fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Kartka w drzwiach

Przenikliwy dźwięk dzwoniącego telefonu rozległ się nagle w mieszkaniu. Marta drgnęła niespokojnie, podniosła głowę znad poduszki i powoli zaczęła otwierać zaspane oczy.

Z irytacją uderzyła dłonią w koc, którym była przykryta. Nienawidziła, gdy ktoś lub coś przerywało jej drzemkę, jaką zwykła sobie ucinać po przyjściu z pracy.

– Nawet w piątek nie dadzą człowiekowi odpocząć! – mruknęła pod nosem.

Uporczywy dźwięk powtórzył się po chwili, lecz Marta nie zamierzała odbierać tego telefonu. Błoga senność jaką czuła w całym ciele sprawiała, że dźwignięcie się z ciepłego łóżka, wydawało jej się niemożliwym i zbytecznym wysiłkiem. Wtuliła głowę w poduszkę, zatykając sobie nią uszy i  ponownie próbując zasnąć. Odgłos telefonu jednak skutecznie to uniemożliwiał. Postanowiła poczekać, aż dzwoniący się rozłączy; lecz na to się nie zanosiło. Upływały kolejne chwile, a uporczywy dźwięk wciąż się powtarzał.

– Ktoś najwyraźniej za mną przepada – powiedziała do siebie i klnąc pod nosem wstała, by odebrać wreszcie telefon. Chwiejnym krokiem podążyła do przedpokoju.

– Halo! – rzekła podnosząc słuchawkę i z trudem opanowując zdenerwowanie.

– Marta? To ja, Basia! – powiedział ktoś drżącym głosem.

– Cześć Basiu. O co chodzi?

– Musimy pogadać. I to jak najszybciej! – po tych słowach Basia rozpłakała się.

– Co się stało?

– To nie jest rozmowa na telefon.  Muszę się z tobą spotkać…  najlepiej jeszcze dziś. Nie chcę cię fatygować ani wyciągać z domu, dlatego  podjadę do Ciebie. Tylko ty możesz mi pomóc, sama już sobie z tym nie dam rady! – znów dało się słyszeć jej łkanie. – Mogę wpaść do ciebie powiedzmy koło szóstej? – spytała po chwili, gdy zdołała się już  nieco uspokoić.

– Dzisiaj?! Przepraszam cię, ale dzisiaj chyba nie dam rady. Po południu mam …                    – przerwała szukając wymówki –… sprawę do załatwienia.

– To naprawdę takie bardzo pilne? Nie mogłabyś tego przełożyć na jakiś inny dzień? Proszę, spotkajmy się dziś, nie zajmę ci dużo czasu. Potrzebuję tylko, żebyś mnie wysłuchała – kontynuowała Basia  niemal błagalnie.

– No dobra – mruknęła po chwili Marta i dodała, jakby wbrew własnej woli: – wpadnij o szóstej.

–  Wielkie dzięki!  Będę na pewno! Do zobaczenia.

–  Cześć. Trzymaj się!

Marta ze złością odłożyła słuchawkę. Baśka zaczęła ją ostatnio denerwować. Ciągle miała jakieś problemy, ciągle coś było u niej nie tak.

– Mam dosyć zajmowania się cudzym życiem! – powiedziała głośno do siebie.

Nie miała najmniejszej ochoty wysłuchiwać czyichś problemów, wolałaby zamiast tego skoczyć gdzieś do knajpy. Była wprost wściekła, że tego wieczoru nigdzie nie wyjdzie.

– Że też dałam się wrobić!- mruknęła ze złością.

Zaczęła się zastanawiać, co też może dręczyć Baśkę. Pewnie znowu wszystko wyolbrzymia, robiąc problem z byle głupstwa.

– Albo może dopadła ją jesienno- zimowa  chandra– pomyślała i uśmiechnęła się sarkastycznie.

