Na łące niedaleko rzeczki mieszkała sobie rodzina biedronek. Były to biedronki bardzo szanowane i lubiane przez wszystkich. Swoim wyglądem przyciągały mnóstwo sympatyków. Lubiły je inne owady i zwierzęta, które mieszkały po sąsiedzku. Lubili je też ludzie: dorośli i dzieci. Jak tylko przychodzili na łąkę, to nie było osoby, która by nie uśmiechała się do nich. Brali je na ręce i czule się do nich odzywali. Później delikatnie odkładali na miejsce, by broń Boże jakiej krzywdy nie zrobić. Biedronki są bardzo pożyteczne, bo zjadają szkodniki w ogrodzie, na działkach i na polach. Dlatego też są chronione przez człowieka.
Biedronki te na łące, były z rodu szlacheckiego Coccinella, Siedmiokropki. Najbardziej znane i szanowane… Bardzo się tym szczyciły i uważały się za najlepsze biedronki wśród biedronek. Gatunków tych maleńkich chrząszczy było, co nie miara. Były i pomarańczowe w kropki, i żółte, brązowe, jasnozielone, a nawet czarne. Można by wymieniać tak bez końca. Ale biedronki Coccinella, uważają się za najpiękniejsze i najbardziej pożyteczne z racji swojego pochodzenia. A, że bardzo szybko się rozmnażają, to też było ich coraz więcej i więcej…
Mamusie biedronek są bardzo dobrymi mamusiami. Bardzo się troszczą o swoje maleństwa. Szukają dla nich dobrych miejsc, gdzie mogą się dobrze odżywić i urosnąć na duże, piękne biedronki. Tak i teraz było… Mamusia Biedrusia bardzo się starała, bo miała ich bardzo dużo. Poukładała je na różnych listkach, gałązkach, tam gdzie były małe robaczkie, mszye, by mogły się dobrze najeść i wykluć z kokonu. Z niecierpliwością czekała na swoje pociechy. Aż wreszcie zaczęło się dziać… Jedna po drugiej wychodziły na świat. Były maleńkie i nie miały jeszcze kropek, chluby wszystkich biedronek, ale nikt się tym nie przejmował, bo wszyscy z rodziny wiedzieli, że już nie długo i kropeczki będą.
Naukowcy twierdzą, że po godzinie od narodzenia, kropki już się pojawiają.
Mamusia Biedrusia biegała od jednej do drugiej małej biedroneczki, bo chciała każdą przywitać, każdą przytulić. Upewnić się, że jest wszystko w porządku. Jak już wszystkie biedronki były na świecie, zrobiło się gwarno i wesoło. Jedna przez drugą zaczynały się chwalić i nawoływać:
– Ja już mam kropkę!
– A ja mam już dwie!
– Ja miałam pierwsza, bo pierwsza się wyklułam!
– Nie prawda, bo ja miałam pierwsza!
– O, a ja już mam trzecią!
– Phi, ja już mam cztery!
– Mamusiu, mamusiu… – zawołała jedna do matki – A ile my mamy kropek?
– Jak to ile, co za pytanie!? – zirytowała się mama – Takie rzeczy się wie już w kokonie. My mamy po siedem kropek, bo należymy do szlacheckiego rodu Coccinella.
– Mamusiu, a ja jeszcze nie mam kropek.
I tak jedna przez drugą, nawoływały małe biedroneczki. Ale i tym za bardzo się nikt nie przejmował, bo za każdym razem było tak samo. Każda dorosła biedronka, dobrze jeszcze pamiętała, jak sama tak właśnie wołała zaraz po narodzinach.
I nic by pewnie nie zagłuszyło tego obrządku, gdyby nie jedna maleńka biedroneczka, która siedziała cichutko w kąciku.
– A czemu ty tak siedzisz?– zapytała mamusia Biedrusia – Nic nie wołasz, nie pytasz. Czy, aby nie jesteś chora?
– Nie mamusiu, ale…, ale…
– No co dziecko? – zapytała ciepło i spokojnie mamusia, co dodało maleńkiej biedronce odwagi.
– Ja nie mam jeszcze kropek. – wykrztusiła z siebie biedronka.
– Jak to!? – krzyknęła mamusia Biedrusia, patrząc na skrzydełka i z przerażeniem stwierdzając, że rzeczywiście, nie ma tam kropek.– Przecież, już dawno powinny być!
Tak głośno krzyknęła, że inne dorosłe biedronki zbiegły się ze wszystkich stron i zaczęły medytować, mędrkować, co by się mogło stać, że ta maleńka nie ma kropek.
– Poczekajmy, jeszcze może się pojawią. – rzekła najstarsza z biedronek – Nie każdy jednakowo. Jeden wcześniej, drugi później dorasta.
– Tak, tak poczekajmy… – przeleciał szum po zgromadzonych biedronkach.
Więc czekali.
Nawet zrobiło się trochę przyjemniej, bo dwie kropki pojawiły się na tej nieszczęsnej biedronce. Ale tylko dwie i już żadna nie chciała wyjść. Czekali, czekali, aż co niektórzy już dawno zapomnieli o tym, że jedna mała biedroneczka nie ma kropek. Mamusia Biedrusia, miała kolejne dzieci i musiała się opiekować młodszym rodzeństwem biedroneczki.
