Stanął w drzwiach, jakby bał się wejść do środka… niezdecydowany… wrócił po wielu miesiącach, wyobcowany w miejscu, które kiedyś było mu bardzo bliskie i nadal takim jest… jednak przyjmuje ten przedpokój, kuchnię, pokoje, z pewnymi oporami… Wie doskonale, że musi tu zostać… do końca… do ostatnich dni. Nie może wrócić tam, skąd przyszedł… Starych korzeni się nie przesadza. W tym domu został wychowany i w tym domu chce umrzeć…Wszedł wolnym krokiem, podpierając się laską… wszedł… ostrożnie zajrzał do kuchni, do łazienki, wszedł do pokoiku, w którym tak wiele się działo… to jest pokój filozofa i poety… to jest jego pokój, w nim nawet żona długo nie przesiadywała… weszła na chwilę, zamieniła kilka słów i szła do siebie, do większego pokoju… tak kiedyś postanowili… on… artysta, twórca, musi mieć swój kącik, do swoich przemyśleń, do twórczej pasji… żona to rozumiała, a więc miał szczęście. Zna sytuacje, kiedy to artyści nie mają własnego kąta na tworzenie swoich dzieł… szukają miejsca w piwnicy, a i tego lokum nie mogą być pewni. Cóż, bywa i tak.
Usiadł na balkonowym krześle… nie ma odwagi zająć miejsca w fotelu, ten fotel od zawsze należał do żony… długo w nim nie zasiądzie… może nawet nigdy. Przywiązuje do takich rytuałów ogromną wagę, więc zasiadłszy na balkonowym, smutnym wzrokiem popatrzył na mieszkanie… co ma robić? jak ma żyć? czy przyjdzie moment uwolnienia się z tych okowów samotności? czy smutek pozostanie w nim do końca? Pierwszy dzień… sam… wrzucony został na szerokie wody, sam tego chciał. U syna zaczynało być niewygodnie… czuł się niezręcznie, wstyd się przyznać, ale w pewnym momencie poczuł się obco, zdawał sobie doskonale sprawę, że zaczyna im przeszkadzać, że chcą być sami ze swoimi radościami, problemami, a i on, z wiecznie smutną twarzą, z załzawionymi oczami, z oderwanymi od rzeczywistości myślami…jakoś tam nie pasował. Tu też jest smutek, tym silniejszy, że z nikim go nie dzieli… musi przeżyć to, co zostało do przeżycia.
Myśli o samobójstwie… moment i już go nie ma, ale później… co tam… kara, czy wybaczenie? A może wieczne potępienie? Nie, to by dopiero było piekło… musi ten krzyż dowlec do końca, musi się z nim zmagać. Nie pomyślał w najgorszych godzinach życia, że taki spotka go los. Zawsze pragnął pierwszy umrzeć, przecież za dużo w jego życiu było śmierci… od dawna opuszczali go najbliżsi.
W domu są papugi, należy im się coś od życia, one nie powinny umierać z głodu… więc musi wstać, zająć się, jeśli nie sobą, to papugami.
Adam wierzy w zwierzęta, zawsze uważał je za swoich wiernych przyjaciół, a przecież i zwierzęta go opuszczały… odchodziły porażone śmiercią… Kurwa, za dużo w tym domu śmierci… Da papugom jeść i położy się spać… późna godzina, może zaśnie… zostawi zapalone światła… nie usnąłby przy zgaszonych. O tej porze i telefon milczy… od dawna zresztą nikt nie dzwoni… musi się przypominać, że żyje… nadal żyje.
Jutro powinien zacząć układać swój dzień… od dwóch dni nie bierze lekarstw, jakoś zapomina o nich … ale tak nie można, widocznie w tym życiu ma jeszcze coś do zrobienia, jeśli go pozostawiono.
