Jarosław Iwaszkiewicz to mistrz opowiadań, czy szerzej prozy. W swym obszernym dorobku powieściopisarskim, nowelistycznym, eseistycznym i dramaturgicznym – nowele i opowiadania zajmują szczególne miejsce. W swoim artykule pragnę przybliżyć mniej znaną nowelę Iwaszkiewicza „Młyn nad Lutynią”, której akcja toczy się na ziemi jarocińskiej, a dokładnie we wsi Wilkowyja[1] w Wielkopolsce, którą pisarz tak lubił.
Iwaszkiewicz przybył w okolice Jarocina w maju 1945 roku na zaproszenie swojego długoletniego kierowcy Władysława Kuświka. Pisał tak: „Miasteczko J. w Wielkopolsce (…), gdzie droga rozwidla się do miasteczka P. (…) na lewo szosa giętkim zakrętem prowadzi do starej wsi, która nazywa się Wilkowyja”[2].
Podróż na wieś pozwoliła wykorzystać autorowi topos[3] minionego czasu, który stanie się ważnym elementem, tworzącym chronotopy[4] nad Lutynią. Konstatacja faktu, że „Po raz pierwszy ujrzał tę rzeczkę w maju 1945 roku, w parę dni po zawieszeniu broni” ściśle określa historyzm czasu akcji: Iwaszkiewicz wprowadza motyw czasu wojennego, nawiązując do tła, na którym rozgrywa się akcja[5].
Szofer Iwaszkiewicza pragnął odwiedzić rodziców wysiedlonych w czasie wojny z Jarocina do Wilkowyi nad Lutynią, gdzie zamieszkali w domu młynarza Szmytkowskiego – w domku przy drewnianym młynie, zniszczonym przez powódź w 1940 roku, a potem w starej leśniczówce u sędziwego Durczoka i jego zabawnej, ciekawskiej i bardzo gadatliwej żony. Ojciec Władysława, Jan Kuświk podczas okupacji został wysiedlony z Jarocina do Wilkowyi.
Specyficznym chwytem jest to, że na samym początku, w przedakcji autor umieszcza dokładny opis „domu nad Lutynią” już po wydarzeniach składających się na fabułę opowiadania. Mamy więc do czynienia z chronotopem o charakterze ekspozycyjnym, którego podstawową funkcją jest wprowadzenie odbiorcy w atmosferę „po wydarzeniach” i wywołanie odpowiednich emocji[6].
Stąd wyruszał Iwaszkiewicz na dalekie spacery po pięknych nadlutyńskich łąkach. Właśnie podczas jednego z takich spacerów natknął się na duży młyn, stojący w cieniu olbrzymich dębów. Zerwana tama, opuszczony młyn i przepiękne otoczenie – podziałały na wyobraźnię pisarza. Nasłuchał się on też opowiadań starej Durczoczki, która potrafiła prawdziwie interesująco odtworzyć dzieje młyna, swojej rodziny i dziedzica z pobliskiego Hilarowa. Słuchając jej opowieści i pieśni poznał Iwaszkiewicz historię, która posłużyła mu potem, jako temat do opowiadania „Młyn nad Lutynią”.
Sporo skorzystał także z opowiadań starego listonosza Kuświka, który znał niejedną prawdę i plotkę o ludziach z tych okolic. Najwięcej wiedział się o latach okupacji, które mocno wryły się w pamięć mieszkańców okolicy.
Sam Iwaszkiewicz powiedział kiedyś o swoim opowiadaniu: „ Oczywiście i tutaj zachodzi to zjawisko, że dzisiaj nie potrafię oddzielić elementów prawdziwych, tego, co sam widziałem na własne oczy, tego, co słyszałem …”. A jak w istocie przedstawiają się realia „młyna nad Lutynią”?. Fakty, jakie zawarł autor w swym opowiadaniu, które zresztą bardzo lubił i którym oddał hołd całej Wielkopolsce – po dzień dzisiejszy wywołują wśród miejscowej ludności sporo kontrowersji.
Fot: Maciej Godniak
Opisuje więc Iwaszkiewicz w „Młynie nad Lutynią”, jak likwidowano szkołę w Wilkowyi i wywożono nauczycieli do Generalnej Guberni oraz scenę zerwania tamy przy młynie podczas wiosennych roztopów. Te dwa wydarzenia znajdują pełne potwierdzenie we wspomnieniach mieszkańców okolic. Więcej wątpliwości budzi już scena palenia sprzętów kościelnych w Wilkowyi, o której sam autor twierdzi, że pochodzi z tego terenu. Miejscowi ludzie nie potwierdzają tego zdarzenia: pamiętają natomiast, że w pierwszych miesiącach okupacji palono polskie książki z bibliotek pałacowych w Tarcach i Śmiełowie oraz gimnazjum w Jarocinie. Być może te fakty stały się inspiracją do sceny w opowiadaniu.
Nie potwierdzają się także informacje o zebraniach organizacji Hitlerjugend w świetlicy wiejskiej w Wilkowyi, zawarte w omawianym utworze. Prawdą jest natomiast, że organizacja ta miała swe spotkania i siedzibę w Tarcach, Żerkowie i Jarocinie oraz że odbywały się tam ich spotkania i szkolenia.
