08/2023
Kiedy zechce…
Stara kobieta oczekuje. Nie wie już na co.
Nie chce wiedzieć, a może po ludzku zapomniała.
Kobiety zawsze czekają… na pierwszy period, pierwszą fascynację,
macierzyństwo, kolejne wyzwania i codzienne powroty.
Nie ma nic nadzwyczajnego w żeńskim pierwiastku oczekiwania.
Kiedyś czekała. Teraz nie musi.
Woli o świcie obszczypywać zeschłe płatki pelargonii
zaplecione w balustradę balkonu. Sycić zielenią dotyki.
Ożywać rosą. Potem zwykle przysiada. Zagląda w oczy przechodniom
próbując wyczytać ich historie. Każda skrywa jakąś tajemnicę.
Kobieta sięga w pamięć drzew, podwórek, kamienic,
ułamek po ułamku otwierając czas. Uwolniony
z lekkością przemienia się w teraźniejszość.
Miga krótkim fleszem fotografii wyjętej z albumu
i pozostaje, zatrzymany potrzebą tęsknoty wyobraźni.
Wszystko się zmienia, a ona taka sama. Tak samo mruczy
ulubione melodie. Nutami ptaków siedzą na gałęziach myśli.
Pozwala im sfrunąć, wybrzmieć i odlecieć. Wie, że nie wszystkie wrócą.
Niektóre umrą… taka kolej rzeczy w naturze pamięci.
Tylko żywe powracają… kiedy zechce.
Dłoń bezwiednie wygładza zmarszczki sukienki w kolorze żywicy.
Zapamiętanym gestem, za ucho, przenosi kosmyk włosów
i od nowa układa pragnienia. Kształtuje w chmury
spadające słonecznym deszczem. Kiedy tylko podniesie głowę,
obietnicą spełnienia wnikną w ciało, coraz szerszym kręgiem.
A ona uśmiecha się i wierzy. Nie jest już gościem z odległej planety.
Otoczona doświadczeniem czuje się bezpieczna.
Do twarzy jej z tym dziecięcym uśmiechem,
poczuciem bezpieczeństwa i nieoczekiwaniem.
Nie zrezygnowała z siebie. Nigdy. Bierze z życia to, co chce.
Z zachwyceniem chłonie. Zasłuchana w puls czasu,
co odwiecznie nie wie dokąd zmierza, oddycha jego rytmem…
tik…tak, tik…wdech, tak…wydech, tik…tak…
Starość i uspokojenie, jak podwójny prezent od Wszechmogącego.
Bóg zwykle obdarowuje bez okazji. Nie każdego. Nie zawsze
…tylko kiedy zechce.
Miniaturzysta marzeń
Moim sąsiadem jest malarz. Boi się schodów. Mówi, że ,,zbyt szybko zbiegają”.
Unika też ludzi o matowych oczach, bez oddechu przestrzeni w zacienionych tęczówkach.
Co dzień wychodzi na podwórko i maluje znalezione pióra ptaków.
– Ludzkie tęsknoty w miniaturze – mówi, pokrywając akwarelową farbą skrawki płócien.
Ma ich tak wiele, że można by ułożyć skrzydła. Widziałam, jak zapatrzony w niebo
bezwiednie zamoczył pędzel w filiżance kawy, a potem wypił…Krople błękitu, a w cały świat unoszą.
Moim sąsiadem był malarz. Codziennie malował ludzkie tęsknoty. Dziś nie wyszedł.
Mówią, że nocą, ubrany w akwarelowe skrzydła odleciał, materializując pragnienia.