– Za plastyczność słowa i czarowanie obrazem. Za eklektyzm stylów i gatunków. Za zapach japońskich wiśni w środku polskiej zimy. Za lekkie muśnięcia tam, gdzie inni próbowaliby epatować.
GDY ZAKWITNĄ WIŚNIE
A ty wciąż zalotna,
wody czystej nimfo,
na zgubę prowadzisz
kochanka biednego
w czerwony wschód słońca
Kwiaty na kimonie zdawały się żyć, białe róże wymieszane z kwiatami wiśni poruszały się tak, jakby oddychały z wiosennym wiatrem. Falowały w takt niezrozumiałej dla nikogo muzyki, chyląc się na przemian ku prawej, to znów ku lewej stronie. Prawa strona, lewa strona, prawa strona, lewa strona… I tak bez końca. Czekała. Kimono było dla niej wszystkim. Czemu? Była córką swojej matki, rzeka zawsze płynie do przodu, pomimo prądów, które nią targają.
Matka była najlepszą gejszą w ,,Kwiatowej dzielnicy”. Nikt nie mógł konkurować z jej pięknem i gracją. Absolutnie nikt. Była niesamowicie jasna i bardzo dumna. Włosy kruczoczarne zawsze podpięte ku górze. Zależnie od pory roku wpinała w nie kwiaty, które akurat kwitły całym swym blaskiem. Ale to spojrzenie jej oczu, ich brązowa otwartość potrafiły wywołać ogień i spalić na popiół. Kiedy ubierała kimono i wychodziła na ulicę, wszyscy patrzyli tylko na nią. Były to oczy pełne pożądania, ale i gniewu. Kobiety były o nią zazdrosne, mężczyźni natomiast pragnęli jej piękna tylko i wyłącznie dla siebie. Zachwyt jej osobą był tak żarliwy, że nie sposób go było wytłumaczyć w żaden logiczny sposób. Było to bardzo dziwne, naprawdę trudne do zrozumienia dla kogoś, kto nigdy nie mieszkał w ,,Kwiatowej dzielnicy”. Przypuśćmy, że gdyby była brzydka, a nie tak posągowo piękna, nie stałoby się to, co przyszło wraz z nadejściem wiosny. Nieprawdopodobna zbrodnia, wysoce nieprawdopodobna.
„Kwiatowa dzielnica” zastygła w przerażeniu. Jej matka Hanako została zamordowana.
– Kto mógł to zrobić??? Czemu??? Była taka piękna!!! – ludzie szeptali bez końca.
Tego dnia kiedy umarła, kwiaty wiśni zaczęły nieśmiało rozkwitać. Białe i różowe płatki rozświetlały zachmurzone od płaczu niebo.
Tak głębokiego uczucia rozpaczy, jak tegoż właśnie dnia, nie doznała jeszcze nigdy. Tęsknota paliła jej duszę, jak płomień świecę.
Była córką swojej matki, nie powinno więc dziwić nikogo, że i ona pewnego dnia stanie się gejszą. Teraz oczy wszystkich w ,,Kwiatowej dzielnicy” patrzyły już tylko na nią.
– Spójrzcie… Spójrzcie… To ona… Ona!!! Wygląda tak samo pięknie, jak jej matka!!! – ludzie szeptali z ukrycia. Ulica jak zawsze miała oczy, a przydrożne drzewa, uszy. Nie ma jednak nic, co brzmiałoby bardziej pięknie, jak porównanie do ukochanej matki. Zawsze o tym marzyła. Włosy czarne jak heban, płeć niczym z białego marmuru i złotobrązowe spojrzenie. Tak właśnie się teraz czuła. Cudownie.
– Czy moja matka wiedziała, że zostanie zamordowana??? – pytała samą siebie zaraz po przebudzeniu. Nie było jednak żadnej odpowiedzi. Nie było też nikogo, kto pomógłby zrozumieć ten narastający ból straty. Im więcej o tym myślała, tym bardziej rosła w niej nienawiść do tego, kto to zrobił. Czy był to ktoś, kogo matka znała? A może kochała ponad życie… Lub nienawidziła? Któż był zdolny do czegoś tak okrutnego? Jakże to wszystko zrozumieć? Teraz, gdy jej tu nie ma, i już nie będzie… Ani jutro, ani żadnego kolejnego dnia.
