fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Łacina i ja

Pierwszy rok, lektorat łaciny. Od razu wiedziałam, że za Chiny ludowe, nie nauczę się tego. Ponad połowa ludzi z roku była po jakimś technikum księgarskim w Wawie, gdzie mieli ten język przez 4 lata. Opierdzielali się więc totalnie. Na szczęście na kolokwium zawsze znalazła się jakaś pomocna dłoń. Gramatyka łacińska jest chyba jeszcze gorsza od francuskiej. Do tego babka nienawidziła, gdy ktoś na zajęciach nie zwracał na nią dostatecznej uwagi. A że paczka z Wawy totalnie to olewała, mieli raczej przerąbane. Za to ja siedziałam jak trusia, patrząc tylko na panią doktor i w książkę. Większość zajęć polegała na czytaniu i tłumaczeniu tekstu. Potem babka pytała o konkretne zdanie, tzn. która z dwu składni była w nim użyta: ablativus absolutus czy accusativus cum infinitivo? (do końca życia zapamiętam!… chociaż nie mam pojęcia, na czym one polegały). Lecą ,,Wojny punickie”, ludzie czytają i tłumaczą po fragmencie, ja słucham. Dostaję 1/3 strony do obróbki. Czytanie jest łatwe: tylko dwie litery wymawia się inaczej. Ale potem rozumiem 5 słów z tekstu. Wiem, co było przedtem, więc opowiadam w stylu: jak mały Jaś wyobraża sobie, co było w moim tekście. Potem pada pytanie o składnię z jakiegoś zdania. Jeśli nie trafiam za pierwszym razem, trafiam za drugim…:) I najlepsze – lektorka komentuje mój występ: Proszę państwa, jak przychodzi do tłumaczenia, to wy dukacie wyraz po wyrazie… a pani od razu piękną, literacką polszczyzną przedstawia treść fragmentu…  Tyle w temacie. Ale po 2 latach nadchodzi egzamin. Jestem tak samo zielona, jak na pierwszych zajęciach. Przyszedł czas, gdy musiałam pójść na bezczela. Zabieram się z grupą największych rozrabiaków. Oni siedzą przed ławką i są totalnie drobiazgowo przepytywani z gramatyki, ja stoję przy tablicy i mam odmieniać jakiś rzeczownik z przymiotnikiem. Od czasu do czasu ktoś mi podrzuca cichcem kolejną linijkę. Po półtorej godzinie wychodzę z tróją, a oni zostają odesłani  do poprawki…

Skip to content