fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Małgorzata Borzeszkowska

11/2024

Do wyjścia

 

powoli rok kieruje się do wyjścia

chudnie ścienny kalendarz

za siódmą chmurę

i dym z kominów odchodzi rok

brzydną drzewa chodniki łuszczą się płatami

rozrasta się chłód

zasadziliśmy rok w doniczce podlewaliśmy ogniem i nawoziliśmy krwawą miazgą – mieszaniną tkanek i mchu

teraz kończy się jak zawsze

unurzany w mokrej brei

w rudym błocie

zawsze tak samo

jeszcze tylko kroplówka świąt nadzieje na pomyślniejsze losowanie

pech

a potem od nowa dobro i zło – paski w kodzie kreskowym kolejnego roku

nic nowego

nawet wojna jakby spowszedniała

już kończy się

czas

szarzeje wychładza się

 

 

 Nowa poezja

 

rozrywanie słów na strzępy może zacząć się od pewnego Iskandera –

wiersz rozcięty mieczem

wraz z autorką

jak węzeł

powstaje nowa poezja obrazu wprost z drona

redukcja ciał – dłonie i głowy, i lewa noga

okopowe reality show

gra: złóż człowieka w minutę

poziom trzeci wymaga większych umiejętności: złóż poetkę

i wiersz w logiczną całość

w ten czas pozbawiony logiki

i serca

 

a ja odmawiam, nie chcę

popatrzę tylko na chmury

one nie mają wyjścia – wiszą nad tą wojną

i bieleją z rozpaczy

albo rozwiewają się jak strzępy słów

całkiem nieważkich

 

 

365 dni

 

rok – można spłodzić dziecko i pozwolić mu się narodzić

nauczyć się uważności

choćby w miłości lub przewijaniu

rok – można rozpocząć wojnę i wytresować

tępego golema, żelaznego wilka

nauczyć jak rozrywać ciała i przestrzeń

można przeżyć rok z wojną za szybą i ludźmi na progu

codziennym serwisem okropności, czasem przerywanym

zwyczajnym, uczciwym koszmarem trzęsienia świata

albo powodzi, choćby w Auckland

 

można, bo cóż można

poza odwołaniem końca

historii

 

 

 Remedium

 

świat się nam przewraca

podszewką, strachem na prawą stronę

cienia nie sposób nie zauważyć

to-nie-my na razie po kolana

podnosi się poziom zacienienia, niedawno był tylko do kostek

 

podskakuję na jednej nodze, jednej nocy

by nie popełzł wyżej po udzie

przez pępek czy usta nie wniknął we mnie

dobrze, że jesteś, kładziesz dłoń na moim brzuchu

zamykasz mnie

wypełniasz sobą

na cień już nie ma miejsca

na nadzieję

jest

 

 

Przecinanie bieli

 

pasma mgły układają się równo –

w biały tiul

który rozłożył na stole widmowy krawiec

nie widać nożyczek

pewnie poleruje je w chłodzie oddechem

biel przenika biel

i biel się łączy z bielą

gdzieś poza planem

trzy Parki ostrzą nożyce

która będzie pierwsza by przeciąć

tę przejrzystość

naznaczyć równą kreską szarości

Skip to content