fbpx
+48 736-84-84-44
Zaznacz stronę

Bogusława Chwierut-Bodzia

11/2024

Babcia Anna

 

mrok spowijał stropy nieba

bezsenność schodziła jak cień ze sztywnych drzew

oplatała mury rozlewała się po kamieniach jak deszcz

 

brak słońca uderzył w światłoczułą ziemię
w zaułku ulicy z lamp rozkwitał strumień światła

to eden mroku

 

z pożółkłych kartek ulatują słowa

grawerowane jej wargami

twarz babci wita dzień
jej siwa głowa jak pajęcza sieć srebrzy się spod chustki
powiela litanie każdego poranka

patrząc z czułością na obraz powieszony w kuchni

drży jak osikowe drzewo

przytulając swoją książeczkę
korzenie modlitwy rozrastają się po domu

pękają jak na rzece  lód

wciąż trwa na ziemi wysyłając SMS-y w niebo

zanim zegar zatrzyma się między dniem i nocą

nim rozpali się w piecu

wspomni swoje życie które dostała od matki

 

z prostych składników upiecze chleb z kminkiem

ugotuje kompot z rdzawych śliwek

rozjaśnią się jej  wspomnienia wykute w głowie

i zacznie żeglować

aż po horyzont wraz z wronami po błotnistym niebie

 

 

Most

 

strzępy wyobraźni pośród śpiącego lasu

slajdy murów wtopione w pejzaż miasta

cisza jak na cmentarzu 

parę torów biegnących donikąd

ślady butów do przyszłości

szelest liści dotykanych przez wiatr

kamienie zespolone ze sobą stoją jak ludzie

kilka kolców zadrapanych przez deszcz

nierównych krawędzi porośniętych mchem

plamy krwi

pomiędzy wczoraj i dziś

historia lubi się powtarzać

płomienie niszczą wspomnienia

co roku ubywa lasu

pamięć tutaj wciąż tkwi

most jak muzealny eksponat

połączone kamienie 

milczą

stoją ze sobą  jako klucz

do przeszłości

dziecinnych zabaw

walki zwierząt

bójki młodzieży naćpanych narkomanów

niewiele zostało

zgliszcza jak po wojnie

parę fotografii i wspomnień ludzi

kiedyś był tu most do lepszego świata

wrota  do przyszłości

wiatr  potrafi się tu modlić

a ludzie boją się chodzić

 

Panna Młoda

 

widziałam niedawno niewidomą kobietę
prowadziła przez jezdnię białą łaskę
z zadowoleniem obejmowała zimny kawałek rączki

jak dwie przyjaciółki na dobre i złe
z pleców zwisał czerwony plecak wypchany po brzegi nicością
blond włosy łaskotały delikatną skórę szyi

wiatr uczepił się jej loków

pasażer na gapę

poskręcał kosmyki w serpenty
jazda w góry i dół a za uszami ballady śpiew
widać było jej kręgi szyjne po których można było się wspiąć jak po drabinie
lekko unosiła małe stopy nad asfaltem
tajemnicza jakby nagle wyszła z filmu ,,Po omacku”

sandały obejmowały jej palce pomalowane czerwonym lakierem
w błękitnej sukience w trójkąty stukała białą laską ogłaszając że nadchodzi

nikt nie zwracał uwagi

ludzie spieszyli się jakby za chwilę miał być koniec świata

gibka jak brzoza nie stwarzała wrażenia że nie może sobie poradzić
jak po niebie z aniołem za pan brat
szczęśliwa promieniała jak wiosenny żonkil
weszła do sklepu ze ślubnymi sukniami

wraz ze swoim posłańcem

 

  

Najcenniejsza walizka

 

listy szumiące topolą
słowa wieczornych rozmyślań przy księżycu

zapiski zwinięte jak papirusy Cycerona

ważne wskazówki
tajemnicze zagadki miłostek
pachnące jaśminem fotografie

pożółkłe wspomnienia lat dziecinnych

głosy gęgania gęsi i szczekanie Kajtka
dźwięk otwieranych drewnianych drzwi

skrzyp studziennych kropel wody

pierścionek babci z koralem czerwonym
za duży na chude palce

klucz do przeszłości zardzewiały od mgły porannej
porwany różaniec bez Jezusa
Szkaplerzna Matka Boska znaleziona na drodze
chusteczka od mamy z haftowaną różą

strzępiaste rogi prują się jak dni jesiennej zadumy
parę piór kurzych małej kolorowej liliputki

która znosiła kropkowane jajka

ciężka walizka złota
cenne kilogramy lat

 

coraz cięższa
można ją nieść jak naręcza pachnącego rumianku
po kres

Skip to content