Wiara i nadzieja w bukiecie ramion podanych Niebu. Nadzieja w drodze do lepszego świata. W drodze Niebieskiego Narodu przez rdzę piasku. Wiara nad wodami, które nie trwają już jak lustro gwiazd. Nad wodami, co stają się czarną niecką, gdy na ciemnym horyzoncie – szpony i kły. Metalowe szczęki pustynnego króla. Brązowy grot Słonecznego Boga, co przebić chciał wolność wybranych.
Ten, który prowadzi naród, patrzy w granatowy nieboskłon: pośród nocnych słońc stoi już Przedwieczny Ognisty Słup, a w nim – mieni się złociście Najwyższy Strażnik Życia. Największa nadzieja najmniejszych.
Prowadzący Niebieskie Dzieci uśmiecha się, chociaż one same krzyczą jeszcze w przestrzeń i bladymi dłońmi wskazują fioletowy horyzont. Rodzący się strach nie pozwala im dostrzec Zbawczego Ognia, porzucają więc namioty, rozsypują iskry ognisk i pędzą w noc, nad czarną nieckę, której dno staje się wilgotnym lądem, a perliste ściany wbijają się w granat nieba.
Ponad mrocznym piaskiem trwa krzepiący powiew. Rosnący w siłę wysłannik Zbawczego Ognia. Skrzydlaty posłaniec co od zmierzchu cierpliwie rozdmuchuje czarne wody i dzieli żywioł. Posłaniec jest zwiastunem zadziwienia i spokoju. Stwarza nową, połyskliwą drogę. Kryształową bramę wolności.
* * *
Wodny mur to dar z wysokości i oszołomienie dla wybrańców. To podziw dla potęgi Najwyższego Strażnika albo otumanienie dla pustynnych psów nadrzecznego władcy. Wodny mur po lewej i prawej stronie Niebieskiego Narodu idącego pospiesznie ku nowemu życiu. Narodu śpiewającego radośnie pod ognistymi skrzydłami Gwiezdnego Obrońcy i wpatrzonego już w kres nocnej drogi.
Cisza pod gwiazdami zakłócana mnogim miarowym oddechem.
Prowadzący naród idzie przygarbiony, wsłuchany w milczenie tysięcy ust. W bezgłos szarych uciekinierów. Wdzięczność dla Nieba góruje nad powracającym strachem, co kazał ściskać darowane, słoneczne piki. Góruje nad lękiem przed pustynną sforą, która pędzi wilgotnym dnem. Jej butne głosy potrząsają dżdżystą przestrzenią i mącą kryształową ciszę.
* * *
Wodne ściany połyskliwej drogi stają się potężnymi kleszczami. Rycząca śmierć w postaci spienionych, grzywiastych potworów spada na złociste rydwany pustynnego króla, gdy tylko wybrańcy Nieba stają na Nowym Lądzie. Kiedy świt gasi wszystkie gwiazdy, śmierć uderza w doborowe wojsko, a woda rozbija wymarzone merekebet. Dumne wozy piaskowego monarchy. W kotłującym się żywiole ginie brązowy kwiat nadrzecznej armii. Przerażenie miesza się z niedowierzaniem, gdy dłonie smagłych wojowników wypuszczają łuki i oszczepy opadające powoli na dno kipieli. Kiedy kopyta pięknych koni nadaremnie walczą z ryczącym odmętem.
W kryształowym wirze znika metalowa pięść faraona. Dno Morza Nadziei staje się grobem zuchwalstwa. Słoneczny Bóg nie zatrzymał Stwórcy Gwiazd.