W telewizji główne miejsce zajmuje polityka. Kiedy żyła żona, często wspólnie oglądali programy stricte polityczne lub te z polityką w tle, wszyscy Polacy są związani, skłóceni, skaczący sobie do gardeł. Już nikt z nikim nie potrafi rozmawiać… ogólne szczekanie… to robi się straszne… On sam tak postępował, dopiero śmierć żony nauczyła go pokory, wyciszyła, choć czasami podnosi głos, kiedy słyszy bełkot zamiast merytorycznej rozmowy. W tym narodzie nie ma już empatii, jest nienawiść i napuszczanie jednych na drugich… karzeł zawładnął całym krajem… my mu na to pozwoliliśmy… my. Ludzie pierwszej Solidarności, wielkiej Solidarności w znacznej większości już powymierali, została hołota i nieudacznicy, którzy nie potrafią sami na siebie zarobić, oczekują więc ochłapów od rządzących, i takim sposobem uzależniają się od sekty.
Adam nienawidzi polityki, a jednak, co paradoksalne, to ona utrzymuje go przy życiu… dzięki politykom czasami zapomina o własnym bólu.
Dość gadania, dość rozważań, dość czasu bez snu. Jest potwornie zmęczony, głowa opada mu na pierś… to jego pierwsza noc w opustoszałym mieszkaniu.
Po 5 miesiącach ponownie wszedł w starą rzeczywistość… musi się przebudzić, jeszcze śpi… Śniadanie… tak… trzeba coś zjeść. A później? Później pójdzie na obiad do pobliskiego baru… A jeszcze później… może się upije bezalkoholowym piwem?
Ktoś zapukał… goście tak wcześnie? Nie, w sumie jest już dość późno. W wizjerze ukazała się twarz przyjaciela… należy wpuścić, nie będzie przecież udawał, że nikogo nie ma w domu.
– A ty co, spać nie możesz?
– Jakie spać, przecież to południe.
No tak.
– Siadaj. Napijesz się kawy?
– Nie, wpadłem tylko na chwilę – odpowiedział.
– Jak się czujesz?
– Wspaniale… w domu wszystko w porządku, wszyscy jesteśmy zdrowi.
Przyjaciel spojrzał na Adama podejrzliwie.
– Nie, nie, jeszcze nie zwariowałem-odparł.
Nie miał ochoty na rozmowę. Najchętniej zostałby znowu sam, włączyłby telewizor i może ponownie zasnął… zaproponował jednak kawę, ot tak z uprzejmości.
Adam miał tak wiele planów związanych ze swoim malarstwem, z życiem we dwoje, z podróżą do Czech… chciał żonie ofiarować jeszcze wiele szczęścia… nie zdążył, zabrano nadzieję… To nauka na przyszłość… dla młodych, nie marnujcie sobie i drugiej osobie życia… jeśli nie jesteście pewni swej miłości, odpuście, skrzywdzicie nie tylko siebie. Czy warto?
Przyjaciel wreszcie wyszedł. Teraz Adam pomyślał o mocnej kawie. Nie powinien przecież marnować życia i tego co mu zostało, na sen… przed nim projekt nowego obrazu… będzie to złotowłosa piękność XXIV wieku… inny strój, inne otoczenie, inna twarz… piękna, ale inna… od zawsze fascynowały go kobiety… nie, nieerotycznie, nie to… kobieca osobowość, cudowny dar natury, albo może Boga? Ktoś, kto jest piękny, delikatny, ale równie dobrze może być potworem. Kobiety, to złożona natura, są nieprzewidywalne, potrafią zaskakiwać…Dla nich mężczyzna popełnia największe szaleństwa, ze śmiercią samobójczą włącznie.
On właśnie stracił kobietę… po jej odejściu, stwierdził, że miał wyjątkowe szczęście, poznając ją na swej życiowej drodze i nie zawsze potrafił tej kobiecie okazać miłość, a przecież ona na nią zasługiwała, jak żadna inna…. Przeklęty losie… podły losie…
Zamknie się w swojej pracowni… praca pozwoli mu uspokoić nerwy, wyciszyć ból. W tym nieszczęściu, ma szczęście, że żyje w nim i z nim jego pasja, jego malarstwo.
