fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Malwina Krawczyk

10/2024

Sprzeciw od wyroku zaocznego

Sygn. akt. nieskończona, wartość sporu: niepojęta

Wnoszę niepewnie prośbę o ostatnie sądzenie 

Ostateczny trybunał był zupełnie bezlitosny

Niektórzy gderali o dwuinstancyjności i trybie odwoławczym

Ale ja wówczas miałam przyciasne buty i drżącą krtań

 

Z cichym tylko grymasem oddałam płaszcz spódnicę

Kolczyki przetarty portfel z rybią łuską

Rachunek za prąd i los na loterię

Żal mi było tylko naszego zdjęcia, przecież mogłam nie rozpoznać go w tym tłumie 

 

Widziałam mężczyznę z książeczką pełną czeków rzucono je na bruk błękitu

Tak jak dokumenty, wstążki do włosów i artykuły prasowe

Poczułam niesprawiedliwość świata bo co to za sprawiedliwość gdzie wszyscy są równi

 

Jakaś kobieta ściskała maszynę do szycia i dziecko 

Ktoś niósł wydanie Nietschego licząc na autograf  

Pomylił piętra ale nie było odwrotu w świecie trąb apokalipsy

 

Widziałam ludzi dumnych którzy cały swój świat mieli w oczach 

Osypane kredą dłonie były ich pensum jasne spojrzenie biletem

 

Czułam otępiałe oczy ciążące w czaszce 

Proszące o choć okruch ludzkich zasług

Rozpaczliwie myślałam o karcie przetargowej na drugą stronę

Modliłam się o przychylność sądzących i osądzonych

Przyjm mnie panie to moje ostatnie słowa słowa spękanych ust

 

Niżej podpisana bezimienna 

Balkon 

Wśród kapiących z nieba gwiazd 

Ktoś z cicha gra

Współwięzień nocnej ciszy współświadek załamania dnia 

Palcami chwyta nadbiegające zewsząd myśli 

Kołysze je na falach cichej pieśni 

Gra i goni lekki zefir sponad morza

I gasi słońce zapala księżyc i tysiące gwiazd 

Sznuruje oczy nitką nut i pauz zastygłych 

W oku nocy utopionych 

Rozplata skołtunione zmysły i rozpościera setki barw 

Na kształt pajęczych nici uwitych w balustradach 

I obejmuje czule gładzi włosy drgającym śpiewem strun 

 

Nie poznam jego twarzy nie zobaczę nut w źrenicy 

Nie dowiem się czy pisze wiersze

Czy czyta Kierkegaarda i słucha jazzu

Nie zajrzę w jego almanachy nie spytam ile słodzi kawę

Lecz już na zawsze będziemy nierozłącznie połączeni 

Strunami trąconymi w czekaniu jutra

 

Definicja świata

Gdybym znalazła kiedyś definicję świata

Przeczytałabym ją w ogromnym skupieniu

Tak jak czyta się list od ukochanego

I kupon rabatowy

Pismo sądowe i instrukcję obsługi tostera

Z pewnością poprawiłabym teraz okulary

I pośliniła kopiowy ołówek

Zagięłabym nawet róg tak jak zagina się rogi ważnej książki

Wyjęłabym może arkusz brystolu, by nanieść na niego to,

Czego przez tysiąclecia nikt na niego nie naniósł

 

A zegar tyka, tyka na stypę, na kondukt, na raut

A parkiet oddycha, dusi się, rwie

Zrywam się z krzesła, zrywam zegarek, zrywam więdnący obrus

Teraz stanęłabym przy oknie, by opić się słońca

Teraz spojrzałabym na ulicę, o tam

Teraz podniosłabym rękę, o tak

Spojrzałabym w czerep kartek i pastisz świata

Nie patrząc, otworzyłabym okno wpuszczając słońce i kurz

Teraz podarłabym definicję świata i wyrzuciła za okno

O tak                     

Skip to content