11/2024
Babcia Anna
mrok spowijał stropy nieba
bezsenność schodziła jak cień ze sztywnych drzew
oplatała mury rozlewała się po kamieniach jak deszcz
brak słońca uderzył w światłoczułą ziemię
w zaułku ulicy z lamp rozkwitał strumień światła
to eden mroku
z pożółkłych kartek ulatują słowa
grawerowane jej wargami
twarz babci wita dzień
jej siwa głowa jak pajęcza sieć srebrzy się spod chustki
powiela litanie każdego poranka
patrząc z czułością na obraz powieszony w kuchni
drży jak osikowe drzewo
przytulając swoją książeczkę
korzenie modlitwy rozrastają się po domu
pękają jak na rzece lód
wciąż trwa na ziemi wysyłając SMS-y w niebo
zanim zegar zatrzyma się między dniem i nocą
nim rozpali się w piecu
wspomni swoje życie które dostała od matki
z prostych składników upiecze chleb z kminkiem
ugotuje kompot z rdzawych śliwek
rozjaśnią się jej wspomnienia wykute w głowie
i zacznie żeglować
aż po horyzont wraz z wronami po błotnistym niebie
Most
strzępy wyobraźni pośród śpiącego lasu
slajdy murów wtopione w pejzaż miasta
cisza jak na cmentarzu
parę torów biegnących donikąd
ślady butów do przyszłości
szelest liści dotykanych przez wiatr
kamienie zespolone ze sobą stoją jak ludzie
kilka kolców zadrapanych przez deszcz
nierównych krawędzi porośniętych mchem
plamy krwi
pomiędzy wczoraj i dziś
historia lubi się powtarzać
płomienie niszczą wspomnienia
co roku ubywa lasu
pamięć tutaj wciąż tkwi
most jak muzealny eksponat
połączone kamienie
milczą
stoją ze sobą jako klucz
do przeszłości
dziecinnych zabaw
walki zwierząt
bójki młodzieży naćpanych narkomanów
niewiele zostało
zgliszcza jak po wojnie
parę fotografii i wspomnień ludzi
kiedyś był tu most do lepszego świata
wrota do przyszłości
wiatr potrafi się tu modlić
a ludzie boją się chodzić
Panna Młoda
widziałam niedawno niewidomą kobietę
prowadziła przez jezdnię białą łaskę
z zadowoleniem obejmowała zimny kawałek rączki
jak dwie przyjaciółki na dobre i złe
z pleców zwisał czerwony plecak wypchany po brzegi nicością
blond włosy łaskotały delikatną skórę szyi
wiatr uczepił się jej loków
pasażer na gapę
poskręcał kosmyki w serpenty
jazda w góry i dół a za uszami ballady śpiew
widać było jej kręgi szyjne po których można było się wspiąć jak po drabinie
lekko unosiła małe stopy nad asfaltem
tajemnicza jakby nagle wyszła z filmu ,,Po omacku”
sandały obejmowały jej palce pomalowane czerwonym lakierem
w błękitnej sukience w trójkąty stukała białą laską ogłaszając że nadchodzi
nikt nie zwracał uwagi
ludzie spieszyli się jakby za chwilę miał być koniec świata
gibka jak brzoza nie stwarzała wrażenia że nie może sobie poradzić
jak po niebie z aniołem za pan brat
szczęśliwa promieniała jak wiosenny żonkil
weszła do sklepu ze ślubnymi sukniami
wraz ze swoim posłańcem
Najcenniejsza walizka
listy szumiące topolą
słowa wieczornych rozmyślań przy księżycu
zapiski zwinięte jak papirusy Cycerona
ważne wskazówki
tajemnicze zagadki miłostek
pachnące jaśminem fotografie
pożółkłe wspomnienia lat dziecinnych
głosy gęgania gęsi i szczekanie Kajtka
dźwięk otwieranych drewnianych drzwi
skrzyp studziennych kropel wody
pierścionek babci z koralem czerwonym
za duży na chude palce
klucz do przeszłości zardzewiały od mgły porannej
porwany różaniec bez Jezusa
Szkaplerzna Matka Boska znaleziona na drodze
chusteczka od mamy z haftowaną różą
strzępiaste rogi prują się jak dni jesiennej zadumy
parę piór kurzych małej kolorowej liliputki
która znosiła kropkowane jajka
ciężka walizka złota
cenne kilogramy lat
coraz cięższa
można ją nieść jak naręcza pachnącego rumianku
po kres