Nadwrażliwość koleżanki działała Marcie na nerwy. Uważała, że Baśka wciąż rozczula się nad sobą, zamiast wziąć się w garść. Zmierzając do swojego pokoju przypadkiem spojrzała na fotografię leżącą na półce, a pochodzącą jeszcze z czasów, gdy chodziła do liceum. Była na niej razem z Baśką. Marta – zgrabna, elegancka i uśmiechnięta stoi obok Basi – niewysokiej grubaski w okularach, której spuszczona głowa wyraźnie zdradza kompleksy. I pomyśleć, że Baśka była kiedyś najlepszą koleżanką Marty. Wiedziały, że zawsze mogą na  siebie liczyć. To właśnie Basia załatwiła Marcie pracę. Dlatego ta czuła teraz wyrzuty sumienia, że nie ma ochoty poświęcić koleżance odrobiny zainteresowania. Ale tak naprawdę od dłuższego już czasu oddalały się od siebie. Na studiach Marta znalazła sobie ciekawsze towarzystwo. Jej koleżanka nie była zbyt elokwentna, nie znała się na muzyce ani filmie, co w połączeniu z niezbyt atrakcyjnym wyglądem sprawiało, że Marta wstydziła się z nią pokazywać wśród swoich nowych znajomych.

Ziewnęła przeciągle i chciała powędrować z powrotem do łóżka, gdy znów zadzwonił telefon.

– Cholera jasna! – zaklęła i wróciła do przedpokoju. Podniosła słuchawkę i niezbyt uprzejmym tonem powiedziała: – Halo!

– Martusia?

– To ty, Tomek?

– Ja.

– Cześć! Co u ciebie? – Marta w jednej chwili zrobiła się miła.

– Pomalutku. Ale ty chyba w niezbyt dobrym humorku?!

– Nie, nie, wszystko ok. Przepraszam, że taka może się na początku wydawałam naburmuszona, ale miałam dziś piekielnie ciężki dzień w pracy, więc jestem, czy raczej byłam… trochę podenerwowana.

– Nie ma sprawy, znam ten ból. A jak studia?

– Na razie, odpukać, w porządku.

– To subcio. Wiesz, wybieram się dziś do tej nowej knajpy koło ratusza. I pomyślałem, że może też miałabyś ochotę pójść?

– W sumie, czemu nie. A o której? – spytała ożywionym głosem.

– Może o szóstej?

– O szóstej?! – powtórzyła Marta z rezygnacją w głosie, przypomniawszy sobie o Baśce.

– Co, nie masz czasu? – spytał lekko zawiedziony. – No nic, najwyżej wyskoczymy gdzieś innym razem.

– Nie, nie o to chodzi. Tylko …

– W porządku, Marta! Jak jesteś zajęta, to trudno. – Ja dzisiaj będę koło ratusza, więc jakbyś jednak znalazła trochę czasu, to śmiało wpadaj – dodał po chwili.

– To na razie.

– Pa.

Odłożyła słuchawkę i zaklęła wulgarnie na cały głos.

– Cholerna Baśka! – mamrotała do siebie Marta. – Zachciało jej się spotkań! I to akurat dziś!

Tomek już od dłuższego czasu podobał się Marcie, więc gdy usłyszała propozycję spotkania, poczuła, że oto spełniła się jej skryte życzenie. A gdy przypomniała sobie o Baśce, omal nie rozpłakała się ze złości.

Mimo wszystko stwierdziła, że zostanie w domu. Chciała zachować się jak lojalna   przyjaciółka i dotrzymać słowa. Pomyślała też, jak ona by się czuła, gdyby ktoś wystawił ją do wiatru.

           Przypuszczała, że raczej już nie zaśnie. Poszła więc do drugiego pokoju, zajmowanego przez współlokatorkę, którą była koleżankę ze studiów, akurat nieobecna ze względu na weekendowy wypad do rodziców. Znajdował się tam telewizor. Sprawdziła więc w telegazecie program na wieczór, ale nie było nic ciekawego. Pokusa spotkania z Tomkiem znów dawała o sobie znać.

– Należy mi się chyba coś od życia – powiedziała do siebie, chcąc zagłuszyć sumienie. – Uczę się i pracuję od rana do wieczora. A jak tylko chcę się rozerwać, to ktoś mnie zadręcza swoimi problemami. Czy ja się użalam nad sobą, wypłakuję komuś, że mi ciężko?!

Rozwaga podpowiadała jej, że w zasadzie od dawna nie miała jakichś większych zmartwień, a nawet gdyby miała, to ma dużo przyjaciół, którzy gotowi byliby przyjść jej z pomocą. Za to Baśka ma tylko ją.