「 W bambusowym lesie
płomienna dziewczynka
rozmawiała z ptakami
bezwstydnym językiem,
czerwienią uszminkowała
swe wargi i brwi,
szyję miała nagą,
pod kołnierzem kimona,
Nikt jej nie pilnował,
nie zamknął w kobiecej części domu,
Bambusowe łodygi
wirowały na wietrze,
gdy tęsknota wolności
rozdzierała jej serce. 」
Życie w ,,Kwiatowej dzielnicy” wróciło do normy, ludzie powoli zapominali o śmierci gejszy Hanako. Ale nie ona. Przypominały jej o tym światła czerwonych lampionów, biały makijaż, stukot drewnianych sandałów okobo i dźwięki gitary shamisen. Ciało jej matki znaleziono wśród bambusowych drzew. Piękne włosy pozlepiane były krwią, brązowe oczy miała na wpół otwarte…
W zaciśniętych dłoniach trzymała kawałek błękitnej jedwabnej wstążki… Jeden z jej końców był wyraźnie poszarpany, wyglądało to tak, jakby ktoś próbował wyrwać całą wstążkę, a udało się tylko oderwać nieznaczną jej część… Ale po co? Dlaczego?
Dziś jeszcze tego nie wiedziała, ale podświadomie czuła, że los rychło postawi ją u wrót śmierci, i wtedy dowie się wszystkiego.
Pewnego dnia, tuż na początku wiosny, przyszedł do niej posłaniec od pana Tanaki. Powietrze już kipiało od zapachu wiśniowych kwiatków… Pan Tanaka był najbogatszym człowiekiem w całej ,,Kwiatowej dzielnicy”. Nikt tak naprawdę nie wiedział o nim nic, poza tym, że jest niesamowicie bogaty, a całego swojego majątku dorobił się prawdopodobnie na handlu z Holendrami.
Bogactwo dawało mu potęgę i przewagę nad wszystkimi innymi, którzy tu mieszkali. Chroniło też przed każdym niewygodnym sądem, dając bezpieczne ukrycie w ogromnym, drewnianym domu. Prowadził wygodne życie, gardząc biednymi mieszkańcami „Kwiatowej dzielnicy”. Szukając w pamięci przypomniała sobie, że to nie kto inny, a właśnie pan Tanaka wielokrotnie odwiedzał ,,dom gejsz”, tylko po to, żeby spotkać się z jej matką.
Myśl o tym wstrząsnęła nią… – Dlaczego człowiek taki jak on, interesował się jej matką? Dlaczego? Dlaczego? – pytała samą siebie.
Posłaniec przyniósł prezent, kimono które matka ubierała tylko i wyłącznie na specjalne okazje. Uszyte z najdroższego jedwabiu, w kolorze soczystej czerwieni, bez żadnych zbędnych wzorów czy upiększeń. Jednak z bliska, jedwab błyszczał niczym posypany najprawdziwszym złotem. Doskonałość zamknięta w każdym calu materiału. Za trzy dni miała się spotkać z panem Tanaką. Miała też ubrać czerwone kimono, które jej przysłał…
Kimono jej matki, które w jakiś dziwny sposób trafiło w jego ręce.
– Ale dlaczego??? Czemu??? – niecierpliwiła się coraz bardziej.
「 Gdy zakwitną wiśnie
bladym świtem w milczeniu,
zarzucę czerwone kimono
na nocną koszulę
i wyjdę na drogę
Zobaczę cię kwiecie
w delikatnym zachwycie
zalotnie, nieśmiało, smutno. 」
Na trzeci dzień ubrana w czerwone kimono, udała się do domu pana Tanaki. Jedwab przyjemnie chłodził rozpaloną skórę,
z każdym ruchem wydawał też całkiem przyjemny dla ucha dźwięk, skrzypiącego pod stopami śniegu.
