koronek fraz w orbitach, jakie pozostawiły na rzece.
już zmierzcha, opuszczamy to miejsce
a twój blado tlący się uśmiech mimo wszystko trwa.