Jednak zagłuszanie wewnętrznego głosu sumienia, nie zajęło Marcie dużo czasu. Pomyślała, że Baśka jednak się nad sobą użala. Ma mieszkanie po babci, w którym może sobie za darmo mieszkać. Bogatych rodziców. Mogłaby wziąć się za siebie, a nie przerywać kolejne studia i rzucać następne prace. I jeszcze to  ciągłe pogrążanie się w depresji. Marta, żeby się usamodzielnić i zamieszkać w trakcie studiów bez rodziców, musiała pójść do pracy. I pogodzić ją z zaocznym trybem studiowania. I nikt nigdy jej nie pytał, czy daje radę. A przemęczenie dawało jej się we znaki bezustannie. Po chwili wstała i poszła do łazienki, by poprawić nieco swój wygląd przed wieczornym spotkaniem.

            – Nie będę się nią opiekować tylko dlatego, że nikt oprócz mnie się z nią nie zadaje – pomyślała, malując się przed lustrem. – Nie mogę wiecznie zajmować się cudzymi sprawami. Ja też chcę czasami od tego wszystkiego odpocząć.

            Postanowiła zadzwonić do Baśki i odwołać spotkanie; ale jak na złość koleżanka nie odbierała telefonu. Marta próbowała kilkukrotnie, jednak wciąż z tym samym skutkiem. Ogarnęła ją irytacja, że Baśka z jakiś durnych powodów wciąż jeszcze nie kupiła sobie telefonu komórkowego, choć na początku dwudziestego pierwszego wieku prawie wszyscy używali już komórek, a wydatek na jego zakup nie byłby dla Basi problemem. Marta nie mogła więc wysłać koleżance smsa. Stwierdziła, że w tych okolicznościach nie pozostaje jej nic innego, jak zostawić w drzwiach kartkę.

– Tylko co na niej napisać? Może po prostu, że musiałam pilnie wyjść. A jutro coś wymyślę i zadzwonię do niej – przyszło Marcie do głowy.

            Gdy już opuszczała mieszkanie, znów odezwało się sumienie. Basia załatwiła jej przecież pracę. Stanęła w progu.

            – No nic. Postawię jej piwo za tydzień – rozgrzeszyła się po chwili sama przed sobą i opuściła mieszkanie.

            O wpół do szóstej wyszła z domu, zostawiając kartkę o treści: „Przepraszam Basiu, ale musiałam bardzo pilnie wyjść. Zadzwonię do Ciebie jutro. Całuję, Marta.”

 

************************

 

            Marta uśmiechnięta i zadowolona z dokonanego wyboru, stała na przystanku. Tomek zdawał się być jej ideałem. Rozmawiało  im się wspaniale, miała wrażenie, jakby znała go od dawna.

          Po spotkaniu rozstali się w szampańskich humorach. To  wyjście dobrze jej zrobiło po ciężkim dniu. Z zamyślenia wyrwał ją nadjeżdżający autobus. Po kilkunastu minutach wysiadła na przystanku niedaleko swojego osiedla. Idąc do domu pomyślała, że jest całkiem zadowolona ze swojego życia.

Zbliżała się już do swojej bramy, gdy poczuła uderzenie w tył głowy. Pociemniało jej w oczach i upadła twarzą na grubą warstwę śniegu.

 

************************

 

Marta ocknęła się w karetce pogotowia. Spojrzała zdziwiona na jadących z nią ratowników medycznych. Ostatnią rzeczą jaką pamiętała, był widok bramy wejściowej.

– Co się stało? – spytała słabym głosem.

– Doznała pani urazu głowy. Innymi słowy: ktoś uderzył panią tępym przedmiotem  – odparł jeden z ratowników. – Ale i tak miała pani dużo szczęścia, bo gęste włosy, gruba czapka i kaptur zamortyzowały uderzenie – dodał po chwili. – Jakaś osoba spłoszyła napastnika i wezwała pogotowie. Gdyby nie ona, to kto wie, czy nie zostałaby pani na tym śniegu do rana. A przy tych temperaturach, mogłoby być z panią krucho. Wpadłaby pani w hipotermię i  zamarzła.

