09/2023
Partyzant
Miał w oczach nieskończoność.
Nic stąd nie należało do niego
i on do niczego nie należał.
Żył z wami bez was, był obok.
Może posłano go tu z góry,
żeby zapalił kilka iskier
w kilku oczach.
Żeby przekradał się obok was,
muskał wasze ciała jak wiatr.
Wielkie sprawy nie trzymały się go,
odpadały od niego
niecierpiące zwłoki zdarzenia.
Gubił zapisane kartki,
zapominał numery telefonów.
Do ostatniej kropli zapisywał
sobą świat, rozdawał siebie
na wszystkie strony.
Przełamywał się każdym oddechem.
Odpływający
A oni wchodzą w niebo
cali w białych wstążkach.
Wypuszczają z rąk
siekiery, łyżki, szklanki,
zapominają numery
kont bankowych.
Ulice usuwają się
spod ich stóp.
Patrzą w dół
na swoje ciała
leżące w czółnach
trumien.
Mówią do nich
przez chmury.
Widzą z wysoka,
że wszystkie ślady,
które zrobili
układają się
w krótki czytelny napis.
***
Leżę wyrzucony na brzeg,
owinięty w żagiel z gwiazd.
Zobacz jak bardzo
jestem pojedynczy teraz.
I że w tęsknocie
nie prześcigną mnie
najdalsze mgławice.
Zobacz, że mam
otwartą ranę w boku
po wyjętym żebrze.
A więc żebrzę
o okruch ciebie,
błagam o strzęp światła.
Nie tul już powietrza po mnie,
Sfruń nieśmiało w moje strony.
Przetnij mi niechcący drogę.
Upuść nieopatrznie jakiś przedmiot,
który mógłbym podnieść.
I chcąc zwrócić,
zabłąkać się przypadkowo
w twoje usta.