10/2024
Sprzeciw od wyroku zaocznego
Sygn. akt. nieskończona, wartość sporu: niepojęta
Wnoszę niepewnie prośbę o ostatnie sądzenie
Ostateczny trybunał był zupełnie bezlitosny
Niektórzy gderali o dwuinstancyjności i trybie odwoławczym
Ale ja wówczas miałam przyciasne buty i drżącą krtań
Z cichym tylko grymasem oddałam płaszcz spódnicę
Kolczyki przetarty portfel z rybią łuską
Rachunek za prąd i los na loterię
Żal mi było tylko naszego zdjęcia, przecież mogłam nie rozpoznać go w tym tłumie
Widziałam mężczyznę z książeczką pełną czeków rzucono je na bruk błękitu
Tak jak dokumenty, wstążki do włosów i artykuły prasowe
Poczułam niesprawiedliwość świata bo co to za sprawiedliwość gdzie wszyscy są równi
Jakaś kobieta ściskała maszynę do szycia i dziecko
Ktoś niósł wydanie Nietschego licząc na autograf
Pomylił piętra ale nie było odwrotu w świecie trąb apokalipsy
Widziałam ludzi dumnych którzy cały swój świat mieli w oczach
Osypane kredą dłonie były ich pensum jasne spojrzenie biletem
Czułam otępiałe oczy ciążące w czaszce
Proszące o choć okruch ludzkich zasług
Rozpaczliwie myślałam o karcie przetargowej na drugą stronę
Modliłam się o przychylność sądzących i osądzonych
Przyjm mnie panie to moje ostatnie słowa słowa spękanych ust
Niżej podpisana bezimienna
Balkon
Wśród kapiących z nieba gwiazd
Ktoś z cicha gra
Współwięzień nocnej ciszy współświadek załamania dnia
Palcami chwyta nadbiegające zewsząd myśli
Kołysze je na falach cichej pieśni
Gra i goni lekki zefir sponad morza
I gasi słońce zapala księżyc i tysiące gwiazd
Sznuruje oczy nitką nut i pauz zastygłych
W oku nocy utopionych
Rozplata skołtunione zmysły i rozpościera setki barw
Na kształt pajęczych nici uwitych w balustradach
I obejmuje czule gładzi włosy drgającym śpiewem strun
Nie poznam jego twarzy nie zobaczę nut w źrenicy
Nie dowiem się czy pisze wiersze
Czy czyta Kierkegaarda i słucha jazzu
Nie zajrzę w jego almanachy nie spytam ile słodzi kawę
Lecz już na zawsze będziemy nierozłącznie połączeni
Strunami trąconymi w czekaniu jutra
Definicja świata
Gdybym znalazła kiedyś definicję świata
Przeczytałabym ją w ogromnym skupieniu
Tak jak czyta się list od ukochanego
I kupon rabatowy
Pismo sądowe i instrukcję obsługi tostera
Z pewnością poprawiłabym teraz okulary
I pośliniła kopiowy ołówek
Zagięłabym nawet róg tak jak zagina się rogi ważnej książki
Wyjęłabym może arkusz brystolu, by nanieść na niego to,
Czego przez tysiąclecia nikt na niego nie naniósł
A zegar tyka, tyka na stypę, na kondukt, na raut
A parkiet oddycha, dusi się, rwie
Zrywam się z krzesła, zrywam zegarek, zrywam więdnący obrus
Teraz stanęłabym przy oknie, by opić się słońca
Teraz spojrzałabym na ulicę, o tam
Teraz podniosłabym rękę, o tak
Spojrzałabym w czerep kartek i pastisz świata
Nie patrząc, otworzyłabym okno wpuszczając słońce i kurz
Teraz podarłabym definicję świata i wyrzuciła za okno
O tak