– O Boże!  Łzy przerażenia spływały Marcie po policzkach.

– Spokojnie, już po wszystkim. Jest pani bezpieczna – próbował pocieszać jeden z  ratowników.

 – Czy odczuwa pani bóle głowy, albo mdłości?

            Marta nie była w stanie odpowiedzieć. Łzy rozpaczy i przerażenia lały się po jej twarzy coraz mocniej. Poczuła, że coś uwiera ją pod koszulą. Wsunęła rękę i wyjęła przedmiot, który wydawał się być urwaną metką.

 

„Przepraszam Basiu, ale musiałam bardzo pilnie wyjść. Zadzwonię do Ciebie jutro. Całuję, Marta.” Ktoś włożył jej za koszulę napisaną przez nią kartkę. Marta poczuła, że nie może złapać oddechu. Zimny pot zalewał jej czoło, a twarz całkowicie pobladła. Całe jej ciało ogarnęły drgawki.

– Czy gorzej się pani poczuła? – spytał jeden z ratowników.

 

            ************************

 

            – Spokojnie, dziś pani nie opuści szpitala! – lekarz, około sześćdziesięcioletni mężczyzna próbował uspokoić Martę, która wciąż zalewała się łzami.

 – Musi pani przejść jeszcze kilka badań. Uderzono panią w głowę i straciła pani przytomność. Ale tu  może się pani czuć całkowicie bezpieczna. Jutro skontaktuje się z panią nasz psycholog, a  dziś dam pani lek na uspokojenie.

            Lekarz wyszedł, a Marta została sama, leżąc na łóżku w jednej z sal szpitalnych. Nawracająca myśl o tym, że mogła zginąć, napawała ją nieopisanym przerażeniem. Ale jeszcze bardziej przerażająca była kartka, którą ktoś wsunął jej za koszulkę. Czy jej koleżanka próbowała ją zabić? Za to, że Marta nie spotkała się z nią? Dziewczyna zaczęła się zastanawiać, kim naprawdę jest jej koleżanka.  Basia bywała czasami dziwna. Oczekiwała na przykład jakiejś opieki, rozkładania nad nią czegoś w rodzaju ochronnego parasola. Jak dziecko. I bywała zaborcza. Złościło ją, że Marta ma innych przyjaciół, których poznała na studiach. I spędza z nimi  sporo czasu.

            Marta nagle usłyszała pukanie do drzwi. Miała nadzieję, że to lekarz niesie jej tę obiecaną tabletkę. Do sali wszedł jednak policjant.

– Dzień dobry. Jak się pani czuje?

– Słabo – jęknęła Marta.

– Rozumiem. Niemniej jednak muszę zadać pani kilka pytań. Czy pamięta pani okoliczności zdarzenia?

–  W zasadzie nie. Pamiętam tylko, że widziałam swoją bramę i nagle pociemniało mi w oczach. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która nie daje mi spokoju…  Spojrzała na policjanta niepewnym wzrokiem.

 – Nie wiem, jak to wyrazić, ale wydaje mi się …  Przerwała w pół zdania i podała policjantowi kartkę, którą znalazła za koszulą.

 – Boję się, że to moja koleżanka, że to Baśka mi to zrobiła – mówiąc to Marta spuściła głowę.

– Ta niska, pulchna dziewczyna w okularach? – spytał policjant po chwili, wciąż oglądając kartkę.

            Marta spojrzała na niego oniemiała.

– Nie, nie, proszę pani, ta dziewczyna na pewno tego nie zrobiła – policjant uśmiechnął się do Marty ciepło.

 – Co więcej, to właśnie ona uratowała pani życie.

– Jak to!? Marta poczuła, że zupełnie przestaje rozumieć, co takiego wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin.

– Ta dziewczyna zeznała, że była z panią umówiona. Przyjechała na osiemnastą, ale zastała  tylko kartkę w drzwiach z informacją, że musiała pani gdzieś wyjść. Mimo wszystko postanowiła jednak na panią zaczekać. Stała na półpiętrze: między parterem, a pierwszym piętrem, gdzie zdaje się pani obecnie mieszka… To dość nisko, więc widziała przez okno, kiedy panią napadnięto. Otworzyła wtedy to okno i zaczęła krzyczeć. Napastnik uciekł. A pani koleżanka zaalarmowała sąsiadkę z parteru. Wtedy też  wezwały karetkę i policję.