Kimono żyło na jej ciele, oddychało nim. Czuła to, aż nazbyt wyraźnie. Ubieranie kimona to sztuka. Intymny rytuał kobiet, które podporządkowały całe swoje życie tylko temu, a kimono było dla nich jedynym ziemskim prawem. Jest nawet takie powiedzenie, że to w jaki sposób kobieta przygotowuje się do założenia kimona, a potem to jak je ubiera, jest opowieścią o niej samej.
Matka często powtarzała jej te słowa. Być może, w tej właśnie chwili, tworzyła opowieść o sobie samej. Czarne włosy upięła wysoko, prawie na czubku głowy, odsłaniając tym samym pomalowany na biało kark. Czerwony kolor zdobił zmysłowo jej małe usta i kąciki oczu. Ale było coś jeszcze…
Nieduży jedwabny kwiat chryzantemy, wpięty delikatnie we włosy. Spinka wykończona została metalowym ostrzem. Naostrzyła je nadzwyczaj dokładnie, zanim opuściła ,,dom gejsz”.
To matka nauczyła ją tego wszystkiego.
Kochała ją nad życie.
「 Cisza jest wszystkim
tej zimnej nocy,
gdy serce kończy
swój śpiew o życiu,
a wiśnie pachną
mocniej, niż zwykle. 」
Kwitły wiśniowe drzewa. Niebo różowiało ich barwą.
A ona szła dumnie wyprostowana, samym środkiem ,,Kwiatowej dzielnicy”. Ludzie znów wyszeptali:
– Patrzcie, patrzcie… To ona!!!!
– Idzie do domu pana Tanaki!!!!
– Będzie jego kochanką, tak jak i jej matka!!!
– Jest nieczysta!!!
Ale w tej chwili nie miało to dla niej żadnego znaczenia, nie potrzebowała przekonywać nikogo z nich, że jest inaczej, i że się mylą. Mieszkańcy ,,Kwiatowej dzielnicy” od zawsze mówili o innych. Tutaj było to tak naturalne, jak oddychanie. Pojutrze znajdą sobie nowy temat. Pan Tanaka czekał na nią w przestronnym, jasnym pokoju, wyłożonym na całości matami ,,tatami”. Ale zostawmy to.
Jego twarz była bardzo surowa, prawdopodobnie nigdy się nie uśmiechał. Może i miał dużo pieniędzy, ale nawet za największe pieniądze nie można kupić sobie szczęścia. To prawda stara jak świat.
– To ja zabiłem twoją matkę Hanako… – zaczął mówić.
Unikał jej spojrzenia, a ona nawet nie była zdziwiona jego wyznaniem. Przez cały ten czas, kiedy przyglądała mu się w milczeniu, z czarnego kimona, które miał ubrane, spływał kawałek błękitnej, jedwabnej wstążki… Tej samej, którą znaleziono w zaciśniętej dłoni jej zamordowanej matki.
Widać było, że ma ochotę powiedzieć coś jeszcze, ale ostatecznie milczał. Po chwili wybuchł najobrzydliwszym śmiechem, jaki dotąd słyszała. Śmiał się przez cały ten czas. Stała nieruchomo, a śmiech nie cichł nawet na sekundę… Oplatał jej sylwetkę z każdej możliwej strony. Oddychała z trudem. Momentalnie poczuła krew w kąciku ust i dziwny ogień w sercu. Tylko przez jeden krótki moment zawahała się, po czym jej białe, prawie przezroczyste dłonie sięgnęły ku włosom, w miejsce, gdzie tkwiła kwiatowa spinka wykończona metalowym szpikulcem. Wtedy to, wszystko wokół zastygło w martwej ciszy. Z ogrodu dobiegł słodki świergot małego ptaszka. Szary ptaszek śpiewał o kwiatach wiśni i zbliżającym się lecie. Dumnie wyprostowana, opuściła dom pana Tanaki.
Była wszak córką swojej matki.
Była córką gejszy.
Joanna Shigenobu (Tokyo 2021)