Tragizm wojny zostaje odtworzony w płaszczyźnie życia codziennego rodziny (np. epizod chrzcin małego Marysia). Autor sytuuje przebieg akcji w chacie Durczoków, skupiając uwagę na sytuacji historycznej i jednocześnie pokazując Jarogniewa, który: „jak gdyby nie brał udziału w uroczystości rodzinnej, stanął sobie pod oknem i pogwizdywał z cicha jakąś melodię, której go nauczono na zebraniu Hitlerjugend”.
Zapewne Iwaszkiewicz skorzystał z zasłyszanych na ten temat opowieści i przeniósł je na tutejszy grunt.
Jednym z głównych bohaterów „Młyna nad Lutynią” jest ksiądz Saturnin Ryba, ukrywający się przed Niemcami u młynarza, Durczoka i gajowego Grzesiaka. Postać ta miała swój pierwowzór. Mieszkańcy Wilkowyi, Hilarowa i Bachorzewa wspominają, że co pewien czas przychodził do nich i ukrywał się przez kilka dni ksiądz z pobliskiego Siedlemina. Za pośrednictwem młodego kleryka Jana Rybki /brata męża Szmytkowskiej/ oraz dzięki Ignacemu Szymczakowi z Łukaszewa docierała do jarociniaków i mieszkańców okolic, gazetka „Dla Ciebie Polsko” zawierająca najświeższe informacje z nasłuchu radia angielskiego. Lekturę tę wielu mieszkańców przypłaciło życiem. Możemy, więc przyjąć, że ksiądz z opowiadania jest literackim wizerunkiem młodego kleryka, niosącego ludziom na wieś polskie słowo i wizję przyszłej wolnej ojczyzny.
Inne opisane w opowiadaniu wydarzenia, znacznie już odbiegają od historycznej prawdy. Iwaszkiewicz pisze na przykład, że w styczniu 1940 roku wysiedlono młodego dziedzica z Hilarowa. Miejscowi ludzie twierdzą, że stało się to już w październiku 1939 roku i umieszczono go wraz z rodziną w obozie przejściowym w niedalekiej Cerkwicy. Oczywiście nie ma to większego znaczenia dla utworu, ale przez miejscowych jest niekiedy traktowane, jako „rażący błąd”.
Dramat przedwczesnej, niewyjaśnionej śmierci jest częstym motywem w opowiadaniach Iwaszkiewicza /np. „Brzezina”, „Panny z Wilka”/. Autor łączy realistyczne obserwacje z poetyckimi wizjami, snami i subiektywnymi doświadczeniami bohaterów.
Stosując podobny motyw, sen bohatera (autor konstatuje, że „(…) Jarogniew zawisł dość wysoko w powietrzu” i chłopca ogarnęło „poczucie szczęścia i spokoju”) Iwaszkiewicz ukazuje podświadome czynniki wewnętrzne, motywujące i uzasadniające uczynki bohatera. Całkowita degradacja Jarogniewa, zło w nim tkwiące i determinujące jego działania, staje się naczelną formułą postępowania i za to musi ponieść konsekwencję: ludowa koncepcja moralności o swej romantycznej proweniencji, którą wyznaje stary Durczok, głosi, że każda wina wymaga kary, a „jak Pan Bóg zaś nie wymierza sprawiedliwości, to człowiek sam ją sobie musi wymierzyć”.
Natomiast, wprowadzając topos drogi, autor wymieniając elementy przestrzenne (np. dwie topole, dach młyna, „miejsce gdzie Marysia woda wzięła”) przypomina odbiorcy epizody węzłowe akcji. Na tle zaktualizowanych wydarzeń, śmierć Jarogniewa traci więc swój tragiczny odcień.
Być może zaczerpnął ją także ze wspomnień mieszkańców tych okolic. Do dziś opowiadają oni bowiem o powieszeniu w tragicznych okolicznościach niedaleko Orpiszewka dwóch Polaków. W samej Wilkowyi także omal nie doszło do podobnego zdarzenia. Mieszkańcy wsi pragnęli zemsty na kobiecie M.P., która donosiła Niemcom na tych, którzy słuchają radia, czytają gazetki lub przechowują broń. Za jej przyczyną zginęło wielu ludzi. Po wojnie kobieta ta miała zostać powieszona w pobliskiej żwirowni. Wyroku jednak nie wykonano, ponieważ władze powiatowe MO ujęły oskarżoną i postawiły przed sądem w Jarocinie.
Reasumując, można stwierdzić, że opowiadanie ,,Młyn nad Lutynią” związane jest z czasem historycznym i należy do utworów o tematyce wojennej. Należy zaznaczyć i podkreślić, że dla Iwaszkiewicza pamięć o wydarzeniach wojennych jest tylko pretekstem do opisania osobowości i charakterów bohaterów.
