fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

„Ludzie z wosku” Ewa Szelburg-Zarembina

Nie jest łatwo zagłębić się w prozę Ewy Szelburg-Zarembiny. Rzadko kto ma dziś chyba ochotę, sięgnąć po którąś z jej powieści, co powoduje, że staje się coraz bardziej zapomnianą pisarkę… Jej dzieł prozatorskich pozbywają się nawet niektóre biblioteki publiczne, a ona sama funkcjonuje najczęściej jako autorka wierszy i utworów dla dzieci. 

Jej tekstów chętnie słuchają i uczą się dzieci w przedszkolach. 

Ewa Szelburg-Zarembina była współredaktorką takich pism jak: „Świerszczyk” i „Płomyczek”, skierowanych do  najmłodszych czytelników. Wiele osób niemal wyłącznie z dziećmi łączy i utożsamia jej postać i twórczość.

 Po latach zapomnienia trudno przywrócić należną rangę tej znakomitej prozatorce. 

Uważna lektura książek wymaga czasu, rozmiłowania i chęci, na co być może nie każdy się zdobędzie. 

Całość cyklu pięciotomowej „Rzeki kłamstwa” obejmuje 1887 stron druku, więc trzeba poświęcić sporo czasu i uwagi na jej przeczytanie. Ewa Szelburg-Zarembina jest autorką powieści: „Imię jej Klara”, „Zakochany w miłości” oraz „I otwarły się drzwi… O bracie Eliaszu medytacje”, które stanowią kolejny zbiór zwany franciszkańskim, także godny polecenia. 

Powieść „Ludzie z wosku” jest kontynuacją losów głównej bohaterki książki „Wędrówka Joanny”. Pojawia się druga ważna postać – Kaj Gozdawa – mąż Joanny i trzecia – maleńka Salomea. Wokół tych osób toczą się wydarzenia w miejscowości Żeleźno. Podczas chrzcin Salomei pojawia się Żabina z Miegoci. Ta bogata kobieta, mająca być matką chrzestną dziecka, obiecuje zapisanie mu majątku. Na chrzestnego poproszono przyjaciela Januarego Strzembosza. Joannie nie podoba się cała ta sytuacja. Nie zostali oni rodzicami chrzestnymi. Pod wpływem emocji zabiera dziecko i pędzi – dosłownie – w kierunku Kościelnej Góry. Kaj także dobiegł do kościoła. Tu matka zawierza córkę przypadkowej parze żebraków. Do ołtarza niesie dziecko żebraczka. Dziewczynka ma otrzymać imię takie jak Żabina z Miegoci, czyli Salomea. Okazuje się, że żebraczka także nosi to samo imię. 

Joanna nie ma wsparcia w teściowej, która rani ją słowami, że zabrała jej syna. Na szczęście rzadko przyjeżdża do domu Joanny i Kaja. Rodzina Gozdawów żyje bardzo skromnie. Kaj z ogrodniczkiem Krystkiem przygotowują okna inspektowe i maty. Rytm ich życia wyznaczają pory roku. Niedługo wiosna i trzeba myśleć o zajęciu się ogrodem. Pewnego razu Kaj pojechał na polowanie na kaczki do Rogożowych Stawów. Niestety, podczas łowów doszło do wypadku i Kaj wrócił ciężko chory. Leżał w szpitalu gubernialnym, z którego wrócił bardzo osłabiony. Już nie odzyskał zdrowia ani sił, nie mógł pracować tak jak do tej pory i ciągle niedomagał. Próbował różnych dorywczych zajęć, żeby wesprzeć domowy budżet. Nie poddawał się. Gdy ludzie już nie kupowali jego koszyków z wikliny, zajmował się inną pracą. Ciężar prowadzenia domu i zarobkowania przejęła Joanna. Liczyła, przeliczała, zliczała i wyliczała… Na komorne, opał, światło, mięso dla męża, mleko dla córki…Najtrudniejszy był dla niej czas, gdy mimo swoich wysiłków, mąż nie wracał do zdrowia. Joanna bohatersko pełniła swoją rolę („Joanna z oczadziałą od bezsenności głową leciała z nóg”). Jest od dziecka przyzwyczajona do domowych prac. Wie też, że mężowi źle się żyje ze świadomością swej niemocy, a przecież ogrodnictwo było jego pasją.   