Smutna była biedroneczka Bezkropeczka. Też by chciała być jak inne Siedmiokropką i być podziwianą, i lubianą jak wszyscy. Ale nikt nawet nie patrzył na nią, bo była inna.
Dokuczały jej małe biedronki, mówiąc:
– Ty jesteś inna, nie lubimy cię!
– Ty jesteś gorsza, Bezkropkowa! – wołały
– Ty, a może ty zgubiłaś kropki?! – hahaha – wyśmiewali się
– Niczego nie zgubiłam – próbowała się bronić – mam kropki!
– Ale tylko dwie, hahaha – wciąż to słyszała – Więc gdzie jest pięć ? Może na łące poszukaj, hahaha. – Zgubiła kropki! Zgubiła kropki! – i tak bez końca.
Później było już coraz gorzej. Nikt jej nie bronił, bo mamusia Biedrusia zajmowała się kolejnymi maluchami. Jej rówieśnicy byli coraz bardziej niedobrzy dla niej, wręcz okrutni.
Pewnego dnia postanowiła, że pójdzie sobie w świat, bo nie może tu dłużej zostać i być inną. Musi poszukać sobie taki domek, takich przyjaciół, dla których nie ma znaczenia wygląd. Którzy będą ją lubić i kochać taką, jaka jest.
I poszła… Szła, fruwała i znów szła, z kwiatka na kwiatek, z trawki na trawkę. Była taka szczęśliwa, bo nikt jej nie dokuczał, nie wyzywał od Bezkropek. Dla napotkanych innych małych owadów była biedronką, normalną biedronką, bo nikt nie liczył ile ma kropek. Nie było to takie ważne. Po drodze spotkała rodzinę mrówek. Widziała, jak się szanują, jak razem wszystko robią. Znów przypomniała sobie, że ma taką dużą rodzinę, a nie może być z nimi, że oni jej nie chcą i zapłakała.
Usłyszał to mały żuczek, bo akurat zatrzymał się blisko biedronki, aby coś zjeść.
– Czemu ty płaczesz malutka?
Biedroneczka opowiedziała mu wszystko o swoim bezkropku.
– I tym się tak martwisz? Przecież jesteś śliczna, czerwona, masz dwie czarne kropeczki, to nie wystarczy?
– Nie, bo moja rodzina ma ich siedem.
– Wiesz co, mnie się wydaję, że mogę ci pomóc. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, ale skoro o tym mowa, to zaprowadzę cię tam, gdzie będziesz miała swoją rodzinę. Chodź ze mną, proszę. Biedroneczka poszła za żuczkiem, przecież nie miała i tak dokąd iść, a do swoich nie chciała wracać, nie miała po co… Więc, wszystko jej było jedno. – Przynajmniej nie jestem sama. – pomyślała
Szli, szli i nagle zza źdźbeł trawy, wynurzyła się polana, a na niej całe mnóstwo ślicznych, czerwonych biedronek Dwukropek.
– O jejku, co to!? Kto to!? Jak to!?
Krzyczała biedroneczka kręcąc się jak oszalała.
– To są twoje kuzynki biedronki Dwukropki – odparł żuczek. Przecież chciałaś mieć rodzinę, w której nie będziesz inna, no to proszę.
Podeszła do nich stara biedronka i pyta:
– Co się stało? Kim ty jesteś? – powiedziała patrząc uważnie na biedronkę.
– Jestem biedronką Siedmiokropką, ale mam tylko dwie kropki, bo reszta mi nie wyszła. Nie pasowałam do swojej rodziny, byłam inna i dlatego uciekłam szukać swojego miejsca na ziemi. Chyba znalazłam. Kim wy jesteście?
– My jesteśmy biedronki Dwukropki, z rodu Adalia. Jesteśmy pochodzenia szlacheckiego i bardzo pożytecznego. Cieszę się, że do nas przyszłaś. Wejdź proszę i czuj się jak u siebie w domu. Jesteś jedną z nas, jesteś Adalią, bo masz dwie kropki. – Tak powiedziała i odeszła do swoich zajęć.
– Żuczku! Żuczku! – krzyknęła mała biedroneczka Dwukropeczka – Widzisz, ja nie zgubiłam kropek, nie zgubiłam! – krzyczała – Jestem Adalią, biedronką Dwukropką. Tak się cieszę, że nie zgubiłam kropek… Dziękuję ci. Już nigdy nikt nie będzie mi dokuczał, nie będzie mnie wyzywał. Jestem taka sama wśród wszystkich.
– Cieszę się, że mogłem pomóc. – rozłożył swoje skrzydełka i wzbił się wysoko wołając – Bądź szczęśliwa biedroneczko Dwukropeczko!
– Bądź szczęśliwy żuczku i odwiedź mnie jeszcze kiedyś!
Żuczek, chyba nie słyszał słów biedroneczki Dwukropeczki, bo nigdy już się nie spotkali. Ale biedroneczka miała wielu innych przyjaciół i swój domek, gdzie była kochana i szczęśliwa.