Możemy również określić granice czasowe akcji: perypetie rodziny Durczoków odbywają się w ciągu jednego roku, w okresie okupacji hitlerowskiej. Iwaszkiewicz nawiązując do czasu historycznego, podając prawie dokładną datę (maj 1945), próbuje osiągnąć efekt realistyczny i podkreślić prawdziwość przedstawionych wydarzeń, a także usytuować uczestników akcji w konkretnym czasie i przestrzeni.
Na tej podstawie niektórzy badacze błędnie zaliczają opowiadanie do utworów antyfaszystowskich, twierdząc, że w ,,Młynie nad Lutynią” został ukazany tragizm całego narodu[7]. Inni uważają, że autor „opowiada się o najzwyklejszych, powszechnie znanych wydarzeniach dnia codziennego. Nie ma tu żadnego wzniosłego tonu, żadnego patosu wobec klęski i martyrologii, żadnej heroizacji bohaterów, ani też ich moralnej kompromitacji[8]. Analizując cały utwór i poszczególne chronotopy, można zaznaczyć, że wojna nie dociera tu w całej swej pełni.
Czasoprzestrzeń Wilkowyi jest wyznaczona przez znaczenie wydarzeń i atmosferę konfrontacji (w płaszczyźnie społeczno-patriotycznej). Natomiast pisarz celowo nie wprowadza szczegółów wojennych. Odwrotnie, elementy przedstawionej przestrzeni mają charakter codzienny, nawet intymny (np. aniołki, krzyż procesyjny) czy symboliczny (np. dzwony, chorągiew).
Rozbieżność poglądów starego Durczoka i Jarogniewa wyznaczająca chronotopy, jest dowodem przesunięcia akcentu z wydarzeń historycznych na sferę moralno – etyczną. Możemy więc dojść do wniosku, że historyczność jest pozorna, i stanowi ledwie pretekst do odtworzenia aspektów psychologicznych.
Pojęcie czasu i przestrzeni pozostaje przedmiotem badań wielu naukowców, w tym także literaturoznawców. Te kategorie tradycyjnie rozpatrywane są bez ustalenia, czy podkreślenia współzależności między nimi, jako elementami struktury tkanki dzieła i kompozycji utworu, które wyznaczają istotę świata przedstawionego oraz procesów w nim zachodzących.
Tyle o realiach „Młyna nad Lutynią”, które starałem się zebrać i pokazać tylko po to by udowodnić związki Iwaszkiewicza z ziemią jarocińską. Pisarz bowiem nie jest ani kronikarzem, ani historykiem i ma prawo do własnej wizji. Można tutaj zaryzykować stwierdzenie, że cała fabuła opowiadania jest zbiorem opowieści zasłyszanych przez autora i literacko przez niego przetworzonych.
* artykuł nawiązuje do tekstu opublikowanego 32 lata temu na łamach ,,Głosu Wielkopolskiego” mojego autorstwa.
* Dziękuję także pani mgr Małgorzacie Góreckiej za cenne uwagi, jakich udzieliła mi podczas pisania powyższego artykułu.
[1] Powstanie wsi datuje się na rok 1243. We wsi, na lewym brzegu Lutyni, znajduje się nieczynny drewniany młyn
wodny, który opisał Jarosław Iwaszkiewicz w opowiadaniu Młyn nad Lutynią (1946). Wilkowyja była w
średniowieczu grodem kasztelańskim. W XIV-XV w. była własnością Zarembów Żerkowskich i wchodziła w
skład dóbr radlińskich. W 2 poł. XV w. wieś była własnością Łodziów Bnińskich, a następnie Radlińskich,
Opalińskich i Włoszakowickich. Ostatnim z Opalińskich był Piotr, wojewoda łęczycki, starosta międzyrzecki.
Jego córka Ludwika w 1700 r. poślubiła Jana Kazimierza Sapiehę. Zadłużone dobra koźmińskie i radlińskie
przeszły w 1791 r. w ręce hrabiego Adolfa Kalkreutha. Od rządu pruskiego odkupił je w 1840 r. szambelan
króla pruskiego Władysław Radoliński. Jemu to zawdzięczamy budowę neogotyckiego kościoła w 1855 roku w
miejscu istniejącego wcześniej drewnianego.
[2] J. Iwaszkiewicz, Opowiadania, Warszawa 1969, t.2.
[3] powtarzający się motyw, który często występuje w obrębie literatury i sztuki danej kultury
[4] koncepcja rozwoju czasu i czasoprzestrzeni w kulturze przedstawionej na przykładach literackich
[5] S. Babuszkin, O specyfice i znaczeniu czasoprzestrzeni w opowiadaniu Jarosława Iwaszkiewicza
,,Młyn nad Lutynią”, Rzeszów 1997
[6] J. Iwaszkiewicz, Książka moich wspomnień, Kraków 1968, s. 128, 168.; J.Iwaszkiewicz,
Opowiadania, Warszawa 1969, t.2.
[7] E. Łoch, Pierwiastki mityczne w opowiadaniach J. Iwaszkiewicza, Rzeszów 1978, s. 124.
[8] H. Zaworska, „Opowiadania” Jarosława Iwaszkiewicza, Warszawa 1985, s. 6.