4 miesiące u syna, to jakiś sposób na samotność… tego był pewien. Czuł, że syn i synowa będą ostoją, plastrem na tragiczne wydarzenia w jego życiu, jednak prawda bywa inna… oni są młodzi, bardzo zajęci swoją pracą, biznesem, wyjazdami… A Adam w tym dużym domu pozbawiony pasji… nie mógł przecież zwalić się do nich ze sztalugami, z farbami, z pędzlami… mimo dużego metrażu nie było tam miejsca na jego sztukę. Przez 4 miesiące siedział w Internecie, oglądał jakieś stare filmy, nie szukał polityki, szukał wywiadów z artystami, szukał również siebie, swoich wywiadów, których wielu udzielił. Był artystą już z osiągnięciami, z wystawami w wielu miejscach w Polsce i za granicą. Jego obrazy znane były w Ameryce Południowej, w Kanadzie, nie licząc wielu miejsc w Europie. Mógł spodziewać się wywiadów… artystyczna kariera była jego szczęściem, dumą, ale też i przekleństwem… zaczęła bowiem psuć relację między małżonkami… pojawiały się kłótnie, wielodniowe milczenia, a wreszcie i kobiety, całkiem realne w jego życiu… niewiele brakowało, a doszłoby do rozwodu, na szczęście żadne z nich tego kroku nie poczyniło. Czasami myśli, że wiele dałby za ten rozwód, byle by ona żyła… zawsze mógłby zadzwonić, ofiarować się życzeniem dobrego dnia. Świadomość, że ona jest gdzieś tam, ale jest, byłaby dla niego szczęściem.
Przychodzi czas refleksji, nowego podejścia do życia… do życia w pojedynkę… czy się uda? Czas przyniesie odpowiedź.
Teraz siedzi w pokoju, przegląda obrazy, w jakimś sensie wraca do pracy… nie dziś, nie teraz, ale może za jakiś czas weźmie do ręki pędzel i zacznie malować… Dziś jeszcze pustka w głowie, bez pomysłu na nowy temat.
Długie dni upłyną nim zacznie pragnąć towarzystwa ludzi wokół siebie.
Adam siedzi w fotelu, przegląda ich wspólne zdjęcia, patrzy tęsknie na twarz żony utrwaloną na fotografii… życie jest niesprawiedliwe, podłe. Bóg zabrał mu możliwość okazania żonie miłości… takiej ogromnej, czułej bardzo… najchętniej znalazłby się w jej ramionach… tam, w dalekim świecie, po drugiej stronie lustra, jak on nazywa bezpowrotne odejście. Jeśli ma żyć, musi wrócić do życia… Siedzenie w fotelu zaczęło go męczyć, wstał więc, poszedł do kuchni…zrobi sobie herbatę, może kawę, taką swoją…
Musi poradzić sobie z samotnością… może weźmie psa albo kota. Zwierzęta, to jego mali przyjaciele… nie może o nich zapominać, tak jak zdarzało mu się zapominać o ptakach, czy śwince morskiej… one również pragną ludzkiej miłości, może nie okazują tego tak wyraźnie, jak czyni to pies, czy kot, ale ta miłość w nich jest, i pragną tego uczucia. Jednak, żeby przezwyciężyć śmierć, musi mieć psa, wychodzić z nim na spacery, rozmawiać… jest pandemia… cholera… gdyby nie to draństwo, częściej byłby między ludźmi, w kawiarniach, na spotkaniach…po prostu, między ludźmi.
Wziął kawę, wrócił do pokoju, usiadł przy okrągłym stoliczku… Zaczął medytować, myśleć, analizować, puentować… Jesteś człowiekiem inteligentnym, więc wiesz, że są sytuacje nieodwracalne…ale jako osoba wierząca doskonale zdajesz sobie też sprawę z tego, że kiedy i ty umrzesz, spotkasz się w niebie ze swoimi najbliższymi… więc nic nie jest stracone. Póki co, przygotowuj wystawy. Bóg nakazał ci jeszcze żyć… Żyj, maluj, widocznie masz coś do zrealizowania.
Tak, ale o ile łatwiej byłoby we dwoje- westchnął.
