07/2022
Wiolonczelistka
Pochylona tuli wiolonczelę
– źródło pierwszych wzruszeń.
Lśnią włosy skupione w złotym koku
gdy błękitnymi oczyma
odczytuje muzyczne myśli
ukryte pod czarnym garniturem nut.
Cztery drobne palce
łączą się, rozdzielają, skaczą, drżą.
Smyczek
śpiewa tenorem i basem.
Fale szafirowej sukienki
opływają wiolonczelę.
Przyjaźnie szumiąc przenoszą
do krainy sonat, etiud, wariacji i suit.
Koncert przechodzi w pizzicato
bryza skupienia rozwiewa się.
Rozbawione palce szczypią roześmiane struny.
Nurkuję na rafie koralowych wzruszeń
w asyście zwiewnej etiudy.
Smyczek milknie
jak syrena zmęczona śpiewem
lecz fale braw nie cichną
gdy instrument z objęć pięknej dziewczyny
z bezgłośnym pluskiem opada na dno,
chroniąc się w czarnej muszli futerału.
Znika szafirowy szum.
Wyrzucona na skalisty brzeg
słyszę ziarna ciszy przesypujące się w klepsydrze popołudnia.
W objęciach jesieni
śpiący dom wtula się w barwny las
oddycha miarowo pod warkoczami mgły
wilgoć ogarnia zakamarki przekwitniętych płatków
liże liście po czarnych oczach pachnących deszczem
na bujaczce w ogrodzie siedzi samotna cisza
drzewom i ptakom nuci kołysankę
baszty brabantów ostrymi liśćmi przyszpilają lęk
ścieżek w spłakanym ogrodzie
brązowe starce zasuszyły bokobrody
dziwiąc się optymizmowi żółtej rudbekii
sosna koreańska wyciąga srebrzyste ramię
ofiarowując mi różową maleńką szyszkę
Stara miłość
wraca zawsze sprężystym krokiem,
strzepując kurz złych wspomnień
z nadgryzionego przez czas płaszczyka
trzepocząc skrzydłami nieśmiałych nadziei
wnosi walizkę drżących snów ukradkowych spojrzeń
samotnych rozmyślań niespełnionych pocałunków
pod korą milczenia
tuli uśpione poczwarki pragnień
w zmarszczkach ukrywa wykroty marzeń
ofiarowuje ci bukiety czterolistnych słów
w rosochatych dłoniach niesie chleb codzienności
w dziupli serca przechowuje oddechy najgłębszych wzruszeń