Chodziła wzdłuż torów. Szybciej, wolniej, szybciej, zawracała, a warkocz rozcinał powietrze. Było w tym coś fascynującego, przyciągającego wzrok, jakbym obserwował drapieżnika miotającego się po klatce.
Bez zastanowienia stanąłem na jej drodze. Spojrzała jak przez szybę. Obca, wypatrująca dziewczyna zadała mi ból obojętnością, później uśmiechem przeznaczonym dla kogoś nadchodzącego z tyłu. Może zmyliła ją podobna sylwetka, kolor włosów, kurtka… Nie przypuszczałem nawet, że mogę być tak okrutny, a jednak ogarnęła mnie satysfakcja, gdy rozjaśniona twarz dziewczyny poszarzała i zgasła. W tym momencie pragnąłem tylko, by światło znów rozbłysło. Z mojego powodu. Chciałem dotknąć warkocza, który przerzucony przez ramię dziewczyny, odpoczywał po zadanych razach. Zamiast tego dałem się pożreć pociągowi. Ona zniknęła w tłumie. Nie szkodzi. Wciąż zachłystuję się myślą o kolejnym spotkaniu, bo przecież wiem, że jestem tym, na kogo czeka. Muszę tylko przestać być niewidzialny.