Kawa nie smakowała… do okna zbliżał się wieczór, telewizor grał, od jakiegoś czasu nie wyłącza tego pudła, słyszy głosy, a to jest przecież jakaś namiastka tłumu.
Od kilku dni nikt do niego nie zagląda… machnąć ręką na tych „przyjaciół”, czy wpaść w smutek? Nie… smutku już wystarczy.
Powinien malować nowe obrazy, szykować wystawę, może tym razem u swojego przyjaciela w Pradze… tak dawno tam nie wystawiał… Śmierć żony nie może go pokonać, pewnie jej by ten fakt nie ucieszył…ale przecież każdy ma swój czas, jemu jeszcze trochę go zostało, więc powinien stanąć przy sztaludze… Otworzył balkon, świeży powiew powietrza jemu i temu domowi dobrze zrobi, znowu usiadł w fotelu, spojrzał na obrazy wiszące na ścianach… czy jeszcze coś stworzy, czy może są to już ostatnie płótna?
Od kilku dni gorzej chodzi, jakby z trudnością. Biorąc laskę do ręki sądził, że to tylko na parę dni… jest odwrotnie, stała się ona jego nieodzowną pomocnicą, nie wyobraża sobie wyjścia z domu bez niej. Musi przecież wyjść do sklepu, zrobić zakupy, choćby te podstawowe… mleko, chleb, masło, jakieś wędliny, jeśli ma żyć, musi jeść. Później zadzwoni do kilku znajomych, może do przyjaciela do Pragi? Chce się trochę oczyścić z tego smutku, gotów jest w tym celu wyjechać do Czech, nic go tu już nie trzyma…nic… Tam łatwiej wróci do swojej dobrej kondycji, gdyż będzie musiał wyjść na ulicę, do kawiarni, na wernisaż… Natomiast jego rodzinne miasto go przytłoczy lub zabije, ci tak zwani przyjaciele go zabiją. Pamięta, jak pewien pseudoprzyjaciel zapewniał: Adam, możesz na nas liczyć… i na tym liczenie się skończyło, żadnego telefonu… ech… przyjaciele.
Kurwa, tak naprawdę miał tylko jednego prawdziwego przyjaciela… żonę, która musiała go opuścić. Źle by im było? Wspólne jeszcze lata życia… gdyby trzeba było, mógłby się nią opiekować, opiekowałby się. Kiedy żyła Joanna, czuł się silniejszy, wiedział, że może liczyć tylko na siebie i akceptował to… teraz opuszczony, samotny, stracił ochotę do życia. Najchętniej znalazłby się już po drugiej stronie, wśród swoich najbliższych… wierzy w taką perspektywę, a może chciał uwierzyć? Wcześniej nie był jej wcale taki pewien…zadawał sobie często pytanie: jest tam coś, czy nie ma? Nie! Takie pytania, to już przeszłość, przecież wierzy w Boga, na przekór temu wszystkiemu, co robią księża…on wierzy, a temu draństwu wierzył kiedy był dzieckiem, i kiedy z tatą szedł do kościoła na mszę…zresztą… i kościół był wtedy inny i księża. Potem zaczął malować, malarstwo stało się jego obsesją, o wszystkim innym zapominał. Malarstwo stało się jego życiem…żona towarzyszyła w tej drodze, nigdy nie była przeciwna… miał to szczęście, choć czasami chciała wyjść na spacer we dwoje.
Za tydzień, może za dwa, wsiada do pociągu i jedzie do Pragi, nie da tak łatwo o sobie zapomnieć, za dużo w tym osiągnął, by dać się zapomnieć, gazety znowu będą o nim pisać. Ma przed sobą przynajmniej kilka lat życia, a to w jego wieku dużo, przez te lata, można wiele zrobić i coś jeszcze po sobie zostawić… pomysły w głowie się rodzą, nowe obrazy, nowe wizje… będzie malował kobiety… ich twarze, ich sylwetki… wdzięczny i trudny temat. To nie będą kobiety delikatne, o erotycznym zabarwieniu, o uśmiechu anielicy… to będą kobiety demoniczne, czasami potwory, wyuzdane, ordynarne, ale i bardzo tajemnicze… kobiety z przyszłości, z bardzo dalekiej przyszłości… ubrane dziwnie… kobiety jakby z metalu… właśnie, metaliczne… otoczone ogrodem kwiatów metalowych, z nielicznym, budzącym się do życia kwiatem naturalnym, a więc żywym… to będzie symbol tęsknoty podążającej ku naturalności, ku prawdzie najprawdziwszej… stworzy ten cykl i nazwie go cyklem kobiet…będą fascynujące obrazy, podziwiane na wielu wystawach, i będzie to jego obrona przed samotnością… tylko wytężoną pracą może obronić życie.