            Marta poczuła, jak łzy znów płyną jej po twarzy, tyle że tym razem były to już łzy wzruszenia. Czyli Basia cierpliwie czekała na nią pod drzwiami. I tym samym uratowała jej życie.

– Boże, jaką jestem podłą egoistką! – myślała o sobie Marta. To naprawdę cud, że mam tak oddaną przyjaciółkę jak Basia.

– Nie będę już pani dłużej niepokoił, pewnie jest pani jeszcze w szoku – rzekł po chwili policjant, wyrywając tym samym Martę z zamyślenia. – Gdyby pani coś sobie jednak przypomniała, proszę zgłosić się na komendę – dodał, opuszczając szpitalną salę.

             Marta została sama. Zamknęła oczy i odtworzyła w pamięci twarz Basi. Jej ufne, niemal dziecięce spojrzenie. Maleńkie oczy schowane za grubymi szkłami okularów. I ciepły, szczery uśmiech.

– Tylko dlaczego zostawiła mi tę kartkę? –zastanawiała się Marta, powoli zasypiając.

Ta myśl wciąż nie dawała jej spokoju.

************************

            Pobyt w szpitalu trwał stosunkowo krótko. Marta nie odniosła poważniejszych obrażeń po ciosie w głowę. Lekarz wystawił jej zwolnienie lekarskie na dwa tygodnie.

            Postanowiła przez ten czas unikać wychodzenia z domu po zapadnięciu zmroku. I zawsze pilnowała, by drzwi wejściowe były na noc zamykane. Po za tym starała się funkcjonować normalnie, choć lęk towarzyszył jej za każdym razem, gdy  opuszczała dom.

            Pragnęła spotkać się z Basią i jakoś podziękować za uratowanie życia. Choć nie wiedziała, jak zacząć taką rozmowę. Czuła się winna, że mimo umówienia się z koleżanką, nie została wtedy w domu i nie wysłuchała jej problemów. Kilka dni zbierała się na odwagę, by wykonać przynajmniej telefon do Basi. Wreszcie, w jeden z czwartkowych wieczorów zadzwoniła…

– Halo! – usłyszała w słuchawce głuchy, obojętny głos.

– Basiu … – zaczęła niepewnie. – To ja, Marta… Wiem, że do końca życia nie zdołam ci się odwdzięczyć! Ja naprawdę przepraszam, że zostawiłam wtedy tę kartkę w drzwiach, i że, nie spotkałam się z tobą. Ja wiem, że cię zawiodłam i że przyjaciele tak nie postępują …

– Daj spokój. To bez znaczenia – odpowiedziała tym samym,  beznamiętnym głosem Basia.

– Ale ja chcę cię przeprosić.  Marta poczuła, że łzy znów płyną strumieniem po jej  twarzy. – Zachowałam się podle, a ty na mnie czekałaś. I uratowałaś mnie! Tu nie wystarczy zwykłe dziękuję, ale może chociaż tyle na początek. Dziękuję Basiu. Słuchaj … ja nie wiem, czy ty jeszcze w ogóle chciałabyś się ze mną widzieć … ale może mogłybyśmy się spotkać i… wtedy opowiedziałabyś mi o tym, no wiesz o czym…

            Basia zamilkła. Marta czekała dłuższą chwilę w napięciu.

– W sumie problem już się rozwiązał – rzekła wreszcie Basia. Zresztą nie chcę cię męczyć, ani zabierać ci czasu. Musisz odpoczywać po wyjściu ze szpitala. A ja muszę już kończyć. Pa!

            Basia rozłączyła się. Marta ze smutkiem spojrzała na ich wspólne zdjęcie. Straciła przyjaciółkę. Ale nie to było dla niej najgorsze. Naprawdę zaczęła martwić się o Basię. Już nie wydawało jej się, że  koleżanka użala się nad sobą. Marta pomyślała, że może jej przyjaciółka naprawdę  ma depresję. A najgorsze, że  Marta straciła Basi zaufanie. I teraz nie będzie mogła  jej pomóc. Choć bardzo by chciała.

