fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Michał Zbroja

11/2024

 

W granicach początku

 

Starsza Pani z nogami

Manekina siedzi przy

Stoliku zasłania oczy przed bijącymi

Po twarzy światłami

Na zgnieciony uśmiech brakuje chęci

Pordzewiały jej wszystkie kości

Zaraz podbiegną do niej dziennikarze

By wydrzeć ostatek sił

 

Właśnie została poinformowana o

Możliwości wypełnienia ankiety

Która zadecyduje o jej dalszej karierze

Wybrała o dziwo reinkarnację

Mimo że kwadracikiem najczęściej

Dotąd zakreślanym było

Ostateczne zakończenie swej

Działalności na tym łez padole

 

Trudno stwierdzić co zaważyło

Libacje wielopokoleniowe

Czy w krwiobieg wrośnięta tradycja

A być może było to nowe

Zgoła niestandardowe podejście np.

Kabaret niemoralnego pokoju

Egzaltacja buchająca z trzewi

Asteroidy na sterydach

Dystorsje w torsjach itd. itd.

Aby wróciła do początków

Z nowo wypraną wyperfumowaną nadzieją

 

Lecz starsza Pani odesłała

Wszystkie te pytania w niebyt

Jednym susem znalazła się przy oknie

I z impetem wyskoczyła

Wnet też wyrosły jej skrzydła

A głos stał się jakby dźwięczniejszy

Niby poczuł smak wolności

Niby poszczuty smakiem wolności

 

 

23.

 

Dreszczę się na samą myśl

Chodząc po rzeczowych drogach

Tak do krzaczastej wąsistości podobnych.

Miasto toczy się powoli żuczym tempem

Kiedy wracam zdyszany do domu –

Moja chata z kraja,

Chatka z mięsistej gliny;

Wyśmienity sztafaż zdyszańca.

 

Do okna dobija się tężyzna tęczowych kolorów,

Promieniuje ślamazarnym kształtem.

Przedziera się przez słabnące palce

Próbujące być śmieszną tarczą dla powiek.

 

Ręce pomarszczone jak u starca,

Patrzę na nie codziennie.

Rozmyślam czemu mi

Nie dano miękkich, gładkich rąk

Jak u mężczyzn w reklamach,

Lub przynajmniej pięknych.

 

Lecz nie dano.

Stanowczo postawiono wielki i głośny wykrzyknik

Po zwyczajnym nie.

O, nie będziesz miał, mój drogi kolibrze,

Przyjemnych, zanadto łatwych w obsłudze rąk.

Będziesz za to tylko wpatrywał się w nie

Codziennie o długiej godzinie

Rozmyślając.

 

Tak ci nakazano                          Tak mi nakazano

Dochowaj więc tajemnicy           Dochowam więc tajemnicy

 

 

Pięć godzin

 

Nasze twarze błyszczały sklejone

Nad unoszącym się w przestrzeni miastem,

Cieniem swym światło na dwoje przecinającym.

Jak rakieta płomień ten buchał,

Niczym rysowany kreską w fachu wprawionych,

A jednak i smutek i radość, co w sobie

Jednym zawsze były, teraz

Jedynie słyszą kroplę wzruszenia

Potykającą się o asfalt drogi.

 

Tak spędziliśmy pięć godzin,

Na tej sennej wyspie,

W objęciu obłoków i uśmiechu słońca.

Skip to content