Od kilku dni wchodzi w rytm tego mieszkania, jakby uczył się go ponownie… gasi światło około 1 w nocy, tylko telewizor gra nieprzerwanie… nie, już nie dlatego, że chce słyszeć, aż do zaśnięcia ludzki głos… ten telewizor po prostu długo się nagrzewa po wyłączeniu, więc zachodzi obawa, że mógłby ponownie już się nie włączyć.
Pomyślał o znajomych… nikt się nie odzywa, prawie nikt… dawniej nie mieliśmy telewizorów, komputerów, telefon stacjonarny był luksusem, i nie każdy go miał, ale była przyjaźń…ot, taka zwyczajna, szczera, człowiek na człowieka mógł liczyć.
Kiedy niewiele upłynęło lat od zakończenia wojny, i pamięć była inna, i stosunki międzyludzkie serdeczne… przeżycia, tragedie, zmieniają człowieka. Dziś o wojnie nie pamiętamy, więc i znieczulica większa… empatia… a cóż to jest empatia? Liczy się moje i tylko moje.
Uciec stąd, wyjechać, zostawić to pieprznięte podwórko, jakim jest Polska…Kilkanaście lat wstecz pewnie byłoby to możliwe, ale teraz? Jest już za późno. Zostały może dwa, trzy lata życia, no może pięć. Nie licytujmy się.
Zmarnowałem swoje życie – pomyślał. Mimo tych wszystkich osiągnięć w sztuce… zmarnowane życie.
Telefon ciągle milczy… częściej pisze nowopoznana kobieta z Rosji, niż ci tutaj. Gówno… nie mają pojęcia czym jest przyjaźń… gówno, nie mają pojęcia, czym jest przyjaźń. Gdyby im złorzeczył, życzyłby im tej jego przeklętej samotności… niemal wykrzyczał swój żal. W takiej chwili znowu nawiedziła go myśl o domu opieki. Tam są ludzie, tam są rozmowy, choćby o byle czym, ale rozmowy. Rozgoryczenie wzięło górę, żal… Wszystko w życiu Adama się popieprzyło… przyjaciele zawsze znajdą wymówkę, że nie mogli zadzwonić, napisać dwóch słów na Facebooku.
Wstał, zaczął chodzić nerwowo po pokoju, niczym dawnymi laty Przybyszewski. Co ma zrobić… chodzić tak przez kilka minut, potem rzucić się na fotel i więcej się z niego nie podnieść? To mogło zdarzyć się tylko Przybyszewskiemu.
Wszedł do łazienki z mocnym postanowieniem: w dupie ma obrazy, wyjazd do przyjaciela do Pragi, ma gdzieś remont mieszkania… już niczego nie oczekuje, może jedynie powrotu do domu, tam, po drugiej stronie lustra, powrotu do swoich najbliższych, do przyjaciół, którzy zawsze wiedzieli, co to słowo znaczy.
W łazience zobaczył coś miłego dla oka…hak u sufitu… kto i po co go kiedyś tu wkręcił?… może ten ktoś przeczuwał, że hak jeszcze się przyda?
Wziął kartkę…napisał jedno słowo… tylko jedno, ale to tajemnica… Adam nie wyjawi…nie ogłosi…Jedno słowo… na tyle zasłużyli sobie potomni…tylko na tyle. Zrobi coś, co od zawsze go nurtowało… zamknie życie w okowach sznura. Jeszcze raz ten dom, to mieszkanie, te obrazy, to wszystko.
28. 07. 2020 r.