11/2024
Do wyjścia
powoli rok kieruje się do wyjścia
chudnie ścienny kalendarz
za siódmą chmurę
i dym z kominów odchodzi rok
brzydną drzewa chodniki łuszczą się płatami
rozrasta się chłód
zasadziliśmy rok w doniczce podlewaliśmy ogniem i nawoziliśmy krwawą miazgą – mieszaniną tkanek i mchu
teraz kończy się jak zawsze
unurzany w mokrej brei
w rudym błocie
zawsze tak samo
jeszcze tylko kroplówka świąt nadzieje na pomyślniejsze losowanie
pech
a potem od nowa dobro i zło – paski w kodzie kreskowym kolejnego roku
nic nowego
nawet wojna jakby spowszedniała
już kończy się
czas
szarzeje wychładza się
Nowa poezja
rozrywanie słów na strzępy może zacząć się od pewnego Iskandera –
wiersz rozcięty mieczem
wraz z autorką
jak węzeł
powstaje nowa poezja obrazu wprost z drona
redukcja ciał – dłonie i głowy, i lewa noga
okopowe reality show
gra: złóż człowieka w minutę
poziom trzeci wymaga większych umiejętności: złóż poetkę
i wiersz w logiczną całość
w ten czas pozbawiony logiki
i serca
a ja odmawiam, nie chcę
popatrzę tylko na chmury
one nie mają wyjścia – wiszą nad tą wojną
i bieleją z rozpaczy
albo rozwiewają się jak strzępy słów
całkiem nieważkich
365 dni
rok – można spłodzić dziecko i pozwolić mu się narodzić
nauczyć się uważności
choćby w miłości lub przewijaniu
rok – można rozpocząć wojnę i wytresować
tępego golema, żelaznego wilka
nauczyć jak rozrywać ciała i przestrzeń
można przeżyć rok z wojną za szybą i ludźmi na progu
codziennym serwisem okropności, czasem przerywanym
zwyczajnym, uczciwym koszmarem trzęsienia świata
albo powodzi, choćby w Auckland
można, bo cóż można
poza odwołaniem końca
historii
Remedium
świat się nam przewraca
podszewką, strachem na prawą stronę
cienia nie sposób nie zauważyć
to-nie-my na razie po kolana
podnosi się poziom zacienienia, niedawno był tylko do kostek
podskakuję na jednej nodze, jednej nocy
by nie popełzł wyżej po udzie
przez pępek czy usta nie wniknął we mnie
dobrze, że jesteś, kładziesz dłoń na moim brzuchu
zamykasz mnie
wypełniasz sobą
na cień już nie ma miejsca
na nadzieję
jest
Przecinanie bieli
pasma mgły układają się równo –
w biały tiul
który rozłożył na stole widmowy krawiec
nie widać nożyczek
pewnie poleruje je w chłodzie oddechem
biel przenika biel
i biel się łączy z bielą
gdzieś poza planem
trzy Parki ostrzą nożyce
która będzie pierwsza by przeciąć
tę przejrzystość
naznaczyć równą kreską szarości