Gozdawowie pędzą zwykłe codzienne życie, borykają się z kłopotami zdrowotnymi, czasem uczestniczą w uroczystościach. Kaj, gdy tylko trochę lepiej się poczuł, chodzi do przyjaciół, jego żona rzadziej. Gozdawa dużo czyta. Zajmuje się córką. Bierze prace ogrodnicze u Zielonki w Charszczowie. Specjalnie po niego przyjechano, aby pokazał, jakie czynności należy wykonać w sadzie i ogrodzie. 

W swoim mieszkaniu w Żeleźnie Joanna szyje dla klientek lub chodzi do nich szyć. U siebie nie ma nawet lustra ani miejsca na przymiarki. Stara się za wszelką cenę stworzyć córce dom, jakiego sama nie miała w dzieciństwie. Joanna, mimo że utrzymuje rodzinę, nie narzeka. Leki nie pomagają mężowi, więc Joanna udaje się do Wężowny do znachorki Bocianichy. Potem wiezie Kaja do Częstochowy, by pomodlić się o uzdrowienie przed  obrazem. „Czterdzieści jest koronowanych cudownych obrazów: w Gidlach i w Skępem, i w Kalwarii, i w wielu innych kościołach. Najgłośniej jednak, najszerzej, słynie łaskami obraz na Jasnej Górze. Temu modlą się ludzie najwięcej. Przez niego najczęściej dostępują cudu”. 

Tu spotyka swą macochę Wincentę… a także żebraków, którzy zostali rodzicami chrzestnymi małej Salomei. Wincenta prowadzi dom dla pielgrzymów, ludzi ułomnych i żebraków. Pokutuje za swoje niecne uczynki.

Joanna zajmuje się szyciem, ale chce mieć świadectwo. Nawet udaje się do Warszawy do Jadwigi Gozdawianki i jej siostry Teresy, żeby przez dwa tygodnie nauczyć się kroju, zdać egzamin i dostać świadectwo samodzielnej krojczyni. Mistrzyni pani Kołtoniakowa jest zachwycona jej zdolnościami manualnymi („Madame Kołtoniakowa, cechowa mistrzyni krawiectwa, współwłaścicielka <<Maison de Paris>> przy ulicy Senatorskiej i kierowniczka szkoły kroju w tej samej kamienicy na drugim piętrze od frontu, z nieukrywanym zdziwieniem przyglądała się tej szczupłej, gładko uczesanej, ubranej niemodnie, wciąż rumieniącej się i chmurnej osóbce z prowincji: długie i cienkie palce Joanny, pokłute igłą, poparzone żelazkiem, z paznokciami startymi od szorowania, nie do wiary są zwinne i lekkie. 

Czegokolwiek dotkną: wełny, pluszu, tiulu, gazy, jedwabiu czy zwykłego płócienka – tworzą kreacje wyróżniające się szykiem i elegancją”.). Joanna musi wracać do domu, choć mistrzyni chętnie zatrudniłaby ją w zakładzie. 

   Salomea zwana przez rodziców Meą lub Salusią bardzo często wychodzi na spacery z ojcem. Jest bardzo samodzielna jak na swój wiek. Joanna angażuje ją do prac domowych i do pomocy w szyciu. Dziewczynka bardzo lubi zwierzęta. Jest ciekawa świata i dociekliwa. Mea czyści stare miedziane grosze, aby potem rozdawać je autentycznym żebrakom, a czasem nieuczciwym ludziom, podającym się za ubogich. 

W powieści jest wiele scen, które wzruszają, czasem napawają obrzydzeniem lub niechęcią. Joanna współczuje innym kobietom. Jedną z nich jest Leokadia Serafinowa, która jest zmarnowana licznymi porodami. Dawniej była piękną kobietą. Los tych kobiet bywa okrutny. Joanna swej niespełna sześcioletniej córce wpaja różne zasady. „- To musisz wiedzieć, tego się musisz nauczyć od małego, już dziś: na siebie samą zawsze licz. Teraz, póki możemy, to dobrze… ale potem nikt tobie w niczym nie pomoże, niczego ci nie ulży” – takie słowa kieruje do dziecka, które słucha i pewnie je zapamięta. Joanna ma w pamięci swój niełatwy los, gdy tułała się po różnych domach. Wiele wydarzeń opisanych w powieści jest niewyjaśnionych lub pozostawionych domysłowi czytelników. Czasem trzeba uważnie przeczytać jedno znaczące zdanie, żeby wyciągnąć właściwy wniosek z opisywanej historii.   

Ewa Szelburg-Zarembina jest mistrzynią opisów naturalistycznych, szczególnie wyczuloną na odbiór rzeczywistości różnymi zmysłami. Polecam powieść „Ludzie z wosku”.

Skip to content