09/2023
zostały tylko ćmy
wszystkie dni bez ciebie
przykrywam słonym skrzydłem
w dłoni zaciskam
mokry brzeg nieba
zmierzch przywiera do ust
zamyślonych ciszą
gałęzie samotnych palców
rozsypują ból
po kościach
za oknem
tłuką się skargi
zmęczonych ptaków
każda bezsenna chwila
pęka na pół
zostały tylko
zagubione ćmy
pod sufitem
niedokończonego świata
inna
zadomowiona w piekle
rozgoszczona w niebie
z cieniem anioła
na wątłych ramionach
zalepiona czerwienią w ustach
i strachem w oczach
w dłoni garść
pożółkłych snów
samotne palce gubią ciepło
na rozstajach wspomnień
bez znaków bez świateł
kiedy dobiegam do drzwi
następnego oddechu
na horyzoncie umierają gwiazdy
(nie) moje niebo
dzisiaj boję się bardziej
zaciskam w dłoni
mokry brzeg nieba
rozkładam przemoczone skrzydła
proszę o radę
moje siostry chmurne
horyzont stygnie
nutami sennej kołysanki
słoneczność nieba
już dawno umarła
pod powiekami
płoną we mnie
wszystkie nienapisane listy
odmawiam modlitwę
o ciszę chabrowych mgieł
dzisiaj nisko jest niebo
bez tchu
za zamkniętymi drzwiami
żyły noszą kolor
czarnego nieba
czerwień uderza o nadgarstki
ciepło wyrywa się z kości
zaszyte usta
tracą ostatnią szansę
na oddech
zostawiasz po sobie
odwrócony cień
a potem
wyrasta ci skóra
której już nikt nigdy
nie dotknie