10/2024
Docienia
U mnie limity to debety. Każdy pije
coś innego. Jesteśmy dorośli.
Jeszcze. Przestałam gryźć. Już.
Zegarek pokazuje pięć minut do przodu,
twój się spóźnia. Chodzisz boso. Dzielimy
paragony. Nie wytrzymasz ze mną przez całą Polskę.
Historia nieopowiedziana obrasta milczeniem.
Dalej pijemy kiepską kawę, bo co to za różnica.
Nawet osobno jesteśmy nieznośni.
Dnieje. Miałeś być legendą, zostałeś anegdotą.
Poczułam się przypadkiem
Liczby nigdy nie były po mojej stronie.
Ty natomiast znasz na pamięć nocne
rozkłady jazdy i ciał. Nie używasz imion,
bo to znaczyłoby za dużo.
Najczęściej określa je wiek lub kolejność.
Czasem mnie to męczy. Katalog
jest jednak zamknięty i tylko co jakiś czas
dochodzi do drobnej wymiany
zdań. Nie każdy odpoczynek jest wieczny
jak nie wszystkie miłości są na zawsze.
Docie ranie
Dobrze mieć jakąś poezję na obronę.
Są związki tak trudne, że nawet odejść
nie można. Rozliczamy się – krzyżyk i urna.
Zazwyczaj przegrywają
wszystkie i każdy.
Zaczynam nas podejrzewać o coś takiego
jak przyszłość. Spisuję myśli
z plakatów. Rośnie nadzieja jak dług
publiczny. I brzuch. Dusze mamy zszyte
dość niefortunnie.
Milczę po polsku, a potem jakoś
wiersz czy proza. Przyglądam się
słowom.