Przez całe popołudnie Marta nie mogła sobie znaleźć miejsca, przełączała kolejne kanały w telewizji.  Nie mogła skoncentrować się na żadnym filmie, ani programie. Czuła, że przepełnia ją uczucie smutku i winy.

Gdy wieczorem kładła się spać, usłyszała dźwięk telefonu.

– Słucham – powiedziała podnosząc słuchawkę.

– Marta? To ja, Basia…  Głos koleżanki brzmiał już serdeczniej.

 – Ojej! Jak się cieszę, że dzwonisz!  Niespodziewany telefon Basi sprawił Marcie wielką przyjemność.

–  Wiesz Marta, ja też chciałam cię przeprosić. W tamten nieszczęsny piątek wprosiłam się do ciebie, nie zważając na to, że  możesz mieć już jakieś inne plany. A z tą kartką …  Gdy tak czekałam na ciebie pod drzwiami, trzymałam  ją w ręku. Byłam wściekła, że cię nie ma. Ale,  gdy zobaczyłam, że cię napadli, strasznie się przeraziłam. Leżałaś z  twarzą w śniegu. Przewróciłam cię na plecy… Chciałam cię reanimować. A jak przyjechała karetka … Sama właściwie nie wiem, dlaczego włożyłam ci tę kartkę za koszulę. Chyba chciałam, żebyś wiedziała, że tam byłam, że stałam się twoim… aniołem stróżem.  Basia roześmiała się.

– Basiu! Jesteś prawdziwym aniołem i moim największym przyjacielem! – powiedziała Marta głosem pełnym emocji. Powiedz proszę, czy jutro możemy się spotkać? Przyjechałabym do ciebie!

– Oczywiście! Bardzo chętnie się z tobą zobaczę! A teraz połóż się już spać, w końcu jesteś na rekonwalescencji. Jutro pogadamy. Pa!

Marta uśmiechnęła się i westchnęła z ulgą

************************

Marta kupiła w sklepie dwie butelki markowego, czerwonego wina. Marzyła o tym, by spędzić z koleżanką miły wieczór. Razem się upić. I przeprowadzić długą rozmowę. O życiu, miłości, śmierci. I o tym, jak bardzo jest wdzięczna Basi za uratowanie życia. Marcie zdarzało się jeszcze, budzić w nocy zlaną potem. Dopóki nie napadli jej na ulicy, nie myślała nigdy, że śmierć może zajrzeć jej w oczy, ot tak, nagle i bez ostrzeżenia, zwykłego, zimowego wieczoru.

            Marta nie była w stanie zdobyć się na odwagę, by pojechać do Basi komunikacją miejską. W ludziach, których mijała na ulicy, widziała potencjalnych napastników. Morderców albo gwałcicieli. Niejednokrotnie lęk zatykał jej gardło. I odbierał oddech. Ale wiedziała, że musi wychodzić z domu. I dalej żyć.

            Zarabiała nieźle. Odkładała pieniądze. Była więc w stanie wygospodarować ze studenckich funduszy, kwotę na przejazd taksówką na drugi koniec Warszawy. To bezpieczniejsze niż jazda metrem. Miała nadzieję na nocleg u Basi. A gdyby jednak   koleżanka nie zgodziła się na przenocowanie jej, wówczas Marta opłaciłaby również powrotną podróż taksówką, na co zapobiegawczo wzięła z domu odpowiednio większą sumę.

            Dojechała na ulicę,  przy której mieszkała Basia. Weszła na trzecie piętro. W drzwiach mieszkania Basi zobaczyła kartkę. Oblał ją zimny pot. Przywarła plecami do ściany z trudem łapiąc oddech. Nie wiedziała dlaczego, ale naszły ją najgorsze przeczucia. Powoli podeszła do drzwi i wyjęła wsuniętą w nie kartkę, na której widniało tylko jedno słowo: „ŻEGNAJ”.

Pewnie Basia chce mnie w ten sposób ukarać, zrewanżować się, odpłacić pięknym za nadobne – pomyślała Marta, patrząc na kartkę.

            Zapukała. Nikt nie otwierał. Zapukała po raz drugi i trzeci. Żadnej odpowiedzi. Pociągnęła za klamkę. Drzwi otwarte.

