Don spojrzał z ukosa na Jana i zakomunikował: masz to załatwić szybko i bez cackania! Bez żadnej zbędnej zabawy w delikatność!
Jan skwitował to uśmiechem, za którym stało:… i za to pana lubię, szefie. Wcześniej pracował na budowie, może nie miał zbyt wysokiego IQ, ale za to siła mięśni predestynowała go na stanowisko, które obecnie piastował. A że znał także sekretarkę szefa, bo kiedyś robił u niej remoncik, to tym bardziej, w swym mniemaniu, zasługiwał na jego łaski. Ho, ho, teraz sekretarka zarządza wielką korporacją. Szef załatwił. Don może wszystko. Nawet na Kremlu się z nim liczą. Bez euforii. Wiedzą, że to kanalia, ale za to go cenią.
Szefie, to ja już biegnę załatwić tę sprawę – Jan wiernopoddańczo spojrzał w oczy Dona, poszukując w nich oznak akceptacji. Nigdy nie miał pewności czy tak oznacza ,,tak”, czy też może: „tak, ale…” Szef był twardym zawodnikiem. Niby niepozorny, niby niedbający o wykwintny stylu życia, kreował się nawet na człowieka łatwowiernego, niedbałego, ale w nocy – gdy nikt nie widział –wpierdalał krewetki i kawior.
Antek o tym powiedział. A on wie wszystko. To Cyngiel Dona. Nawet szef się z nim liczy. Ciarki przebiegły po plecach Jana, kiedy przypomniał sobie ich pierwsze spotkanie. Przylecieli wtedy na zjazd przedstawiciele mafii sołncewskiej i Don kazał mu zabezpieczać Antka. Tyle, że ten wcale nie potrzebował wsparcia. Sołncewska brać witała go jak swojaka, jak przyjaciela.
A teraz dostał zadanie od samego Dona: zneutralizować przeciwnika, który bruździ w interesach szefa. No, może nie tak groźnego, jak ci z Sołncewa, bo czy 20-letnia dziewczyna, która wykrzykuje na ulicy hasła, może być dla szefa groźnym przeciwnikiem?!Ale może wywołać lawinę…
Chwycił więc za telefon i wydał rozkaz: zatrzymać do wyjaśnienia!
Jan ocierając pot z czoła pomyślał: ku chwale. W końcu niełatwo było zostać szefem służb specjalnych.