– Basiu! –zawołała, wchodząc do mieszkania.

            Marta zbladła widząc zapalone w łazience światło. Pobiegła w tamtym kierunku, pospiesznie otwierając drzwi. Basia leżała w wodzie wymieszanej z krwią, która wciąż sączyła się z jej żył. Na pralce leżało zdjęcie Basi i Marty z czasów liceum. To samo, które Marta miała w swoim mieszkaniu. I list pożegnalny: „Nie chcę nikomu sprawiać kłopotu”.

************************

            Mimo zażywania wielu leków, które przepisał  Marcie psychiatra, dziewczyna wciąż nie mogła spać. I ciągle miała wrażenie, że boli ją potylica, w którą została uderzona podczas ataku. Basia nachodziła ją w snach. Gdy Marta leżała w swych sennych koszmarach twarzą do ziemi, czuła na plecach dotyk czyichś dłoni. Basia odwracała ją na plecy. Z przegubów jej dłoni sączyła się krew. Basia chciała rozpaczliwie wykrzyczeć coś Marcie. Ale gdy otwierała usta, zamiast głosu wydobywała się z nich krew. W innych snach Basia kurczyła się w oczach. Stawała karzełkiem. Rozpaczliwie wyciągała ręce do Marty, wołając o pomoc. Ale, gdy Marta schylała się, próbując ją objąć, Basia znikała. Czasami w snach pojawiała się pod drzwiami Marty. A gdy ta zaczynała z nią rozmawiać, Basia przemawiała dziwnym, zupełnie obcym głosem. Jakby jakaś całkiem inna dusza zamieszkała w jej wnętrzu.

            Marta nie była w stanie uczestniczyć w pogrzebie Basi. W ogóle miała problem z wychodzeniem z domu. Na pewien czas wprowadziła się nawet  z powrotem do rodziców. Lokatorka, z którą wynajmowała mieszkanie, często bywała nieobecna. A Marta zaczęła chorobliwie się bać. Samotności. Śmierci. Wychodzenia z domu. Nocy. Wszystkiego. A jeszcze gorsze stało się dla niej poczucie winy. Wiedziała, że Basia uratowała jej życie. Chociaż Marta nie została w domu, by spotkać się z nią i wysłuchać jej problemów. Pomyślała, że gdyby nie wyszła spotkać się z Tomkiem, nie zostałaby napadnięta. A gdyby wysłuchała wtedy Basi, ta może nie odebrałaby sobie życia.

************************

            Po upływie około miesiąca Marta wreszcie zdecydowała się pójść na grób Basi. Usiadła na ławeczce przy nagrobku. Spojrzała na smutne zdjęcie Basi, umieszczone na pomniku. Miała wrażenie, że Basia z tej fotografii patrzy na nią wrogo.

            Marta krzyknęła przerażona, gdy odwróciła się i zobaczyła mężczyznę siedzącego obok niej na ławeczce.

            – Przepraszam bardzo! – mężczyzna był wyraźnie zakłopotany.  Nie chciałem Pani przestraszyć.

            – Kim pan jest!? – spytała Marta, wciąż nie mogąc opanować uczucia strachu. Czuła, jakby nieznany mężczyzna miał zamiar za chwilę ją zaatakować.

            – Byłem z Basią związany – rzekł głuchym, beznamiętnym głosem mężczyzna, spuszczając głowę.  Była ze mną w ciąży. Ale ja mam żonę i córkę. Żona nic nie wie …  Mężczyzna wyjął drżącymi rękoma paczkę papierosów. Zapalił jednego. – Namawiałem Basię na aborcję. Chciałem dać jej na to pieniądze…

            Mężczyzna ukradkiem otarł łzy, położył bukiet na grobie, po czym bez słowa oddalił się.

*********************

            Rodzice Basi próbowali wynająć kawalerkę, w której pomieszkiwała. Oferowali niską cenę najmu. Nikt jednak nie chciał tam mieszkać przez dłuższy okres czasu, mimo tego iż mieszkanie było dogodnie położone. Jedna z lokatorek wypowiedziała najem z dnia na dzień po tym, jak w nocy zobaczyła koło swojego łóżka matkę trzymającą na kolanach dziecko.

 

Skip to content